piątek, 13 lipca 2012

001


Życie się całkowicie odwróciło do góry nogami. Myślała, że wszystko będzie dobrze, ze wyjdzie z tego. Lecz tak naprawdę nie było. Parę dni po upadku w przepaść obudziła się w jakimś starym domu, nie wiedząc w jakiej jest wiosce. Nikt nie miał niczego wiedzieć, także sama Ona. Przez parę dni była pod wpływem śpiączki. Nie miała teraz na nic siły, gdyż wykańczała się. Leży przez cały czas, nic nie robiąc. Dobrze wiedziała, że może coś się stać jak nakryją Ją poplecznicy przyjaciela. Nie mogła na to pozwolić. Mozę minęło parę dni, gdy uznali ją za zabita, ale nie pozwoli się w takim stanie odnaleźć. Woli zginąć w męczarniach niż patrzeć jak jej przyjaciel znów za nią goni.
Otworzyła słabo swoje powieki i uniosła się na łokciach opadając. Kaszlnęła uśmiechając się delikatnie. W pomieszczeniu było zimno, lecz jej to nie przeszkadzało, gdyż ciało miała całe rozpalone od gorączki. Mogła sięgać powyżej czterdziestu stopni. Już sama nie wiedziała jak to zrobić. Siły nie miała na myślenie. Brakowało wszystkiego. Miała już przygotowane wszystko, jedynie potrzebne było jej jedno zioło, które kwitło w Wiosce Liścia, a tam nie zamierza pójść, by pokazać się ludziom.
Wydali by ją dobrze to pojmowała. Cała jej chakra jest coraz bardziej pochłaniana przez wrogą, jeśli antidotum nie zażyje w przeciągu dwóch dni umrze na dobre. Już nie będzie odwrotu. Kropelki potu spływały po  skroni. Wstała do pozycji siedzącej trzymając się za głowę. Słyszała odgłosy walki dochodzące z daleka. Miała nadzieję, ze nikt tutaj nie dojdzie, lecz mogła się pomylić czego nie chciała. Wstała na równe nogi chwiejąc się. Przytrzymała się klatki serce biło szybko i kuło. Bolało jak cholera. Nie mogła do tego się przyzwyczaić, gdy leżała było całkiem inaczej. Nie czuła prawie niczego. Jak spała ogarnął ja błogi sen, z którego nie chciała się budzić, ale musiała. Upadła z hukiem na drewniane belki. Jęknęła z bólu. Wstała ponownie przyzwyczajając nogi do masy jej ciała. Trzymała się za głowę myśląc dalej nad sensem życia. Nie było takiego, gdyż nie miała dla kogo żyć.
Itachi, jej ukochany myśli, ze nie żyje. Już nie pamiętał o naszyjniku, który podarowała. Przekazała w nim swoją energię życiową. Podczas wolnej śmierci zmienia z szmaragdu w czerń. Powoduje to wieść w jakim stanie może być, ale On o tym dobrze zapomniał. Nie wiedziała czy może mu wybaczyć takie zdarzenie. Powinien pamiętać, ale zamiast tego nie zrobił tego. Nie pamięta wielu rzeczy co tyczą się tego klejnotu zrobionego z chakry, energii życiowej, płatka wiśni. Był ostry jak diament, a twardy niczym najtwardszy kryształ. Nikt by go nie zniszczył.
Założyłam na siebie czarny płaszcz nakładając kaptur by Ne było mnie widać. Zrobiłam krok do przodu i chwyciłam się brzucha gdzie całkowicie bolało. Moja chakra została zżerana przez substancję, której nie potrafiłam poznać...
-Anyte…  musimy stad znów uciec. - wypowiedziała
Wyszła na zewnątrz. Na granatowym niebie pokazywały się pioruny. Gwiazdy były za chmurami, który nie miały zamiaru jeszcze odpłynąć w dalsza trasę. Krople wody spływały po jej ciele wsiąkając w ubrania. Uniosła głowę patrząc na niebo. Po twarzy spływały krople, a  do tego udzieliły się krople łez. Kaptur spadł z włosów odsłaniając jej twarz. Na skraju lasu pojawili się ninja, byli odwróceni tyłem. Widziała znak Akatsuki. Walczyli… Spojrzeli na dziewczynę i stanęli w bezruchu. Nie rozpoznawała ich, byli chyba nowi. Obróciła się odchodząc z miejsca niezdarnie.
-Czekaj! - krzyknął głośno. Lecz glos zanikł gdy weszła do lasu. Nie mogła mieć nic wspólnego z nimi, inaczej On się dowie, ze żyje. A tego tak naprawdę nie chciała. Poczuła nagle, ze w jej stronę ktoś się zbliża. Zaczęła biec przed siebie nie mając ani jednej przechodzącej myśli. Stanęła przy drzewie opierając się. Oddychała głęboko, zbliżali się coraz szybciej. Zacisnęła dłonie. Nie było to już takie łatwe jak parę dni wcześniej. Mięśnia po siedemdziesięciu godzinach nie czują się najlepiej.

Zamień się ze mną. To jedyny sposób na twój odpoczynek.

-Nie wiem czy to dobry pomysł. I tak nie mamy się gdzie podziać. - powiedziała do Anyte. Nie miały, to była racja, ale mogły się gdzieś ukryć, gdzie nikt nie będzie szukał. Jedynie jej tajemna moc jest zdolna do tego, by Sakura mogła odpoczywać i zwalczyć chorobę, która wykańcza ją.

Jest. Musisz odpocząć. Przeniosę Cię.. Nas w bezpieczne miejsce. Zaufaj mi..

Poddała się jej woli. Nagłe światło rozjaśniło ciemność. Sylwetka kobiety zmieniała się. Delikatniejsze rysy twarzy, ciemnej zieleni oczy, włosy ciemnego koloru zaplątane w długiego warkocza. Nie zmieniały swojej długości. Na ciele miała białą bluzeczkę zakrywającą piersi, i spodenki. Buty do kolan, całe czarne. Biegła przed siebie z dużą prędkością. Czuła jak jej nosicielka odpoczywa. Uśmiechnęła się delikatnie. Chciała by odpoczęła i żyła nadal…
Podążała od Wioski Ukrytego Deszczu do Wioski Trawy, gdzie mogła spokojnie ukryć Sakure, która była wykończona. Wiedziała do kogo się udać. Tam przyjmą dziewczynę z otwartymi ramionami. Przyśpieszyła tyle ile mogła. Wkroczyła do wioski po godzinnym biegu. Nie mogła odpuścić. Tam byli lekarze, wszyscy… Byłaby pod solidna opieką. Biegła przez puste ulice wioski do lorda feudalnego tej wioski. Wiedziała po prostu co musi zrobić. Wskoczyła na jeden z dachów i przeskoczyła przez  mur, który odgradzał od ludzi. Znajdowała się w wielkim ogrodzie. Przebiegła przez jezioro, po schodach i znalazła się przed wielkim domem, w którym paliły się światła.
Zapukała do drzwi. Światło się znów rozprysło. Sakura opierała się o futrynę drzwi. Słyszała kroki dochodzące z zewnątrz, a także śmiechy. Nie mogła już się dłużej utrzymywać na nogach, chciała po prostu zasnąć i regenerować siły. Drzwi się odsunęły. Wpadła w kogoś ramiona. Były bardzo znajome, ten zapach dobrze znała. Uniosła głowę i spojrzała na mężczyznę.
-Hisaki… - powiedziała ledwie słyszalnie. W jego oczach zauważyła troskę. Obrócił ja i trzymał w swoim ramionach. Zasunął drzwi by nikt tego nie widział, ze pokazała się kolejny raz Haruno. Nie mógł doprowadzić do katastrofy.
-I co Hisaki? Przegrałeś, to nie… - nagle urwał dziewczęcy głos. Popatrzała na mężczyznę i na dziewczynę w jego ramionach. W oczach zauważyła strach, nie mogła uwierzyć, że ona znowu się tu pojawiała. A była to także nieznośna sytuacja, gdyż w domu przebywali wrogowie dziewczyny. - Jezu.. Co ona tu robi? - zapytała. Mężczyzna dotknął policzka, a potem czoła.
-Rozpalona. - chwycił w ręce i się podniósł. Szedł przez korytarz, aby go nikt nie usłyszał. Także Chika, która mogła by się tym za bardzo przejąć. - Idź po Shayen i powiedz by przyszła do mojego pokoju.
-Dobrze - szła szybko. Weszli do jednego pomieszczenia. Mężczyzna położył ją na materacu i odsłonił wszystko by nie było jej zbyt gorąco. Wpatrywał się w jej twarz. Jęknęła cicho z bólu. Z koniuszków ust uroniła się krew, gdy przestała kaszleć. Wytarł z delikatnością.
-Co ci się stało? Co się stało po ucieczce? - zapytał cicho. Otworzyła delikatnie powieki patrząc na niego. Dotknęła jego dłoni. Spojrzał w jej oczy, uśmiechnęła się do niego. - Nie pokazujesz bólu, co? Nie powinnaś tego robić.
-To konieczne. - usłyszał jej słaby głos. Wpatrywał się nadal w bladą twarz, która nie wyglądała za dobrze. Cała blada, usta sine, a ręce zimne jak lód. Wiedział co z nią się dzieje. Umierała w katuszach.
-Oszalałaś, On cię już nie szuka. - stwierdził. Uśmiechnęła się do niego ponownie.
-Tym lepiej. Uznał, że umarłam. Dla mnie lepiej, zginę. - dotknęła jego policzka. Uchwycił dłoń, a  do pomieszczenia weszła brązowo włosa kobieta. Zobaczyła Sakure, zamknęła sobie usta ręka by nie krzyknąć. Zamknęła drzwi, by nikt nic nie widział. Uklęknęła przy niej i dotknęła czoła. Nie miała zadawalającej miny.
-Ile dni, lub tygodni z tym chodzisz?
-Dosyć długo. Pięć chyba. - powiedziała.
-Ja nic na to nie poradzę. Potrzeba na to antidotum, musielibyśmy zabrać cię do wioski Liścia.
-Nie. - powiedziała stanowczo - Oni też nie będę mieli tego antidotum. Trzeba je zrobić, a nie maja kwitu, który byłby im potrzebny. Ja go mam… - czerpała łapczywie powietrze. Spojrzeli na nią.
-Masz Go, i nie zrobiłaś antidotum? - zapytała kobieta. - Oszalałaś? Powinnaś chyba dbać o swoje życie. Przez te parę dni to nie jest to samo co się dzieje w  Kraju Ogni i dalej. Przywódca zwariował gdy Ciebie stracił. Byłaś dla niego cenna. Teraz jest jedna rozmowa na temat tego co ma się dalej dziać, jeśli nie znajdziesz się w Wiosce Ukrytej w Liściu wszyscy mogą zginać. Tego nie chcę… - żaliła się. Sakura patrzała na nią. Wiedziała, że musi się znaleźć w Wiosce Liścia po jeszcze jeden składnik antidotum, który jest bardzo potrzebny do zadziałania leku.
-I tak tam muszę iść. - powiedziała do Shayen.
-Słucham?
-Musze iść po jeszcze jeden składnik antidotum. Wcześniej tego nie przewidziałam. Jeszcze dzisiaj tam pójdę. Nie zabawię tu długo. Obiecuję. - powiedziała do nich.
-Mogą cię złapać wiesz o tym? - zapytał Hisaki.
-Tak, wiem. Może nawet lepiej gdy to zrobią. Już wtedy będę u końca życia, a jeszcze dziś musze wyruszyć do Kraju Ognia inaczej umrę. A musze jeszcze trochę pożyć. Nie dużo, ale chcę. - powiedziała. Przymknęła powieki i kaszlnęła wypluwając sporą ilość krwi.
-Mam pewien pomysł. - powiedział mężczyzna. - Możemy Ciebie zawieść karoca do granicy Kraju Ognia, lecz dalej byś musiała sama sobie poradzić. Wieczorem bym Ciebie obudził jak byś nabrała siły.
-Nie nabiorę sił, to mnie coraz bardziej niszczy z każdym odpoczynkiem. Najlepiej teraz wyruszajmy.
-To nie jest dobry pomysł. - mówił - Oni są tutaj. - popatrzała na niego wstając do pozycji siedzącej. - przywódcy nie ma, ale jest jego prawa ręka, Deidara. Rozmawia z Lordem Feudalnym. Nie wiem czy teraz jest to dobry pomysł. Może Ciebie wykryć, a tego nie chcemy, prawda? Więc przeczekajmy do nocy, wtedy wyruszymy.
-Dobrze. Zgadzam się. - powiedziała do niego z uśmiechem. Nie chciała już leżeć, inaczej mięśnia by jej zastygły. Błagała w myślach aby to wszystko było złym snem. Tak bardzo tego chciała, ale to co przeżywała było prawdziwe. Nic nie mogło powstrzymać tego okropnego bólu, który przedzierał każda komórkę.
-Ja spróbuję wszystko powiedzieć Panu, aby wiedział.
-Dobrze. - wypowiedział mężczyzna. Kobieta patrzała na brązowo włosom kobietę jak wychodzi. Patrzała się przez chwilę w jeden punkt. To było dla niej nie do zrozumienia. Musi w nocy podróżować do Wioski Liścia by mieć jeszcze jeden składnik, ale może nie mieć siły na zrobienie. Wiedziała, ze jedynym wyjściem byłoby dać się złapać.
-Co u Chiki?
-Dobrze. Zdobyła przyjaciół, a to dzięki Tobie. - powiedział z uśmiechem. - Powiedziała, ze tęskni za tobą. Wierzy, że się jeszcze spotkacie. - popatrzała na niego lecz przymknęła powieki czując jak oczy zaczynają piec. - Spróbuj chociaż na chwilę zasnąć. Proszę Cię, abyś tak nie cierpiała. - położył ją. Miała cały czas zamknięte powieki i  oddychała głęboko. Musiała spróbować zasnąć, gdyż nie chciała by chłopak miał jakiekolwiek kłopoty. Na tym się skończyło, gdyż odpłynęła czując jak mężczyzna swoją dłonią ociera o jej powodując przyjemne dreszcze.






Siedział w swoim gabinecie przeglądając papiery, nie wiedział co takiego będzie robił przez resztę swojego idiotycznego życia. Na pewno nie będzie chciał mieć żony. Postanowił sobie, ze tylko jego najwierniejsza przyjaciółka przejmie funkcje żony a może kiedyś matki. Teraz to było nie możliwe. Sakura była dla niego wszystkim czym miał w życiu. Co Go dobrego spotkało. Robił dla niej wszystko, także zabił parę osób, które przeszkadzało w ich przyjaźni. Parę, to można powiedzieć małe słowo. Wszyscy musieli się z nim zgadzać, a jeśli tak nie było to się kończyło jakże krótkie życie.
W jego oczach nic nie było można zauważyć. Sama gorycz i rozpacz? Nie,  nic takiego. Jeśli Ktoś potrafił czytać w tych oczach to była widoczna złość na samego siebie i świat. Nie mógł sobie wybaczyć, że jego miłość życia zginęła. Jego myśli przekładały się w ta i drugą stronę. Nie miał ochoty tego słuchać, nie chciał słuchać siebie. Wolał siebie zabić, ale co by z tego miał? Nic. Woli już cierpieć w samotności resztę życia.
Uchwycił swoją skroń masując. Głowa coraz częściej bolała od nagłych myśli, które miotały Go codziennie. Myślał o Niej nocami, gdy wstawał. Tylko praca Go na tyle pochłaniała by nie musiał myśleć o wybrance serca. Postanowił też, że będzie władać srogą ręką. Będzie zimny i bezuczuciowy dla każdego. Był już taki, to drugi raz nie zaszkodzi. Zobaczyli by co tak naprawdę chowa w sobie. Do pomieszczenia wszedł brat przywódcy.
-Ktoś ma dla ciebie pewna wiadomość. - za nim wszedł mężczyzna o granatowych włosach i tego samego koloru oczach. Stanął bliżej biurka. Brunet na niego spojrzał i przeszywał zimnymi oczami jakby miał Go zabić.
-Mów. - powiedział.
-Przyszedłem tu w sprawie… - zamilkł i powiedział to trochę ciszej, ale przywódca nie usłyszał - Chodzi mi o Pannę Haruno. - Przywódca wioski na niego spojrzał. Już sam nie wiedział jakie miał mieć uczucia. Zakazał wspominać o takiej osobie jak Haruno. Wszyscy mieli zapomnieć, nie mówić. O niej słuch miał zaginąć. - Widziałem Ją.
-Tak. Jej ducha.. - zaśmiał się Sasuke z kpiną. Starszy Uchiha spojrzał na niego z kpiną. On wiedział, ze ma zamilknąć. Nie miał w ogóle się odzywać. Brunet chciał usłyszeć każdą wzmiankę o Haruno.
-Nie ducha. Widziałem ją na własne oczy. Na pograniczu Wioski Trawy a Wioski Deszczu. Była tam w jakiejś chacie, gdy walczyliśmy. A to jest nie możliwe by to był Ktoś inny. Miała na sobie płaszcz z herbem jej klanu. W dodatku nie wyglądała za dobrze. Cała blada, a usta sine. Zdaje mi się, że umiera. - mówił. Itachi złożył dłonie i oparł o blat. Patrzał na mężczyznę w skupieniu.
-To nie jest możliwe, może ktoś założył jej płaszcz. - powiedział Sasuke.
-Nie. Różowych włosów nie spotyka się na co dzień.
-Ktoś mógł sobie przefarbować. Ja w to nie wierzę, by to była Sakura. Nie ma na to szans. Spadła z klifu. Byliśmy przy tym. Kto z tego klifu spada, zawsze ląduje na ostrych skałach. Nikt nie przeżyje takiego upadku. - mówił młodszy potomek klanu Uchiha. Nikt nie mógł przeżyć? Tak to była prawda. Kto spadał zawsze lądował na skałach przebity na wylot. Każda ofiara tam zostawała nikt się nią nie interesował.
-Sasuke ma rację. Nikt by tego nie przeżył. - powiedział do mężczyzny. - Idź już, ale jeszcze idźcie nad ten wodospad i sprawdźcie czy jest ciało. Wiecie który?
-Tak.
-To idźcie. - powiedział ciemno włosy. Patrzał przez cały czas przed siebie. Mężczyzna ukłonił się i wyszedł. Sasuke patrzał na swojego brata. Nie rozumiał Go po co sprawdzać, skoro Sakura nie żyje. Dla niego była to typowa zagadka.
-Po co ich wysyłasz? Ciało tylko znajdą.
-Może. - wstał z krzesła i podszedł do okna patrząc w dół na zachodzące słońce. Horyzont był jeszcze daleko od złocistej kuli, ale to minie zbyt szybko. Oparł się jedną ręką i wpatrywał wściekły. W jego oczach pojawił się szkarłat, który mówił o jednym. Był wściekły i to do granic możliwości.
Dotknął swojej klatki, gdzie wyczuł opór? Macał i wyczuł pewna rzecz. Jego oczy się powiększyły do granic możliwości. Wyjął rzecz za łańcuszek. Myślał, ze pękło na małe drobinki. Tyle dni nie spał i tego nie zauważył. Uniósł, a kryształ czerwieni błyszczał po przez słońce. Płatek kwiatu został pochłonięty czerwienią, która przeradzała się w czerń. Ścisnął mocno kryształ, który przeciął jego dosyć twardą skórę.
-Ona żyje.. - powiedział dosyć głośno.
-Nie, nie żyje. Przestań już. - odwrócił się do Sasuke. Na jego szyi zobaczył kryształ koloru czerwieni. Nie wiedział od kogo Go ma, lecz nie interesował się tym za bardzo. To tylko zwykły kryształ.
-Nie. Ona żyje. Wiem to.. - powiedział zdejmując naszyjnik, który dostał na urodziny od przyjaciółki. Tchnęła w niego swoje życie. Miał pęknąć gdy jej życie się skończy.
-Dlaczego jesteś teraz tego taki pewny? - pytał brat. Pokazał mu kryształ. - Masz się dobrze? To tylko zwykły kryształ.
-Nie. To nie jest zwykły kryształ. - powiedział do Sasuke. Patrzeli na siebie. Sasuke czekał na dalsza wypowiedź brata. W jego oczach zobaczył iskierkę radości. Uśmiechnął się niewidocznie. - ten kryształ zrobiła Sakura, ona tchnęła w niego swoje życie.
-Chwila. Jak to tchnęła w niego swoje życie? To nie możliwe.
-Jest możliwe. Klan Haruno to potrafił. Oni byli w tym wyjątkowi, potrafili oddać całe swoje życie jednemu przedmiocie. Mogli by się obudzić po paru tysiącach latach. - popatrzał na ludzi przechodzących przez wioskę. Jego oczy zostały zwrócone w stronę zachodzącego słońca. - Życie potrafią dzielić. Ona oddała odrobinę swojego życia, a to powoduje, ze do jej śmierci w krysztale tkwi skrawek życia. On jest żywy.
-Gadasz bzdury. Skąd ty możesz to wiedzieć, nie miałeś żadnego kontaktu z Sakurą.
-Jesteś pewien? - zapytał. - To powiedz mi bracie dlaczego mi tak na niej zależy? To moja przyjaciółka. - powiedział do brata - Zawsze to przed Tobą i całą rodzina ukrywałem. Nasze rodziny nie zgodziłby się na ten związek. Byliśmy w konflikcie, który się zakończył wraz z śmiercią naszych rodziców. - mówił. Kryształ zaświecił jasnym blaskiem. Jasne światło błysnęło na ścianę. Patrzeli na to. Pokazał się obraz, który mógł im podpowiedzieć gdzie może być Sakura.
-Co to jest? - zapytał Sasuke.
-Wydaje mi się, ze mapa. Lokalizacja Sakury. - chciał sprawdzić gdzie znajduje się Sakura, lecz mapa zmieniła się w pomieszczenie, gdzie leżała Sakura śpiąc. Itachi wpatrywał się w dziewczynę. Zobaczył znaną postać mężczyzny. -Wioska Trawy. - wypowiedział. Mężczyzna budził dziewczynę. Otworzyła swoje powieki. Pomógł jej wstać.
-Jesteś pewna, że chcesz tam iść?
-Tak. Wioska Liścia to jedyny ratunek. - obraz się skończył. Założył z powrotem naszyjnik na szyję i wpatrywał się słońce. W tym było cos dziwnego. Tam była not, a tu dopiero zachodzi słońce. Zobaczył przyszłość, co ona zamierza zrobić.
-To idę powiadomić straże.
-Czekaj - uchwycił Go za ramię. - Powiadom, ze ona będzie w nocy.
-Słucham?
-To co słyszałeś. Sakura będzie dopiero w nocy. Nie widziałeś tego? Tam była noc. Nie zachodziło dopiero słońce. Kryształ pokazał nam gdzie Sakura zamierza się dostać. Chce czegoś z Wioski i będziemy musieli mieć Ją na oku. - mówił Itachi. - Nie obchodzi mnie czy ludzie zginą, ona już zostanie w tej wiosce. Nie wypuszczę ją.
-Cały Ty. Jak ci na czymś zależy potrafisz być pewny swojego - wypowiedział brat przywódcy. Wyszedł z pomieszczenia. Itachi został sam z swoimi myślami. Wiedział, ze Sakura zmierza w ich stronę. Będzie mógł dokonać swego. Nie pozwoli by ktokolwiek Ją stąd zabrał. Nie mógł do tego dopuścić. Przyjaźń jest na zawsze, a w wiosce będzie mógł Ją chronić cały czas.

Prolog


„…Kiedy świat zacieśnia się do rozmiarów pułapki,
Śmierć wydaje się być jednym ratunkiem,
Ostatnią kartą, na którą stawia się własne życie…”




Nikt normalny by nie przypuszczał takiego obrotu sprawy? Prawda, nikt! Jedynie drogi, które się na nowo zeszły mogły wiedzieć jakie będą przeszkody, ale czy można było w taki sposób do tego podejść? Do tej wspaniałej przyjaźni a zarazem miłości? Nikt o tym nie wiedział. Jedno z najwspanialszych myśli kłębiących się w Nich, a uczucia będące jednym z pięknych doznań ich życia.
Kto mógł przypuszczać, że na Ich drodze pojawi się tak ryzykowna przeszkoda? Skaza, która będzie chciała ukochanych rozdzielić na zawsze. Przyczepiła się jak mucha do miodu nie chcąca z niego wyjść. Cóż…
Są w jednej wiekiem pułapce, z której muszą wydostać się. Jest to ostatnia szansa na uratowanie własnych żyć. Mająca na celu złączenie tych dwóch uczuć panujących w świecie.
 Błąkają się…!
 Nie wiedzą, którą drogę wybrać. Jaka jest najlepsza?!
Skaza panująca w Ich sercach jest większa od tej, która jest fizycznie nie możliwa. Lecz gdy Ktoś zauważy ukochaną osobę w objęciach innego, serce pęka na pół. Pragnie się zemsty na drugiej osobie. Zabić Ją, aby Ta pierwsza o niczym nie wiedziała. Pragnąć wypruć flaki, przebić serce by mieć z mordu satysfakcje. Zaśmiać się szatańsko z swojej pewności!
Druga osoba cierpi bardziej niż pierwsza po ważnej stracie. Serca pęka z bólu widząc ostatnie tchnienia, spojrzenie i lekki uśmiech. Pała nienawiścią do oprawcy. Pragnie zemsty za odebranie miłości życia!




„Ci, których kochamy nie umierają,
Bo miłość jest nieśmiertelna”



Każde tchnienie, oddech, czy także dotyk? One dla kochających się są wieczne i nieśmiertelne. Miłość w ich sercach zawsze będzie trwała przez tysiące lat, gdy zasieje się ziarenko to zaczynają hodować, aby w końcu być razem do samego końca swoim dni. Plony miłości wykwitną do rozsiania owoców.
Szczęście może się pojawić w każdym momencie ich długiego, a także krótkiego życia. Linia losu może wydawać się zbyt krótka, ale akty miłości są wiecznością. Serce przestaje bić, lecz zostaje zawsze w pamięci wraz z duszą. One w całym naszym poprzednim życiu były najważniejsze!?

015. Epilog


Uniosła głowę patrząc na niebo, które jeszcze bardziej się zachmurzyło. Przez granatowe niebo przeszła srebrna błyskawica, a po chwili było można usłyszeć grzmot. Czarno włosa zacisnęła dłonie w pięści wpatrując się w swoje odbicie. Wpatrywała się w swoje zielone tęczówki, które nie należały do mnie tylko do nosicielki. Spojrzała przed siebie, jej wróg zbierał nadal siły po ciosie.
Popatrzała na długowłosego Uchiha. Mierzyła go wrogim spojrzeniem. Nie mogła w to uwierzyć, że zaczyna Go jeszcze bardziej nienawidzić, gdy może Go widzieć na własną ręką. Nie za pośrednictwem właścicielki, tylko sama. W cztery oczy. Popatrzała w jego oczy, nic jej nie robiło, że widziała ból i smutek. Zrobił za dużo. Za dużo bólu wobec Sakury. Wszystko robił by cierpiała. Dziewczyna nie sądziła, że mogła by  w taki sposób pałać złością do Jego osoby.
Teraz dobrze rozumiała, że jej przyzwyczajenie do swojej pani jest większe niż do brata. Nie mogła w to uwierzyć, że tak bardzo się przyzwyczaiła do Jej towarzystwa. Bardziej niż do swojego narzeczonego. Teraz nie musiała tak się starać, ale dla niej nosicielka była ważna, by żyć i razem przeżywać różne chwile.

Anyte nie miej do niego nienawiści. On nic  przecież takiego nie zrobił. Jedynie chce bym z Nim była

-Nic nie zrobił? - zapytała głośno. - jak to nic! On ci zepsuł całkowicie życie. Zabił przyjaciół, mentorkę. Sam zasługuje na śmierć. - patrzeli dziwnie na dziewczynę, która niby sama ze sobą rozmawiała. Patrzała wściekła na Itachiego, który był zdezorientowany całą sytuacją. - Ty! - pokazała na czarnowłosego- Zabije Ciebie, za to co jej zrobiłeś! Rzygam Tobą. Powinieneś smażyć się w piekle. - patrzała na niego wściekła.

Proszę. Uspokój się. Jeśli będziemy zamienione to dwie zginiemy. Tego nie chcę. Postaraj się, aby zdobyć ten kwiat, a ja zrobię antidotum.

-Dobrze - powiedziała cicho - I tak Go w późniejszym czasie zamorduje.

Tak, tak. Teraz musimy w jakiś szybki sposób dostać kwiat. Musisz być skupiona. Ty zawsze jesteś, ale przypominam.

-Nie martw się. Znam Jego słabe strony. Spokojnie - uśmiechnęła się delikatnie do samej siebie. Patrzała na mężczyznę, który podniósł się z uśmiechem. Spojrzał swoimi czerwonymi oczami na dziewczynę.
-Ty chyba mnie nie doceniasz, siostrzyczko - powiedział szybko mężczyzna z lekkim uśmiechem. - Myślałaś, że siedziałem z założonymi rękami w tym obleśnym ciele. Wykorzystywałem każdą okazję by trenować. Teraz jestem o wiele lepszy od ciebie. Ty wcale z tym ciałem nie trenowałaś. - uśmiechnęłam się.
-Nie bądź taki pewny siebie, braciszku. - powiedział z satysfakcją. Oby dwoje biegli na siebie wyciągając broń z pochwy. Dwa miecze odbiły się od siebie. Nacierali na siebie co jakichś czas. Wiedziała jak brat się uczył, tylko sztuki walki, a ona miała lepszą satysfakcje. Wokół dziewczyny zaczęła wirować woda, która z siłą leciała na brata. Pobiegła w jego stronę. Odparł tak, lecz nie zauważył jej. Zraniła Go w brzuch odskakując na duża odległość.
-Cóż, może czegoś tam się nauczyłaś z takim marnym ciałem, lecz i tak nie wygrasz. - zniknął i pojawił się za nią. Wbił miecz w jej ciało. Popatrzała się na niego z lekkim uśmiechem. Puściła mu perskie oczko. Zniknęła zamieniając się w wodę. - Szlag… Unikasz walki? To nie ma sensu. W końcu Cię złapię. - koło niego zatopiły się dwa kunai z notkami. Skoczył. W tej chwili wybuchły z dużą siłą, powodując szum. Ukucnął na tafli. Zacisnął dłonie w pięści. Bariera nagle zniknęła z powodu jego siły. Malała z każda sekundą. Spojrzał na deszcz, który został wywołany. Zauważył w nich chakre. Próbował uciec, ale było z późno. Został uderzony wiele razy z wielką siłą i wbił się w klif. Podchodziła do niego wolno. Stanęła parę metrów od niego.
-Nigdy nie doceniaj przeciwnika. Może kiedyś byłam słabsza, ale czegoś się nauczyłam. To nie siła zwycięża, lecz chęć do życia. - powiedziała do Niego. Zaśmiał się głośno. Nie mógł się uwolnić z powodu braku siły. - a także miłość. - zaśmiał się głośno. - a teraz zakończę to co zaczęliśmy. - Robiła szybko znaki. Po okolicy zaczęły padać płatki wiśni. Mężczyźni patrzeli zdziwieni. Dziewczyna zakręciła się parę razy a płatki wokół niej Robiła kolejne znaki. Dmuchnęła z ogromną siłą. Z jej ust wyleciała duża ilość czarnego ognia. Płatki wiśni chroniły ją przed swoją techniką. Odsunęła się i skoczyła po kwiat, który był potrzebny do antidotum. Popatrzała na Uchiha, który był zdziwiony tym, ze użyła podobnej techniki do jego.

Anyte. Musimy się śpieszyć.

-Tak. Już. - rozbłysło się światło. Czarnowłosa zniknęła, a zamiast niej stała Sakura z kwiatem w ręku. Westchnęła. Zaczęła biec przed siebie. Musiała jak najszybciej zdążyć, by nie mieć żadnej przeszkody na drodze. Choć czuła, ze Itachiego chakra zbliża się do niej. Nie mogła na to pozwolić. Ona uciekła jak najdalej od Niego. Wiedziała, że chce ją mieć tylko dla siebie. Nie mogła na to pozwolić. Nie w takiej chwili, gdy wazy się jej życie. Mężczyzna dobrze wiedział, ze jej coś jest, a teraz musi ją szybko znaleźć by nie stracić ukochanej, a ona ukochanego. Szybko ruszyła przed siebie, na dole mijając trójkę osób, która miała czarne płaszcze.









Pędzili za Nią ile mieli sił w nogach. Ne mógł uwierzyć, ze użyła podobnej techniki do Jego zabijając tym samym człowieka. Słyszał kiedyś o przeklętym rodzeństwie z Wioski Wiru, która już nie istnieje. Została zniszczona. Doprowadził to właśnie konflikt między tym rodzeństwem, ale nie było siostry i brata tylko dwóch braci. Nie pasowało mu ta dziewczyna na samym początku.
Widział obłęd w jej oczach, nic innego? Nie, jeszcze zauważył wściekłość do jego osoby a za tym zazdrość. Była zazdrosna z powodu, ze przybył po Sakure? Tak można to interpretować.? Nie miał zamiaru patrzeć jak jego ukochana będzie przeklęta przez pieprzone rodzeństwo. Musiał się pozbierać i dać z siebie wszystko by odebrać zwoje. Nie mogła więcej tego używać. Patrzał przed siebie. Takie dziwne uczucia.
Słyszał także legendę o tych dwóch braciach, a  także przepowiednie. Pokłócili się o władze i zostali przeklęci przez stara szamankę, która uwięziła ich moc w trzech zwojach. Jeden tyczył się osoby, drugi mocy, a trzeci? Tego nikt jeszcze nie dowiedział czego tak naprawdę dotyczył. Został gdzieś pogrzebany bądź spalony? Jeśli się znajdzie będzie problem. Nikt nie wie o czym tak naprawdę jest, a mogą być spore konsekwencje. Może odebrał jej to co kochała, ale nie pozwoli aby sobie życia spieszyła. Za bardzo zależało mu na niej.
-Itachi..
-Hm…  wyszeptał.
-Będziemy mieli za chwile towarzystwo. - powiedział brat Itachiego. Spojrzał na niego. Przeniósł swoje spojrzenie na trójkę shinobi przed nimi. Nie widział twarzy, ale wyczuwał ich chakre. Znał ich bardzo dobrze. Było dwa na trzy. Hidana wysłał z inna misją w tej chwili. Musiał to zrobić, inaczej było by źle. Zeskoczyli i się zatrzymali. - Chcesz iść nadal po Sakure?
-Oczywiście.
-Dobra. Czyli ty idziesz, ja walczę - popatrzałem na niego nie odzywając się. On naprawdę zwariował, lecz długowłosy nie chciał Go opuszczać. Sasuke w górę wystrzelił w górę swoją chakrę, która parę razy wybuchła. Wiatr delikatnie pobawił się naszymi końcówkami włosów. Odgarnąłem je do tyłu.
-Sasuke ty oszalałeś. - powiedziałem zimno.
-Mam to po Kimś. - powiedział. Z ciemności wyszli dwaj ninja. Dobrze ich znałem. Był to Juugo i Suigetsu, jego wierni towarzysze z Taka. Uśmiechali się chamsko w stronę przeciwników. Ruszył dalej. Chcieli Go zaatakować, lecz na ich drodze pokazał się Sasuke i tamta dwójka.
-To zaczynamy zabawę. - zaśmiał się seledynowo włosy.
Biegłe przed siebie ile miał siły w nogach. Musiał dogonić Sakure. Chciał wziąć dziewczynę do wioski, zrobić antidotum i podać. Wszystko potem by dobrze się ułożyło miał taką nadzieję. Zauważył jej plecy. Przyśpieszył, ona także. Obróciła się, widząc Go nadała jeszcze większego tempa. Skręciła.
Pojawił się tuż przed nią. Zatrzymała się. Widział jak jej dłonie się trzęsą. Miała wielką nadzieję, ze nic  się nie stanie. Stała blisko niego, lecz nie reagowała. Patrzała na niego wrogo. Nie chciała w tej chwili mieć z nim nic wspólnego.
-Sakura.. - zaczął.
-Nie! - warknęła. - Już Ci powiedziałam. Nigdzie nie wracam! Daj mi święty spokój. Znalazłeś mnie, żyję. Ale daj mi święty spokój, nigdzie z Tobą nie wracam. Nie będę siedziała w wiosce z samymi kłamcami i mordercami! - krzyknęła dokładnie w jego stronę. W dłoniach trzymała kwiat, który pomogą jej zdobyć Anyte. Musiała go jak najszybciej rozrobić. Kaszlnęła zakrywając dłonią usta. Po miedzy palcami spłynęła krew. Patrzał na nią. Nie był z tego zadowolony, że musi patrzeć na jej cierpienie.
-Wróć ze mną. Tam Ino zrobi antidotum.
-Nie chcę niczyjej pomocy. Poradzę sobie. Nie będę kulą u nogi.
-Kto Ci powiedział, że byłaś? Nigdy nie mówiłem. Dla mnie byłaś szczęściem. Dobrze o tym wiesz. Nie chcę, abyś umarłą. Dlatego daj sobie pomóc. - patrzała na niego. Podchodził do niej. Stała w miejscu. Chciał ją chwycić, lecz odepchnęła go od siebie. Stanęła na krawędzi. Przechyliła się do tyłu. Straciła równowagę. Leciała w dół. Itachi próbował ją złapać, ale było za późno. Chciał za nią skoczyć, lecz zatrzymały Go silne ręce. - puszczajcie mnie! - warknął. Usłyszał jak ciało wpada do płytkiej wody. Spojrzał w dół, nigdzie nie zauważył dziewczyny. Nie wynurzała się. Patrzał na to wszystko. Wyszarpał się i odchodził. Złapał się za głowę.
Nie mógł w to uwierzyć, ze Jego ukochana może zginąć od takiego upadku. Nie mógł w to uwierzyć, chciał aby z Nim żyła, lecz teraz było za późno. Już się nigdy nie zobaczą. Spadła w płytką wodę. Wiedział, ze po takim upadku będzie już za późno.
-Itachi.. - usłyszał głos Sasuke.
-Idziemy. - powiedział z zimnem i nienawiścią do całego świata. Ruszył w stronę wioski. Nie mógł się pogodzić po stracie ukochanej osoby, i teraz będzie nienawidził przez to całego świata dookoła siebie. Nie chciał zakochać się już nigdy więcej, ona była jedyna miłością w Tym życiu, i żadna inna nie wejdzie do tego zimnego i nieczułego serca. Żadna! Obiecuje to sobie. Woli już żyć w samotności, niż mieć drugą kobietę i ją  stracić na  zawsze!



Moi drodze to koniec księgi 1! Następną zacznę chyba w marcu! Wiec proszę was nie popędzajcie mnie. Mama jeszcze dużo czasu -.-‘’’. Znając mnie i tak później zacznę, gdyż musze się uczyć do matury. No to do drugiej księgi, do prologu ; )

014


Siedział w swoim gabinecie i wpatrywał się w ciemne chmury, z których opadały krople deszczu. Czuł się tak jakby były to łzy… łzy jej? Tak, mógł to nazwać właśnie w ten sposób. Chciał by była przy nim, nie czuł wtedy tęskny do niej jak i do ich bliskości. Była na niego wściekła i dokładnie wiedział o co, odebrał jej prawie wszystko co kochała. Rodzinę, przyjaciół, a także samego siebie. Stał się inny, to była racja, ale miłość do niej nie zmieniła się ani trochę. Tylko musiał to jej udowodnić. Teraz zyskał wiele wad, a mniej zalet. Może ona wcześniej tego nie dostrzegała? Miał taką koncepcje i nie odrzucał od siebie. Wiedział, ze wtedy był sobą, ale powstrzymywał się od pokazywania wad.
Mógł się spodziewać, że dziewczyna będzie wściekła, ale tez nie dopuści aby ktoś inny sobie z nią paradował. Zabije każdego kto się do niej zbliży nawet na metr. Tak, teraz jak o tym myśli, to musiałby każdego zabić. Nie to nie wchodziło w grę. Sam się do niej dostanie i będzie po sprawie. W końcu jej udowodni jak mu zależy na niej. Ona przestała w niego wierzyć, ale tak tego nie zostawi. Miał zamiar dać jej do zrozumienia jak bardzo jest dla niego ważna, i wtedy przestanie Jego unikać.
Po pomieszczeniu rozległo się głośne pukanie. Westchnął cicho. Pozwolił na wejście. Dziewczyna wleciała do niego dysząc ciężko. Spojrzał na Nią i zdziwił się, gdy tak nigdy nie wyglądała. Podała wyniki badać. Chwycił delikatnie i wszystko przeczytał.
-Dziewczyna ma w sobie inną chakre, która ją wykańcza, a krew przestaje powoli krążyć. Niedługo umrze.
-Szlag - przeklnął cicho. Wyszedł trzaskając drzwiami. Nie mógł w to uwierzyć, że Jego ukochana umiera i nic nie powiedziała. Wyczuł wahania, ale myślał, ze to jej sprawka. Tak jednak nie było. W dodatku, kochał ja ponad wszystko a tak ma się to skończyć? Nie ma mowy. Nie zrobi to w taki sposób. Nie może…
Szedł szybko przez ulice nie zwracać na innych uwagi, dla niego byli nikim. Lecz ważna osoba może stracić życie na co nie ma zamiaru patrzeć. Nie może patrzeć, na śmierć ukochanej kobiety.  Uchwycił jednego z popleczników.
-Znajdź Deidare, natychmiast! - warknął. W jego oczach widział strach. Zniknął od razu szukając blondyna, który z pewnością miał coś lub kogoś znaleźć. Powiedział już raz i więcej nie będzie powtarzał, ma zamiar ją sprowadzić z powrotem do wioski i do Niego. Zniknął w kłębie dymu. Stał na jednym z wysokich budynków patrząc na całą wioskę, brakowało w niej głębszego tchu…?
W oczach zabłysnął Sharnigan, na wyższym poziomie. Nie mógł zrozumieć swojej ukochanej, dlaczego w taki sposób potraktowała? Tak, jakby chciała zginąć i nigdy go nie zobaczyć. Myślał, że porzuciła miłość względem Jego, ale nie chciał dopuścić do siebie takiej okropnej prawdy. Dla niego było by to przekleństwo. Koło niego pojawił się długo włosy blondyn z szafirowymi oczami. Wpatrywał się w bruneta.
-Chciałeś mnie widzieć? - zapytał go prosto z mostu. Byli przyjaciółmi, wiec mógł odzywać się do niego po imieniu. Nie wiedział dokładnie co czuje do młodej Haruno, i nie zamierzał się dowiadywać. Itachi miał swoje plany, i to mu wystarczyło mały skrawek wiedzieć!
-Tak. Wezwij Sasuke, Hidana. Wyruszamy po panne Haruno.
-Słucham?
-Ty nie. - zdziwił się nagłą zmianą. - Musisz zostać i pilnować wszystkiego.
-Ale.. - zaczął
-Bez gadania. Sam musze ją odnaleźć. Ale chcę wziąć ze sobą dwójkę, bo nie wiadomo co się stanie, gdy będziemy w trasie. A ona musi tutaj wrócić inaczej zginie.
-O czym ty mówisz? - zapytałem.
-Ona umiera, trzeba ja wyleczyć.
-Nie kojarzę, to chyba lepiej jak umiera. - spojrzał na niego srogim wzrokiem. Nie chciał tego słyszeć, jako ze jego najpiękniejsza miłość ma umrzeć. Nie mógł na to pozwolić. Zacisnął dłoń w pięść i westchnął dosyć głośno. - Dobra, dobra rozumiem. Już po nich idę. Uspokój się.. - zniknął w kłębie dymu.  Uchiha także zniknął pojawiając się przy głównej bramie. Strażnicy zdziwili się jego obecnością, ale nic nie powiedzieli. Był zniecierpliwiony całym czekaniem, musiał znaleźć ukochana bo inaczej będzie po niej. A tego by sam nie przeżył, gdyby stracił jedyna miłość z dzieciństwa!!
Pojawili się przy nim kapani. Sasuke z lekkim uśmiechem.
-Idziemy - powiedział Itachi. Popatrzeli na niego. Bez wytłumaczenie? Nic im nie powiedział. Sasuke chwycił go za płaszcz. Popatrzał na niego zimnymi szkarłatnymi oczami.
-Z łaski swojej wytłumacz nam dokąd? I ty idziesz? - zapytał go szybko. Itachi patrzał na bruneta, swojego brata. Nie musiał mu wszystkiego mówić, co i jak. Ale jak z nim idzie chociaż część musiał poznać.
-Idziemy po Sakure. - powiedział i ruszył dalej. Oby dwoje dobiegli do niego nie odzywając się. Wiedzieli, ze chciał mieć Sakure w wiosce, a gdy się dowiedział o jej bliskiej śmierci teraz pragnął aby była z nim. Postara się aby była zdrowa i do końca była z nim! Nie pozwoli na taką nagłą śmierć w młodym wieku. Nie dla niej! Innych ma w głębokim poszanowaniu, ale nie ją! Ona jest ważniejsza od… brata? Cóż, miłość była dla niej większa.










Siedziała na łóżku w chacie, w której przed chwila jeszcze była kobieta. Nie wiedziała co o tym myśleć. Zielarka wiedziała, że idą po nią trzech ninja a jednym z nich jest On, ten któremu tak zależy. Nie wiedziała co może o tym myśleć, nie sądził, że odważy się za Nią podążyć. Zrobił to! Teraz On za nią podąża by ją sprowadzić do wioski. Bała się myśleć o konsekwencjach  spowodowanych jego przybyciem.
Zakryła dłońmi swoja twarz by nie kołotały się myśli wokół niej, wiedziała, ze jak Itachi się uprze to nie odpuści tak szybko jak myślała. Miała wiele kłopotów, a także podejrzenia były większe u innych osób, które wiedziały, ze Ona jest jego najlepsza przyjaciółką. Podejrzewają Ją o współpracę z Nim, choć tego się najbardziej wyrzeka.
Dla niej jest ważna sprawiedliwość. A On tego nie robił, choć wiedziała, gdy było paru władców krajów było gorzej.  Każdy pragnął mieć jak największa władze nad danymi państwami, i społeczność bała się o swoje życie. Jest podobnie, ale jak jest  jeden władca, ludzie mają tylko Go słuchać. Trzeba się zastanowić nad wszystkim. Czy dobrze postępuje względem Itachiego? Sama nie rozumiała pewnych rzeczy..
Kaszlnęła wypluwając przy okazji krew. Wytarła w ciemny materiał odrobinki szkarłatu. Z kabury wyciągnęła dwie fiolki antidotum jeszcze dobrze nie przygotowanego, wiedziała jak wygląda. Był jedyny w swoim rodzaju. Musiała Go jak najszybciej znaleźć inaczej zginęłaby, a obiecała coś sobie i nie tylko!
Wstała, zakręciło jej się w głowie, ale nie przestała iść przed siebie. Wiedział co musi zrobić jak najszybciej, zdąży zrobić antidotum, ale przed tym znaleźć kwiat potrzebny do wyleczenia samej siebie.
Stanęła na dworze nie żegnając się pobiegła w głąb lasu, usłyszała z daleka jedynie „Powodzenia”. Kobieta, która opiekowała się Sakurą przez pewien czas chciała, aby żyła lecz nie mogła Jej w niczym pomóc, gdyż nie wiedziała, gdzie ziele jest umieszczone.
Przemierzała las ocierając o różne krzewy i rośliny. Była wykończona chakrą chłopaka. Nie mogła uwierzyć, że w taki sposób dała się podpuścić. Teraz zaczęła coraz bardziej się zastanawiać nad całym swoim życiem, które było nie takie złe. Już wiedziała, że jest blisko śmierci. Skoczyła z klifu na wodę. Deszcz dawał o sobie znać. Kucała ciężko oddychając, już nie mogła wytrzymać. Złapała się w okolicy płuc i kaszlnęła wypluwając sporą ilość krwi. Wstała na drżących nogach. Wyczuła czyjąś chakre, lecz nie znała jej. Była wokół niej, czyli była przegrodzona od zewnętrznego świata i nigdzie się nie wydostanie? Cóż, trudno. Zobaczymy czy znajdzie ziele przed swoim wykończeniem?
Popatrzała przed siebie, w wnęce jaskini zobaczyła zarysy postaci w płaszczu. Wyszedł bardziej w stronę jasności, co spowodowało widoczność dolnej części ciała. Stopy były bose. Zniknął i pojawił się naprzeciwko mnie.
-Umierasz… - wyszeptał - Szukasz tego prawda? - zapytał męskim, powabnym głosem. Nie rozumiała jego. Uniósł w bok rękę i na jego reku pojawił się kwiat, który lekko unosił się w powietrzu nad jego dłonią. Płatki były w różnych kolorach nasiąknięte sokiem, a łodyga miała około dziesięć centymetrów grubości. Nikt jeszcze tego nigdy nie widział, aby istniał, ale teraz już wiedziała że dobrze znalazła. Zajarzył się delikatnie.
-Daj mi go. - kaszlnęła.
-Dać Ci? Nie mogę ci go dać. Nie po to cały czas Go chronię by jakaś dziewczyna mówiła, że Go chce. Musisz sama się o niego postarać. W końcu Go potrzebujesz do wyleczenia, wiec na pewno dasz z siebie wszystko, bo chcesz żyć dla Kogoś. - powiedział z kpiną. Zdjął z siebie płaszcz. Ukazał przed nią swoje oblicze. Czarne spodnie, z wieloma paskami, na lewej ręce nic nie miał jedynie liczne zadrapania po walkach? Na prawej znajdował się łososiowy materiał. Na szyi był owinięty czerwonym materiałem. Włosy srebrne ułożone w nieładzie, a do nich były przyczepione dwa medalioniki małej średnicy.
-Rozumiem. Mam z Tobą walczyć o To - stwierdziła. Nie odezwał się jedynie wypuścił kwiat w górę. Patrzała na niego. Musiała dokładnie uważać, ocenić jego zdolności. Tylko, ze dużo czasu jej nie zostało. Przymknęła powieki. Poczuła jak woda pod stopami zaczyna się burzyć. Otworzyłam powieki i zaczęłam omijać wszystkich ciosów wykonywanego przez mężczyznę. Zamachnęła się noga, lecz mężczyzna zwinnie ominął ciosów. Wyciągnęłam kunai opierając jego ataki mieczem. Zakręciła się parę razy. Wokół dziewczyny powstała bariera którą nakierowała na niego. Uderzył o skały!
Nie mogła się normalnie skupić na walce, gdy wykańczała się używając chakry. Usłyszała z boku głosy. Nawet tam nie spojrzała. Zacisnęła dłonie w pięści, na których pokazała się chakra. Kucnęła i dotknęła wody. Patrzała na swoje odbicie, wyglądała strasznie. Nad nią pokazały się wodne senbou. Z całą swoją mocą nakierowała je na mężczyznę. Wiedziała, ze On się nie podda, gdyż musi kwiatu chronić za cenę swojego życia. Ból był niesamowity. Dostała w tej chwili w bok wpadając na skałę? Nie, to nie było to. Raczej bariera z chakry. Chciała odejść, ale nie mogła. Nadgarstki były związane jak i kostki. Wycelował w nią wielką ilością kunaiami. Przymknęła powieki. Uchwyciła zwój przegryzając delikatnie kciuk.  Wyrysowała znaki. Wyszeptała niezrozumiane słowa. Sam Itachi ich nie znał. Patrzeli na Sakure z niedowierzaniem. Rozwinęła zwój rzucając go w górę. Rozwinął się na całą długość. Drugi zwój także rozwinęła. Jedna łza spłynęła po policzku rozbijając się na tafli jeziora robiąc małe pręgi. Wyrzuciła w górę zwój, który zaczął oplątywać jej ciało wraz z drugim. Ciało po chwili runęło w wodę.
-Sakura!! - usłyszała krzyk, wszystko po woli znikało. Każdy drobny głos, fala bądź nie wyczuwała chakry. Wszystko znikało. Zwoje oplątały jej ciało mocniej ściskając aż do utraty przytomności. Jasne światło rozbłysło się oświetlając także powierzchnie. Mężczyzna stojący na tafli jeziora mógł zauważyć jej sylwetkę. Uśmiechnął się i kiwnął głową. Jego ciało zaczynało się zmieniać w całkiem inne kształty. Mężczyzna spotkał się z tym kim chciał. Mieli swoje porachunki do załatwienia sprzed laty. Nie mógł dopuścić, aby wygrała.
Stał w tej chwili w czarnym stroju okrywające jego ciało. Czarne spodnie sięgały do kolan, a bluzka była na większe ramiączka i podkreślała jego walory mięśni. Srebrne włosy były ułożone w nieładzie. Oczy wpatrywały się w miejsce gdzie była zanurzona dziewczyna, lecz nic się już nie działo? zdziwił się tym faktem. Obrócił się i przyjął cios wyjmując kunai. Atakowała przez cały czas, nie było jej dane skończyć. Uderzyła go nogą. Runą w barierę jęcząc z bólu.
Wiatr pobawił się końcówkami ciemnych włosów dziewczyny. Szmaragdowe oczy wpatrywały się w chłopaka, który wpatrywał się w nią wściekłym spojrzeniem. Uśmiechnęła się chamsko. Uniosła głowę. Jej oczy były zimne i nic nie czujące. Przeszywały sylwetkę mężczyzny. Miała na sobie spodenki odsłaniające odrobinę pośladki i białą bluzeczkę podkreślającą jędrne piersi. Przy biodrze miała przypiętą katanę.
-Jezu, Sakura. - powiedziała kobieta melodyjnym głosem do swojej nosicielki. - Czy ty zawsze musisz mnie wypuszczać kiedy jesteś w tak beznadziejnej sytuacji? - westchnęła ciężko. Mężczyzna jeszcze się nie spojrzała. - teraz nie miej poczucia winy. Zapierdolę Cię jak zdechniesz… - mówiła do samej siebie. Oby dwie rozmawiały zawsze w myślach przy zmienię. Spojrzała na trzech mężczyzn stojących po za barierą. Uśmiechnęła się chytro. Znała ich bardzo dobrze, gdyż to oni chcieli mieć te dwa zwoje a wybrała sobie Sakure na właścicielkę podczas jednej z misji. Pamiętała to bardzo dobrze, gdy przygadała się każdej kobiecie mijającej stary święty ołtarzyk.



Byłam więźniem. Więźniem, który miał czekać tysiące lat aż znajdzie się osoba, która będzie godna posiadania tej mocy. Jedna z kobiet, która będzie mogła odziedziczyć dary prawdziwej kunoichi. Będzie miała podwójną moc, która zrobi z niej najsilniejszą w świecie Shinobi wojowniczkę.
Każda jedna przechodziła: brunetki, blondynki, szatynki i inne koloru włosowate. Lecz ta jedna zwróciła na mnie uwagę. Żadna z pozostałych nie zaintrygowała mnie. Tylko jedno spojrzenie w te szmaragdowe oczy już wiedziałam czego ta dziewczyna pragnie, tego czego ja nie mogłam mieć w dzieciństwie i w wieku dojrzewania. Wszystko było przekleństwem, a  w tej jednej chwili zobaczyłam, ze mogę doświadczyć czegoś pięknego od życia. Zatrzymali się na postój przy tej kapliczce.
-Sakura! - powiedział głośniej blondyn o szafirowych oczach niczym czyste niebo. - Nie martw się w końcu wygramy ta bitwę. Sasuke wróci do wioski.
-Bitwę może wygramy, lecz wojna będzie przegrana. - westchnęła zażenowana całą sytuacją.
-Przesadzasz, wojny nawet nie będzie. - uśmiechnął się szeroko. Ponownie westchnęła. Tamci dwoje jeszcze rozmawiali przez dłuższy czas. Blondyn z siwowłosym dawno usnęli. Dziewczyna siedziała z podkulonymi nogami  wzdychając od czasu do czasu. Wstała i uniosła głowę patrząc w gwiazdy.
-Sakura, idź spać. - usłyszałam głos mężczyzny, jej mistrza.
-Kakashi-sensei?- zapytała. Po jej policzku spłynęła łza. - My tego nie wygram. - obróciła się w stronę ołtarza patrząc na tabliczkę. Jej łzy opadły o ołtarzyk. - mam przeczucie. Coś się stanie za niecały czas. Nie będzie to miłe uczucie. Będzie wiele ofiar w wiosce.
-Nie gadaj bzdur. Wszyscy wiedzą, że Madara nie żyje.
-Może i tak, ale czuję, że to nie będzie Madara tylko ktoś inny. - powiedziała do swojego mistrza. Westchnął ciężko.
-Musisz być śpiąca. Idź spać. Na pewno nie jesteś wyspana. Nie ma nikogo kto by chciał zniszczyć wioskę. Już nie ma.. Wszyscy nie żyją ci naprawdę źli. Prześpij się, dobrze Ci zrobi. - obrócił się plecami. Zacisnęła swoje dłonie. Na jedną z nich spojrzała, trzęsła się delikatnie. Odgarnęła delikatnie materiał przykrywający piersi. Widniał na nich znamię po chakrze? Tak, to było to. Dotknęła.
-Itachi.. - wyszeptała - Nie rób głupstw. - wypowiedziała z delikatnością w głosie. Przymknęła powieki, wtedy w moim sercu zaczęła się tlić nadzieja, ze to właśnie na nią czekałam tyle czasu. Obróciła się. Rozbłysło światło, a ona się zatrzymała stanęła nieruchomo. Obróciła się. Weszłam w jej ciało pokazując wszystko i czego tak naprawdę od niej oczekuję. W jej dłoni pokazały się dwa zwoje.




Na tym wszystko się zaczęła, cała jej przygoda z Konoha, Akatsuki i wojną. Teraz zaczęło się od początku. Postanowiła walczyć, nic więcej. Nie pozwoli by jej nosicielkę spotkało nieszczęście. Nie ma zamiaru szukać kolejnej przez następne tysiąc lat. Ma ona zostać i koniec kropka. Już się przyzwyczaiła, a do drugiej nie ma zamiaru.
Jej spojrzenie wylądowało na długowłosym brunecie do którego żywiła nienawiść za to co zrobił Sakurze. Ona straciła wszelkie nadzieję i swoich najbliższych przyjaciół. Nie mogła pozwolić by się zbliżyła do tego cholernego Uchiha. On jej zepsuł całe życie, i dalej robi swoje gierki.








Przepraszam za opóźnienia, ale nie miałam weny! Pierwszy raz od pisania Pierwszej księgi!

013


Leżała na łóżku. Cały czas nie przytomna. Miała po prostu dość. Musiała uciekać przez cały czas. Tu chcą ją złapać, tam zabić, a jeszcze dalej zgwałcić. Nie mieściło się jej to w głowie. Mogła stracić coś co przeznaczyła Itachiemu. Nie chciała tego. Dla niego wszystkich odganiała od siebie. Zostawiła dla swojego ukochanego jedną ważną rzecz, którą chciała oddać w powołane ręce. Błagała samą siebie, aby to wszystko się skończyło. Anarchia, która panuje wokół świata Shinobi jest przytłaczająca. Nikt nie rozumie egzystencji, która panuje wokół ludzi. Oni się boja, wolą się nie przeciwstawiać nikomu z Akatsuki. Wszyscy schodzą z drogi jak potrafią.
Na zewnątrz panowała wichura, na niebie pojawiały się srebrne błyskawice. W taką porę nikt by się nie poruszał. Nikt nie chciał by zmoknąć, bądź słyszeć grzmotów burzy. Każdy z nich chce siedzieć w ciepłym domu i nie myśleć o walce która może tyczyć się ich przyszłości. Lepiej aby trzymali się od broni z daleka, i nigdy nie dotykali. W szczególności kobiety…  gałąź obijała się o jedno z okien drewnianej chaty. Można by to usłyszeć jakby ktoś pukał aby zbudzić z głębokiego snu.
Powieki dziewczyny zaczynały drgać, palce delikatnie zacisnęły się na prześcieradle w dziury. Po nim była słoma, która raniła także jej ciało. Nie miała pojęcia, gdzie się znajduje, ale teraz nie była tego świadoma. Delikatnie uniosła powieki i cicho jęknęła. Nic więcej nie rozbiła, tylko próbowała przyzwyczaić się do jasnego światła panującego w pomieszczeniu. Delikatnie obróciła głowę w bok. Tyłem do niej siedziała kobieta drążąc w drewnie. Miała siwe włosy i cicho pomrukiwała melodie. Gdy tak na nią patrzała nie mogła zrozumieć czemu ją wzięła.
-Prze.. przepraszam. - wyjąknęła cicho kaszląc. Suchość w gardle dawała o sobie znać. Kobieta obróciła się wstając. Na małym stoliku położyła przybory i szybko podeszła podając wodę. Delikatnie uchwyciła i upiła małymi łyczkami by gardło się nawilżyło. Kobieta trzymała za plecy by o wiele lepiej łykać ciecz. Położyła ją na powrót… - gdzie jestem?
-U mnie w domu - powiedziała z lekkim uśmiechem. - Jak się czujesz? - zapytała z troską ocierając z jej czoła krople potu. Nie wyglądała najlepiej. Sakura sama nie wiedziała co z nią się dzieje. - Powinnaś odpoczywać. Dużo nie ruszać się, bo trucizna może cię zabić jeszcze szybciej. - po chwili dotarły do niej starszej słowa. Nie wiedziała o jaką truciznę jej chodzi. Przecież nie dostała zatrutym kunaiem i niczym podobnym. Haruno miała nadzieję, ze to są żarty, ale tak naprawdę nie były.
-Co proszę? Jaka trucizna? - zapytała. Nie rozumiała dokładnie jaka może być to trucizna? W jaki sposób się dostała do jej organizmu? Nic nie wiedziała tym razem.
-Gdy walczyłaś z swoim przeciwnikiem, on użył swojej chakry wszczepując ci truciznę, która nie jest zbytnio uleczalna. Jedynie ty odnalazłaś na nią lekarstwo i jest w Wiosce Liścia, tylko, ze jest nie kompletna. To co zrobiłaś było wyczynem, ale teraz musisz iść do wioski oni ci pomogą, albo jak wolisz wkradniesz się do szpitala w którym niegdyś pracowałaś. - wypowiedziała słowa wstając - Tylko, że musisz i tak poprosić kolejnego medyka aby ci pomógł. Jeśli sama to zrobisz możesz nie przeżyć. A receptura, którą będziesz sobie wstrzykiwała tylko spowolni działanie trudki na organizm. Nie wiem ile wytrzymasz w taki sposób, ale jak chcesz możesz ryzykować. - Sakura przymknęła powieki i słyszała kroki kobiety, które można było usłyszeć w całym pomieszczeniu. Sakura wstała do pozycji siedzącej i trzymała się za brzuch, który przeszywał brzuch takim bólem jakim miecz wbijany w serce. Jęknęła. - masz pierwsze objawy działania. Gdy dojdzie do trzeciego stanu umrzesz. Nie przeżyjesz tego. Ból może uśmierzyć jedynie antidotum.
-To nie jest pocieszenie.
-Cóż… Możesz zaryzykować swoim życiem, bądź pójść do wioski by ciebie wyleczyli. Choć sądzę, że się tak wkradniesz, gdyż przy władzy jest Itachi Uchiha. - zacisnęła  dłonie w pięść. Haruno już od dawna straciła swoje marzenia i całe szczęście. Przyjaciel? Jego straciła gdy odszedł z wioski. - Więc jak?
-Nie odzyskam sił w inny sposób? - zapytała delikatnie.
-Możliwe, ze na jakiś czas, gdy będziesz faszerowała się samymi mocnymi ziołami, ale ostrzegam to nie jest przyjemne. Zioła moje nie są lepsze od Tsunade. Robie silniejsze by bardziej pomagały. Lekarstwo bardziej by ci pomogło, gdyż poprosiła jakiegoś medyka o pomoc.
-Nie mogę.
-Dlaczego?
-Ponieważ nikt nie potrafi robić antidotum tak dokładnie jak ja. Powie mi pani co trzeba dodać do tego antidotum? - zapytała kobietę pewnie. Spojrzała na nią, na jej ustach powstał grymas. Tak jakby nie wiedziała co jej powiedzieć.
-Nie wiem. - Sakura patrzała na nią zdziwiona. - Naprawdę nie wiem. Nigdy nie podawałam nikomu antidotum. Dlatego musisz wybrać się jak najszybciej do wioski, bo ja ci w takim stanie nie pomogę. Jedynie medycy z Wioski Liścia potrafią ci pomóc. Nie ma już tam ciebie i Tsunade, ale są inni bardzo zdolni. Jeśli będziesz miała zaufanych to nikomu nic nie powiedzą i będą ciebie trzymać w tajemnicy. - powiedziała. To co mówiła było sensowne, ale oni byli pod obserwacją innych. Niektórzy jeszcze nie ufali w stu procentach obywatelom i shinobi Kraju Ognia. Każdy musiał zdobyć ich zaufanie, a po czasie wszystko może się zdarzyć.
-Ile tutaj jestem?
-Dokładnie dwa dni i dwie noce. Jeśli chcesz żyć musisz ruszyć do Wioski Liścia po lekarstwo. Twoje życie jest w niebezpieczeństwie. A jeśli nie dostaniesz choć opóźnienia już niedługo ujrzysz całe życie przed swoimi oczami. Zdecyduj sama jak chcesz żyć. Czy umierać powoli, czy żyć? - pytała retorycznie Sakury. - Wrócę za chwilę a ty się nad wszystkim zastanów. - powiedziała wychodząc z budynku. Na zewnątrz nadal padało, tak jakby niebo chciała okazać całą skruchę. Dziewczyna leząc w łóżku patrzała się na drewniany sufit. Po policzku spłynęła łza.
Więc ma w taki sposób zginać? Bez walki, niczego! Jej powołaniem było zginać w walce ratując ludzi, bądź stanąć przeciwko Akatsuki i ich popleczników ratując Wioski, Serca - jej serca. Kochała ja, była jej jedyną rodziną, która tak naprawdę miała. Wszystko zniknęło wraz z pojawieniem się na terytorium wioski wrogów klasy S.
Przymknęła powieki przypominając sobie każda kwestie dotyczącej całej wojny. Jeśli by to się ponownie powtórzyło jej serce z pewnością by pękło na pół. Wszystkie mocje wzięły by na pewno górę. One były by górę nad wszystkim i spowodowały śmierć, lub sama by się zabiła bez skruchy. Nie przejmowałaby się, że zostawiła swojego najlepszego przyjaciela samego na świecie. Żyłaby inaczej i o wiele lepiej… Otworzyła delikatnie powieki uśmiechając się. Wiedziała co musi zrobić. Nie chcę umierać, ale także nie chce pomocy od shinobi, którzy zdradzili przyjaciół i wioskę. Pójdzie tam po antidotum, i sobie wstrzyknie. A zioła poszuka w miedzy czasie, by nie tracić ani sekundy dłużej. Wstała wolno z wielkim wysiłkiem. Skumulowała medyczną chakre w okolicy brzucha, i  po chwili zaczęła czuć ulgę. Pomagało trochę ale nie za dużo. Musiała jak najszybciej dostać się do Wioski Liścia. Chciała zabrać swoje rzeczy, ale zamiast tego były jakieś inne. Wzięła je i założyła na siebie. Bluzka w kratki, wraz z udami. Na to założyła biały materiał, na który założyła czarny gorset przywiązany czerwoną długą wstążką. Od przed ramienia do kostek w dłoni ciągnęły się rękawy w kratkę z cieniutkiego materiału. Na to założyłam czarny płaszcz, z zapięciem od góry do dołu. Chwyciłam się za brzuch. Ból był przeszywający. Musiała się dostać do wioski kolejny raz, czego naprawdę nie chciała. Nie zauważalną musi się stać po raz kolejny, a to nie będzie łatwe. Na pewno ustawili straże podwójnie. Lecz nigdy nie wiadomo co przyjdzie do głowy starszemu Uchiha. Chciała wyjść, ale w drzwiach stanęła starsza kobieta, po jej włosach ciurkiem ciekły krople deszczu. Padało jak nigdy przedtem.
-Jednak idziesz? - zapytała Sakure.
-Muszę. - chciała coś powiedzieć, ale Sakura jej przerwała - Tylko po antidotum. Znajdę sama lekarstwo. Nikogo nie poproszę o pomoc z zdrajców wioski.  Jeśli zginę to nie będzie moja wina. Tak będzie lepiej dla nas wszystkich. Moja śmierć w końcu Komuś otworzy oczy. - odsunęła się z wyjścia. Sakura wybiegła szybko. Twarz obijały krople deszczu. Czuła lekki ból, nie taki duży jak wcześniej. Musiała używać chakry by wszystko  spowolnić, swoją truciznę. Skakała z gałęzi na gałąź dążąc do Wioski Liścia.








Jego podopieczna wyszła, myślał nad tym co powiedziała. Wysłali list, ale nikt nie spodziewał się, że może dotrzeć w takich okolicznościach do tej kobiety. Pogada na zewnątrz nie była sprzyjająca, a  w dodatku chciała aby jej pilnowała. Jego ukochana była w niebezpieczeństwie wiedział o tym. Wpatrywał się w ścianę naprzeciwko. Nie sądził, że tak szybko odejdzie z tego miejsca, by zapomnieć jak zrobić wielką akcje by była ponownie Jego i odzyskała zaufanie.
Wstał wolno i odszedł. Spacerował dość długo po rezydencji myśląc nad wszystkim. Gdyby weszła na terytorium wioski mógłby zdziałać więcej. O wiele więcej! Lecz w tej chwili była gdzieś daleko i cieszyła się wolnością. Musiał wysłać wszystkich, aby znaleźli jej położenie. Nie był pewny czy kobieta o której mówiła Ai może w ogóle jej nie znajdzie? Tyle pytań było w jego głowie, a na żadne odpowiedzi. Oparł się o ścianę i wpatrywał w deszcz, który delikatnie stukał w szyby. Przymknął powieki, tak bardzo chciał zobaczyć dziewczynę, a swoja przyszłą żonę. Otworzył swoje powieki, przed oczami mignął mu różowy kolor Jej włosów. Wyszedł szybko i spojrzał na mór, na którym stałą Ona. Zeskoczyła. Nie wiedział dokąd szła, ale musiał cokolwiek zrobić. Najlepiej by było jakby zostawił w spokoju dziewczynę.
Obrócił się, do pomieszczenia wszedł przemoknięty Sasuke. Spojrzał na niego i dyszał ciężko. Próbował coś powiedzieć przy wydechu, ale brakowało mu siły. Miał parę ran na policzkach.
-Ona… Ktoś… - mówił ciężko dysząc.
-Chcesz mi powiedzieć, że Ktoś jest w wiosce?  - kiwnął jedynie głową - na pewno chcesz wiedzieć skąd to wiem? Widziałem ją.
-Ją? - zapytał. - To jest kobieta, dobrze wiedzieć. Zabawię się z nią.
-Nie.. - powiedział Itachi - To ja się zabawię. - zniknął w kłębach dymu. Nie chciał się zabawiać, ale musiał udawać. Założył kaptur i kroczył wolno w deszczu. Czuł chakre swojej wybranki serca. Podążył za nią, i doprowadziła go do szpitala. Skakała co piętro do góry. Było wejście na dach, musiał tam się dostać. Stał na samym środku, lecz jej nigdzie nie widział. Jedynie wyczuwał wszędzie, w każdym zakamarku. Lecz wszystko wolno znikało.. odskoczyłem szybko. Dwa kunai’e wbiły się w podłogę. Patrzał na nie dokładnie, nie rozumiał dlaczego chce tak od niego uciec. Włączył Sharnigan. Widział jej każdy ruch. Omijał go z gracją. Wzięła głęboki oddech i chciała uderzyć, ale złapał ją za nadgarstek obrócił i przyciągnął do siebie. Opierała się plecami o jego tors. Próbowała się wyrwać ale nie potrafiła. Przywódca Wioski wyczuwał ze jej chakra bardziej słabnie, ale nie z Jego powodu. Dolegało jej coś.
-Co się stało? - zapytał. Milczała przez cały czas.
-To nie twój interes - chwyciła go za ramiona i rzuciła. Uciekła od niego dalej. Wyprostował się i spojrzał w jej ślady. Lecz nie mógł zauważyć. Nawet Sharingan nie pomagał. Próbował ją wyśledzić przez jakiś czas ale nic nie pomagało. Jedynie mógł myśleć, że dzisiaj ją jeszcze spotka. Wskoczył do jednego z pomieszczeń wyprostowując się. Z grzywki i końcówek kitka skapywały krople wody. Odwrócił się szybko i podbił rękę i przywarł dziewczynę do ściany trzymając za nadgarstki. Uderzyła go w brzuch. Wylądował przy sofie. Trzymała się za uda oddychając ciężko. Popatrzał na nią, nie wyglądała za dobrze. Wstrzyknęła sobie substancje w ciało. - Czemu? - zapytała. Stał w miejscu przyglądając się dziewczynie. Milczał, gdyż chciał wiedzieć o co jej chodzi. - Czemu jesteś taki uparty?!
-Zawsze byłem względem ciebie. Nigdy nie byłem uparty na nic innego jak na ciebie. - podchodził do niej. Odsuwała się wolno do tyłu i potknęła się upadając na schody prowadzące do góry. Jęknęła cicho. Z kieszeni wyleciały jej strzykawki pełne antidotum. Ukucnął i uchwycił dwie z nich. Nie wiedział po co jest jej to potrzebne, ale zamierzał się dowiedzieć. - Do czego ci potrzebne? Wiesz, że włamanie do szpitala jest karalne?
-Nic mnie to nie obchodzi. - wzruszył ramionami.
-Cóż… i tak cię już nie puszczę. Nie wrócisz na zewnątrz.
-och.. - powiedziała. - I niby tak cię interesuje? Może kiedyś lecz teraz taki nie jesteś. Zawsze twoi ludzie za mną wyruszali, ale ty stałeś się upiardliwym ciotą! Nigdy za mną nie ruszyłeś gdy uciekłam, bądź byłam blisko wysługiwałeś się poplecznikami! Dla ciebie jestem nic nie wartym śmieciem, skoro sam nie potrafisz się wysilić. Tylko potrafisz siedzieć aby dali mi ciebie na jakimś cholernym talerzu… - stanął nad nią i klęknął tak aby mu nie uciekła.
-Jesteś głupiutka.. - powiedział do niej. - Nie mogłem za tobą ruszyć. Musiałem zapanować nad światem. Odnalazłaś się przecież w Wiosce Trawy, lecz nie zadawalał mnie fakt że uciekłaś.  - patrzała na niego wściekła. Odgarnął kosmyki włosów za ucho. Wpatrywała się w niego nie widząc co powiedzieć. Chciała go dotknąć, ale obiecała sobie, ze już tego nie zrobi. Odepchnęła go i wstała kaszląc, na dłoni ukazała się krew skapując na podłogę. Szkarłat przykuł uwagę Itachiego, który do niej podchodził ponownie, lecz rozpłynęła się w powietrzu zostawiając po sobie jedynie czerwone krople.
Kucnął i patrzał na szkarłat, który nie wydawał mu się taki dobrzy, miał całkowicie inny odcień. Wziął fiolkę i dzięki swojej chakrze pomógł dostać się do fiolki. Patrzał dokładnie na krew. Wstał i wyszedł z budynku nie zważając na nic. Chciał dostać się do jednej kobiety, która mogła mu pomóc w zdefiniowaniu co dolega jego ukochanej. Nie mógł jej tego zrobić, jeśli cokolwiek jej dolegało to mógł ocalić! Wiedział o tym, na każdą chorobę jest lekarstwo tylko trzeba odnaleźć w właściwy sposób.
Wszedł do pomieszczenia, w którym właśnie znajdowała się kobieta. Robiła badania nad czymś, zamknął głośniej drzwi. Oprzytomniała. Spojrzała do tylu. Nic nie powiedziała, tylko westchnęła cicho.
-Trzymaj. - podał jej fiolkę z ciemno czerwoną cieczą, która mieszała się z niebieską. Spojrzała na to i uniosła jedną brew. - jest to krew pewnej dziewczyny, która była u mnie. Zbadaj co jej jest.
-Dziewczyny? - zapytała patrząc na bruneta. Uniosła jedna brew i  uśmiechnęła się. Nigdy do niej nie przychodził jak ktoś zachorował, ale tym razem dla niej to był szok. Pierwszy raz od miesięcy nie przychodził z taka błahą sprawą. - Postaram zrobić się na wieczór. Przyniosę wyniki.
-Dobrze, zrób jak najszybciej. - ciemne włosy delikatnie zafalowały i wyszedł z pomieszczenia, w którym znajdowało się wiele ziół, antidotum, a także trucizn, które mogły się przydać. Nikogo nie spotkał po drodze, ale miał szczera nadzieję, że wybrance serca nic się nie stało. Musiał się tego trzymać, a jeśli tak sam po  nią wyruszy. Będzie uparty, i sama Sakura zobaczy jak mu na niej zależy, wtedy wszystko zrozumie. Ma go w tych chwilach za zarozumiałego głupca, a wcale taki nie jest! By jej pokazał jaki jest, ale nie zostawi Sasuke samego w mocarstwie, skoro On woli zajmować kobietami. Chciał by w końcu ktoś zrozumiał jego poczynania, lecz czy na pewno ktokolwiek go zrozumie? Oby. Ona zawsze rozumiała, ale wiedział, że mogła zwątpić w jego drogę ninja.




Witam wszystkich,
Od razu tlumaczę dlaczego tak długo nie pisałam : MATURA! W tym roku mam testy dojrzałości, co naprawdę mnie denerwuje nie mam prawie czasu na żaden blog, ale staram się pisać gdy znajdę czas, do tego dochodzi życie towarzyskie, więc naprawdę musicie mi wybaczyć.  Na pewno następna może pojawić się dopiero 24.12.2011. Ze wszystkimi blogami jakie mam.
No i oczywiście założyłam nowe dwa blogi : cicha zemsta  i yasashiii. Zapraszam serdecznie.


012


Szli noga za nogą. Ludzie kłaniali się gdy Go zobaczyli. Był najpotężniejszy pośród wszystkich mężczyzn, który świat widział. Potrafił zapanować nad Światem Shinobi. Tylko w świecie znajdują się małe drobiny społeczności, która sprzeciwia się Jego woli. A w tej jednostce ludzi znajduje się jego największa i pożądana miłość, która nie może mu daleko uciec, gdyż świat należy do niego. Proporcjonalnie nie możliwe by potrafiła w śnie zmagać się z koszmarami,  a na drugiego dnia walczyć.
Weszli na posiadłość Państwa Haruno. Zapukał do drzwi, lecz nikt mu nie otworzył. Wyciągnął z kieszeni klucz i otworzył drzwi. Ai’a nic nie powiedziała, była świadkiem jak mu dawali zapasowy klucz, który należał do Sakury w wcześniejszym czasie. Wiedział dokładnie co zrobił źle. Już więcej razy nie pozwoli na taki błąd. Gdyby była z nim bardziej związana nie odeszła by z wioski. Była by u boku niego. Dokładnie o tym wiedział!
Byli by najlepsza parą, a każdy by o nich mówi. Nawet może byli by rodziną już od paru lat. Mieli by dwójkę dzieci, lecz teraz to było dla niego nie do osiągnięcia. Wszystko oddalało się z taką szybkością, że nie mógł tego dosięgnąć. Domyślał się, że ona chce to od siebie odrzucić lecz nie potrafi. Uczucie, które drzemie w jej sercu jest silniejsze od nienawiści. Znał się na tym bardzo dobrze. Mógł z jej oczu wyczytać wszystko.
Znalazł się w jej pokoju, który dawno nie był sprzątany. Za nim weszła Ai’a. Rozglądała się po pomieszczeniu i spojrzała na biurko, gdzie było prawie wszystko a także podarta bluzka. Brunet także to zauważył. Stanął i dotknął materiału. Była to zwykłą bluzka, ale… jego uwagę przykuły odłamki szkła i odciski palców na odłamkach. Ramka od zdjęcia leżała w kacie, a krople krwi wchłonięte w podłogę jak i dywan. Ukucnął i uchwycił delikatnie drewniana ramkę, która kiedyś sam dał na zdjęcie - ich fotografię.
Westchnął cicho. Teraz dokładnie wiedział po co tutaj przyszła. Tylko po to? To było bez sensu. To była prawda, chciała mieć tą fotografię bo ją lubiła. Oby dwoje ją lubili. Itachi także ma ją u siebie w sypialni w widocznym miejscu. Sam Sasuke trochę się zdziwił gdy ją zobaczył wraz z bratem na takim zdjęciu. Zawsze była wymówka. Przyjaciele! Tylko tyle mówił, gdy dowiedziałby się, że darzy ją szczególnym uczuciem  nie było by za miło. Ukrywali swoje spotkania przed rodzinami. Uchiha nigdy by nie zaakceptowało Sakury, a Haruno Itachiego. Wiec tak się musiało stać. Teraz Haruno by oddali ją w mgnieniu oka.
Wstał i uchwycił niechcący jeden z zeszytów lezących na biurku. Zdmuchnął kurz. Dziewczyna stojąca za nim cicho kichnęła. Pociągnęła nosem, wiedział już ze ma uczulenie na kurz. Obrócił się delikatnie do niej.
-Ai’a może wyjdź, bo słyszę ze kurz ci nie odpowiada, a tutaj jest jego całkiem sporo.
-Dobrze - ukłoniła się i wyszła. Został sam. Przetarł wewnętrzną częścią ręki resztki kurzu, które zostały na grubej okładce. Otworzył szybko i na pierwszej stronie widział małe rysunki jak i napis: „Wspomnienia”. Uśmiechnął się delikatnie, gdyż na pierwszej okładce zobaczył swój znak klanu, który mówił wiele. Najwięcej tyczyło się z nim wspomnień. Nie powinien tego czytać, ale chciał zobaczyć o czym myślała jego ukochana. Odwrócił kartkę, ale nic nie było. Następna i kolejna. Nic. Wszystko było puste. Nie pasowało mu to coraz bardziej. Dlaczego leżał tu pamiętnik, w którym nic nie było? Znał Sakure i by nie starała się tylko napisać i wyrysować pierwszą stronę. Schował do kabury zawartość swojej dłoni. Musiał coś zrozumieć z tego wszystko, lecz nie wiedział dlaczego. Dlaczego to jest takie puste? Miała dużo wspomnień, każde mogła zapisać. Spojrzał na łóżko i uśmiechnął się delikatnie.




Szedłem wolno noga za nogą. Nie mogłem się śpieszyć inaczej wszyscy by zrozumieli gdzie idę. Ojciec już wiedział o naszych tajemniczych spotkaniach, dlatego częściej przebywałem w domu lub na misjach. Było mi źle nie widzieć jej parę miesięcy. Lecz zawsze ktoś coś wymyśli, abyśmy się nie spotkali. To naprawdę przygnębiające uczucie. Na drodze spotkałem Sasuke - brata, który na mnie spojrzał badawczo.
-Bracie! - krzyknął, gdy byłem już u zakrętu. Dotknąłem ściany i na niego spojrzałem. - Nie pozwolę. - powiedział i znalazł się przy mnie. Pstryknąłem go w czoło z zażenowaniem. Nie miałem ochoty… Wiedziałem, ze kwiat wiśni będzie wściekły na mnie o tak długą nieobecność.
-Nie mam teraz czasu, Sasuke. - powiedziałem i odchodziłem.  Szedłem tak jakby nic mnie nie interesowało. Przede mną szedł ojciec w moją stronę. Wiatr bawił się naszymi kosmykami włosów. Przeszedłem bez interesowanie, na końcu oboje na siebie spojrzeliśmy. Gdy wyszedłem z posiadłości Uchiha szybko podążałem do jednego z wielkich posiadłości drugiego klanu. Dzisiaj miała być sama w domu. To będzie najlepszy moment aby z nią porozmawiać o tak długiej nieobecności. Bał się jedynie, ze wioska się o tym całym zajściu dowie. Lecz na to nie pozwolę…
Widział w oknie dziewczynę, która wpatrywała się w księżyc. Spojrzała na mnie. Odwróciła się szybko zasłaniając ciemne zasłony. Teraz już wiedziałem, że jest zła. Lec widziałem, że  miała uchylone okno. Wskoczyłem szybko na balkon rozglądając się pierw po okolicy. Delikatnie pchnąłem okno, które się otworzyło. Weszłam do środka.
Poczułem lekki ból n twarzy. Chwyciłem poduszkę, która dostałem od Sakury. Spojrzałem na nią. W oczach wyczytałem wściekłość do mojej osoby. Podchodziłem a ona ponownie rzuciła we mnie poduszka. Oby dwie rzuciłem na łóżko, by nic więcej we mnie nie rzucała. Lecz to było na nic, nadal rzucała we mnie swoimi rzeczami.
-Idź stąd! - powiedziała głośno. Zamknąłem okno, by nikt nas nie słyszał. Patrzała nadal na mnie. - Teraz się zjawiasz? A wcześniej to co? Jesteś… jesteś.. głupcem!! - rzuciła we mnie wszystkimi rzeczami jakie miała w szafie i zanosiło się u niej na płacz. Byłem w wiosce od długiego czasu i jej nie odwiedziłem. Mogła być wściekła nie winiłem ją za to. Wszystkie rzeczy upadły na ziemię. Lecz jedną miałem na głowie. Ściągnąłem po materiał. Były to różowe majteczki w czarne groszki z małą kokardką.
-Rozumiem, ze dla mnie. Mogę sobie wziąć? - zapytałem dziewczyny. Ona była cała w rumieńcach. Cóż mówiłem prawdę, ale ona najwyraźniej w to nie uwierzyła. Rzuciłem następną rzecz na łóżko. Obróciła się do mnie plecami. Jej długie włosy zakrywały odkryte plecy. Zlustrowałem ja od dołu do góry. - Wychodzisz gdzieś? - zapytałem. Nie odpowiedziała. Milczała długi czas, widziałem jak zaciska dłonie. Podszedłem do niej, lecz ona się obróciła. Zauważyłem, że na jej jednej piersi widać lekko maluteńką bliznę, a po policzku spłynęły łzy.
-Tak wychodzę. Bez ciebie! - powiedziała głośno. Naprawdę uczucia w niej wezbrały. Uczucia, które trzymała przez tyle miesięcy teraz miały wybuchnąć. Dotknąłem delikatnie jej policzka. Strzepnęła dłoń. - Wiem,  że misje i rodzina jest najważniejsza, ale.. dlaczego mnie nie odwiedziłeś choć na pięć minut, minuta? Czy ty wiesz co ja czułam? Och.. oczywiście, że nie co wy w ogóle wiecie? Nic! Każdy mężczyzna… - zamknąłem jej usta dłonią. Nie chciałem by porównywała mnie do innych.  Byłem inny niż oni. Musiałem zmylić ojca do wszystkich prób aby mnie przechytrzyć.
-Nie, Sakura.. - powiedziałem do niej cicho. - Bardzo chciałem się z tobą spotkać. Lecz nie mogłem… Misje były wymówka, mój ojciec zaczynał naciskać na mnie. Byłem przez cały czas obserwowany przez klan. Wszystko na zlecenie ojca. Dlatego się nie pojawiałem. Lecz… - przybliżyłem się bardziej do niej. Przytuliłem się i delikatnie drażniłem jej szyje wraz z uchem wargami. - myślałem o tobie zawsze także w śnie. Ty zawsze jesteś blisko mnie. Zawsze i wszędzie! - przytuliła się do mnie mocno. Tęskniłem za tym, i to bardzo. Sam nie wiedziałem kiedy, ale pchnęła mnie mocno i znaleźliśmy się na jej łóżku. Trzymałem nadal w swoich objęciach.
-Choć ze mną.
-Gdzie?
-Na ten festyn z okazji urodzin Hokage. Proszę… - mówiła to takim miłym głosem. Jak mogłam jej odmówić? Nie miałam bladego pojęcia w jaki sposób, ale zawsze mnie przekonywała do czynów, których nie chciałem spełniać.
-No nie wiem…
-Proszę.. - uniosła się i spojrzała prosto w moje oczy. - proszę, Itachi-kun.
-Tak ci zależy?
-Na tobie mi zależy. - nie odwróciła ode mnie wzroku. Uchwyciłem ją w tali i obróciłem. Teraz ona leżała na plecach. Włosy miała ułożone w nieładzie. Jak zawsze była kusząca ale tym razem w szczególności, gdyż była zdezorientowana.
-Na mnie? - zapytałem, a  kaskada włosów spadła z mojego ramienia do przodu. - Jak bardzo?
-Bardzo. - delikatnie uchwyciłem jej policzek. - jesteś dla mnie wszystkim. Już ci to kiedyś mówiłam. Czemu mi nie…
-Wierzę. - wszedłem jej w zdanie. Oczy miała pełne szczęścia. Delikatnie uniosłem jej podbródek. Zbliżyłem się do jej ust, ale tego nie zrobiłem. Nie chciałem tej atmosfery psuć. Byliśmy sami w całym domu, ale była jeszcze za młoda. Zniżyłem się do szyi. Ucałowałem kilka miejsc. Westchnęła cicho do mojego ucha. - Lubisz to?
-Tak. Zawsze to lubiłam odkąd zacząłeś robić.
-Domyśliłem się. - zassałem się w trzech miejscach zostawiając po sobie mokre ślady, które w każdym momencie mogły zrobić się czerwone a potem fioletowo-czerwone.  Jej ręce były na moich plecach zaciśnięte na bluzce. W taki sposób dojdzie w końcu do czegoś więcej, nie mogłem na to pozwolić. Sam nie potrafiłem powstrzymywać się od pragnień i uczuć wobec księżniczki.
Gdy się spotykaliśmy, nie całowaliśmy się, ale malinki były naszym znakiem rozpoznawczym. Lecz zawsze zakrywała chustką każdą małą, która zrobiłem. Zgadzałem się na to, gdyż nasi rodzice by się zbuntowali przeciwko sobie. To wszystko było naszą słodką tajemnicą. Spotkania były pod pretekstem przejścia się każdego po południa, lub wieczoru.  Było słodko… gdyby była starsza poprosiłbym ja o rękę, ale jest jeszcze za wcześnie. Przyjdzie na to czas.
-Pójdę z tobą.
-Naprawdę? - powiedziała szeptem
-Oczywiście. - wstaliśmy i ruszyliśmy na festiwal, który był w centrum miasta. Chciałem chociaż tak jej wynagrodzić moja nieobecność. Musiałem cos zrobić. To było jedyne wyście.





Uniósł głowę, i spojrzał przez okno, które było otwarte. Wyszedł i spojrzał na drzewo jak i wioskę. Świat się rozciągał daleko. Ona gdzieś jest w tym świecie. Musi ją znaleźć w najbliższym czasie. Ona nie może zostać pochłonięta przez ten chaos. W tym świecie jest gdzieś także inny, który pragnie Itachiego śmierci. Chcę rządzić światem, a wtedy stanie się o wiele gorzej. Ona  nie wie o niczym, lecz w końcu się o tym z pewnością dowie. Zacisnął dłoń w pięść. Pragnął zrobić dla niej wszystko by była bezpieczna, ale nie mógł. Nie była blisko niego. Była za daleko.
Wyszedł z pomieszczenia idąc w dół gdzie miała czekać na niego Ai’a. Czasami zastanawiał się czy się nie pomylił co do niej, ale wiedział, że Ona jest jedyna na całym świecie znająca wszystkie sekrety o jego osobie. W życiu nie zamienił by na inną kobietę, więc poczeka. Poczeka jeszcze trochę, aż przyjdzie. Miłością którą obdarzył „księżniczkę” jest większa niż jakiekolwiek uczucia będące w jego sercu. Nienawiść? Nie, on mówił sobie jedynie o miłości. Uczucie przewyższyło chęć zabijania ludzi. Agresje będącą w jego posiadaniu, a teraz pożądanie przewyższało wszystko!
-Ai’a?
-Tak? - zapytała stojąc przy oknie wpatrując się w ludzi idących w stronę bazaru handlowego. Chciał tak bardzo, aby to była Sakura choc by była przy nim. Zrobił by wszystko, ale na razie zostawiał sprawę losowi, który wypisał już jego przeznaczenie związane z Haruno.
-Chodźmy. U mnie porozmawiamy. - ruszyli do wyjścia. Wychodząc z budynku Itachi zamknął drzwi na klucz chowając go do jednej z kieszeni. Miał taki duży dom, a mieszkał w nim sam. Nie miał nikogo, kto by zaopiekował się.  Ai’a była dla niego tylko pomocnica nikim więcej. Chciał ja uwolnić, była mu nie potrzebna. Zamiast niej, miała pojawić się Sakura, dlatego prosi ją o pomoc. Gdy doszli weszli do budynku, który rozciąga się na parę metrów. Każdy nazywał ja rezydencją…







Leżała na łóżku, lecz już od godziny nie spała. Przeżywała swój sen, a raczej wydarzenie. Naruto… Jej przyjaciel był dla niej najważniejszy. A teraz? Już nikogo nie ma na tym świecie. Myślała, ze jeszcze z Wioski piasku rodzeństwo Kazekage, ale pomyliła się. Jeśli chodzi o nich i o Gaare. Chcieli zabić ją przez to, że mogła się przeciwstawić i nie zabić Itachiego. Nie chciała tego, ale musiała to zrobić. Zdawało jej się, że terroryzował cały świat, lecz tak naprawdę myliła się wraz z innymi. Wszystko zostało zaplanowane. Jeden jest bez winy, a na drugiego zwala się wszystko.
Wojna, Czwarta Wojna Shinobi została spowodowana przez Itachiego, wiec wszystko jest jego winą. Jest najgorszym z najgorszych, lecz ona nie mogła tego zrozumieć, że to nie jego wina. Chciał tak wiec postanowił zrobić inną rzecz…
Wstała do pozycji siedzącej. Na stopach poczuła chłód wydobywające się ze skalnej posadzki. Na nogach poczuła gęsią skórkę spowodowaną przez chłód. Przetarła oczy ze zmęczenia. Miała dosyć wrażeń… Właściwie nie wiedziała gdzie się znajduje. Było to ciemne pomieszczenie bez okien. Wymacała po ciemku lampkę i zapaliła. Światło rozświetliło pomieszczenie i teraz widziała Rzytkie rzeczy znajdujące się niedaleko niej. Nie było tego dużo. Szafka nocna, lampka, no i oczywiście łóżko.
Westchnęła.
Wstała wolno i ziewnęła. Gdy spotkała mężczyzn, to było dziwne. Nie pasowało jej to, że są tacy pewni siebie. Nie wiedziała o co tu chodzi? Teraz musiała porozmawiać z tymi typkami. Nie chciała z nimi spędzać czasu, gdyż działała solo.  Uchwyciła klamkę, lecz poczuła mocny prąd.
-Co jest? - zapytała siebie. Wewnętrzna część dłoni była lekko czerwona. Nie chcieli by wychodziła, ale to i tak ją nie powstrzyma. Znajdzie sobie inne miejsce, gdzie będzie mogła zaplanować wszystko na akcje: Zabicie Uchiha! Stanęła dalej koło ściany. Dwoma palcami delikatnie rysowała pół okrąg. Wyciął się w ścianie. Dotknęła delikatnie. Odsunął się w bok, gdy wyszła znalazł się na swoim miejscu nie pozostawiając śladu ucieczki. Nie będą o niczym wiedzieć. Czuła ich chakry w każdym miejscu. Skręciła w zaułek i zobaczyła jasne światło wydostające się z zewnątrz. Poczuła  wiatr we włosach, które delikatnie unosił w powietrzu zakrywając lekko widoczność. Odgarnęła do tyłu zaplatając ponownie włosy długim kosmykiem… Długie włosy ciągnęły się za nią. Wyszła na świeże powietrze, które omiotło szybko całe ciało. Ruszyła przed siebie w ciemny las. Nie wiedziała gdzie jest, ale jedno było pewne. Musi ruszyć przed siebie by od nich uciec. Tam nie czułą się najlepiej. Czuła, że są o wiele gorsi niż Itachi - jej ukochany, do którego ma większy żal niż do siebie samej. Poczuła zbliżającą się chakre.
-Tylko nie to. - powiedziała ponownie do siebie. Ruszyła dalej nie przejmując się tym co mogło dalej się stać. Chciała jak najszybciej być w innej wiosce. Skoczyła wyżej, a dwa kunai wbiły się w korę drzewa. Wybuchły. Odleciała na parę metrów. Wstała lecz znów poczuła ból w okolicy klatki piersiowej.
-Nie ładnie.. - usłyszała męski glos nad sobą. - ratujemy cię, a  ty nam tak się odpłacasz? Ojej… - powiedział kiedy wypluła krew. Uniósł ją za ramiona, gdyż nie miała na sobie bluzki tylko sam materiał zakrywający piersi. - Po co uciekałaś? To nie ma sensu i tak bym cię złapał. - nawijał przez cały czas. Spojrzał na jej piersi. - jesteśmy tutaj sami, nikt nie będzie widział co zrobię. Nikt! - powiedział głośniej. Chciała go odepchnąć, ale nie potrafiła. Nie miała dość siły, gdyż była wyczerpana po snach, które wywoływał Itachi. Poczuła jego usta na swojej szyi. Nie chciała tego, próbowała odepchnąć, ale nie szło. Była jeszcze dziewica, a to dzięki Itachiemu straci przez jego gierkę. Nie wiedziała ile to trwało, ale bolało ją wszystko. Każdy jego pocałunek był palący.. Nie taki jaki zaznawała w młodszym wieku od ukochanego. Cierpiała w tej chwili! Chciał dojść do piersi, lecz został odepchnięty do tyłu.
-Co ci mówiłam! - usłyszała kobiecy głos przed sobą. Upadła na kolana patrząc się na długie wyblakłe włosy. Podchodziły pod kolor siwizny. - Miałeś zakaz dotykania kobiet na moim terenie. Nie masz prawa tego robić.
-Zamknij się stara wiedźmo! Moja sprawa co robię. - ruszył na nią. Sakura nie miała pojęcia o niczym. Kim jest kobieta? Nie miała o tym pojęcia. Wyglądała na silną. Chciała, tak bardzo chciała aby wszystko co się teraz działo zniknęło z jej pamięci. To nie było możliwe. Całe życie, połowa była katastrofą. Zacisnęła dłoń na rękojeści miecza, który wylądował wcześniej gdy runęła o drzewo. Wyciągnęła lekko i ostrze zabłysło mocnym blaskiem oślepiając ją samą.
Mężczyzna stanął do niej tyłem. Patrzała na niego od tylu. Miała szans, nie mogła niczego powstrzymać. Pierwsze ofiary walki są najgorsze. Czy kogoś zabiła? Nigdy. Nie potrafiła. Żyła miłością i nadzieją na pokój w tym świecie, gdzie trzeba walczyć o swoje przetrwanie. Tak musi robić każdy ninja jak i kunoichi… Nie słuchała tych dwoje. Jedynie o czym myślała to mężczyzna i katana. W głowie powstał już cały plan do realizacji zabicia..
Nie patrzała już na skutki czy konsekwencje. Zamachnęła się i wbiła miecz w ciało ninja, który stał i wpatrywał się w miecz, który ugrzązł w jego sercu. Trzymała rękojeść przez długi czas. Krew spływała bardzo szybko plamiąc także jej dłonie. Splamiła się taką nienawistną krwią… jej oczy wyrażały pewność siebie i były zimne niczym lód. Zmroziły by każdego…
-Ty… - wypluł dużą ilość krwi - Jakim sposobem… Taka kunoichi jak ty mnie zabiła? Jakim? No tak, warunek ninja mówi: Nie doceniaj przeciwnika. Zbeszczeszczałem to. Teraz dostałem za swoje. Myliłem się co do ciebie, jesteś podobna do Niego. Twoje oczy są podobne, gdy chcesz zemsty. Lecz… - plunął ponownie - Nie przetrwasz długo. Zginiesz o wiele gorzej. - zaśmiał się, lecz ona pchnęła dalej katanę. W tym właśnie momencie jego serce przestało bić. Runął na ziemię z hukiem. Oddychała ciężko wyciągając katanę i chowając do kabury.
Przed nią ukucnęła kobieta i uśmiechnęła się delikatnie.
-Sakura… - zaczęła, lecz dziewczyna jej przerwała
-Pani mnie zna?
-Jak mogłabym nie znać. Byłaś pierwszą uczennicą Hokage. Choć ze mną, pomogę ci. - wyciągnęła do niej dłoń i teleportowała się z nią do siebie. Lecz Sakura już niczego nie pamiętała gdyż zemdlała od nagłych myśli. - Śpij moje dziecko. Zaopiekuje się Tobą przez najbliższy czas, dopóki nie będziesz pewna swoich czynów.


011


Nie wiedziała co ze sobą zrobić. Była już wykończona. Uciekała z Wioski Liścia jak najdalej, choć powinna się wrócić i go zabić. Lecz musiała mieć na to siły, a czuła, że każdy skrawek jej ciała już odmawia posłuszeństwa. Czuła jak jej głowa zaraz eksploduje od natłoku zbędnych myśli, a w szczególności o śnie. Wiedziała doskonale co jest powodem snu, ale nie potrafiła się temu przeciwstawić. Choć musiała próbować…?
Przystanęła przy jednej skale, która była potężna. To był znak, że zbliża się do Wioski Skał. Znała jednego członka, który mieszkał w tej wiosce, a także należał do Akatsuki. Nie chciała spotkać tego blondyna z lazurowymi oczami. Wydawał się taki dziwny, choć wiele mogła zrobić by nie spotkać tego człowieka…
Westchnęła z wykończenia. Biegła dalej i zatrzymała się raptownie. Gdyby przeszła kawałek dalej, czekała na nią niespodzianka. Miała tego serdecznie dosyć. Wszędzie były jego poplecznicy, jak i prawe ręce. Oni zawsze dawali informacje, których nie chciała. Zacisnęła dłonie. Nie chciała walczyć, wiec czekała aż sobie odejdą. Oddychała coraz szybciej. Poczuła ogromny ból. Skuliła się na ziemię i trzymała dłonią czoło.
Przestań. Już dosyć, to boli. - myślała szybko - Wiem, że mam wrócić, ale nie chcę zrozum to! Nie wrócę, gdy wrócę będę silniejsza, a ty zginiesz z moich rąk. Obiecuje ci to, tak jak ty mi obiecywałeś coś innego.
Wstała i ustala na gałęzi, która się złamała wywołując hałas. Przeklęła cicho. Nasłuchiwała czy Ida, ale nic nie usłyszała. Wyszła z ukrycia, a ich nie było. Zastanawiała się gdzie mogli się podziać. Nie wiedzieli kim może być, ponieważ głowę miała zakrytą, a chakry nie używała od dłuższego czasu. W ostatniej chwili odskoczyła od trzy ostrzonej kosy. Wokół niej pojawił się dym, a z tyłu był wybuch. Trafiła przodem na drzewo. Poczuła jak po skroni i czole spływa ciepła ciecz. Była po prostu wykończona, ale musiała się podnieść. Chwyciła się kory drzewa i wstała wolno z wysiłkiem… Kora pękła pod naciskiem siły.
-Zawsze tak jest. Cholera.. Nienawidzę Akatsuki. - szeptała. Uniosła głowę, a w oczach wrzała wściekłość do ich osoby. Każdy kto nie przeciwstawił się przestępczej organizacji był dla niej wrogiem. Choć nie mogła mówić tego o cywilach, nie mieli wyboru.
-Kobieta? - zapytał siwo włosy. Wszędzie by poznała ten glos na odległość. Miała wcześniej z tą dwójką wiele wspólnego. A miedzy innymi walki po miedzy nią i nimi. Byli strasznie zawzięci. - Ty, Deidara nie powinniśmy kobiety atakować. Itachi..
-Itachi powiedział, ze możemy jeżeli się przeciwstawi rozkazom. A teraz mamy taka okazję. - chcieli tego. Dawno chyba nikogo nie zabili. Musiała się skupić, by wygrać to stracie. Odsunęła od siebie ból i wyprostowała się z gracją.
-No, no ma w sobie elegancje. - zaśmiał się Hidan. Odwróciła się do niego przodem, lecz nie pokazywała twarzy miała nadal zakryte przed członkami Akatsuki. Westchnęła cicho.
-Nie mów o jej gracji, tylko trzeba ją zabić.
-Jesteś pewien, Deidara? - zapytała. Patrzeli na nią oby dwoje. Patrzała spod kaptura na niego i uśmiechała się delikatnie. Zniknęła im z oczu i pojawiła się z tyłu. Uderzyła oby dwóch, lecz zraniła się kosa z trzema ostrzami. Przeklęła cicho. Wiedziała co to dla niej znaczy. Pamiętała bardzo dobrze co to znaczy.
-Oczywiście - zaśmiał się. Patrzała na Hidana, który spojrzał na kosę. Z niej kapała czerwona ciecz, która zlizał. Jego skóra zmieniała się szybko na czarno-biało. Przymknęła powieki i ukucnęła. Temu już nie mogła się przeciwstawić. Choć mogła zrobić cos jeszcze, siłą woli zabić siebie i jego. To będzie najwyraźniej musiała zrobić.
Wstała i uśmiechnęła się delikatnie. Uwolniła swoją chakre, która oplątała jej ciało i badała teren. Wyczula, ze blisko nich są inni ninja. Spojrzała delikatnie w bok, tam właśnie byli. Lazurowe oczy przybrały strachliwy wyraz. Wiatr bawił się ich końcówkami. Fioletowooki zamachnął się i wbił sobie w nogę i krzyknął. Wraz z nim Sakura, która powstrzymywała się jak mogła. Krzyczała tak przez cały czas i upadała, ale wstawała. Była nieugięta. Nigdy się nie poddawała, walczyła do samego końca. Pluła krwią. Uniosła głowę w górę i uśmiechnęła się. Chakra która przez cały czas kumulowała w sobie wybuchła. Pchnęła w nich nią jakby to było coś prostego, ale wyczerpywało jej siły. Uniknęli ataku… Kaptur spadł jej z głowy i odkrył włosy, które falowały na wietrze. Patrzała na nich swoimi zielonymi oczami.
-Przecież to.. - zaczął Hidan. -Haruno!!
-Tak jak podejrzewałem. Ucieka przez cały czas. - zaśmiał się. - Teraz wrócisz z nami. - prychnęła. Patrzeli na nią uważnie. - Ktoś ciebie oczekuje.
-Chyba nie oczekuje tylko żąda. A mu już powiedziałam, nigdy nie wrócę do niego i Wioski Liścia. To moje ostatnie słowo, blondasie. - patrzeli na nią. Nie mogła tego zrozumieć czemu jej nie atakują. Zachwiała się delikatnie. Lecz stała nadal na nogach wpatrując się w ich twarze. Deidara grzebał w swojej kaburze. I wyciągnął ściskając dłonie.
-To teraz poznasz jaka jest moja sztuka.
-Znowu? - zapytała siebie cicho.  Rzucił w nią, a ona jedynie zrobiła zaporę z chakry. Wybuch rozerwał zaporę, a ona upadła ponownie na kolana. Przed nią pojawił się mężczyzna kucając przed nią. Chciał ją złapać, ale nie pozwoliła. Mocno trzymała za nadgarstek. Uniosła głowę, ich oczy spotkały się na równi.  - Dlaczego nie uciekaliście?
-Potrzebujesz pomocy.
-Nie potrzebuje. Was szukali?
-Nie czas na wyjaśnienia. - szybko ją uchwycił i zaczął się przemieszczać, by nie zauważyli, że dziewczyna zniknęła. Mężczyzna, który niósł kobietę, nie chciał by coś jej się stało. Sam nie wiedział czemu, ale w pierwszym momencie posądzał ja o słabość, lecz teraz wiedział o wszystkim. Posiadała siłę, o której z pewnością mało kto wiedział. Zatrzymał się na jednym drzewie i wpatrywał w tlący się dym.
Widział jak patrzy na niego z przymrożonymi oczami. Patrzała na mężczyznę z czarna opaska na czole. Uśmiechnął się szarmancko. Nie rozumiała tego, dlaczego każdego którego spotka musi mieć podobny do siebie uśmiech. Zawsze wiedziała, że nie będzie najlepiej. Westchnęła cicho.
-Puść mnie - powiedziała słabo. Nie zareagował. Uchwyciła go za koszulkę, w tej chwili na ni spojrzał. Jego piwne oczy patrzały się na niej. Nie reagował na dotyk, który był słaby. - Puść mnie. - powtórzyła.
-Gadasz od rzeczy. - wycedził. Obrócił się i szedł dalej. Nie reagowali oby dwoje. Ona była pogrążona w swoich myślach, a on jedynie na podróży. Patrzała się za niego, pole bitwy oddalało się. Miała na dzisiaj dosyć wrażeń. Przymknęła powieki rozkoszując się wiatrem we włosach i na swojej twarzy. Zatrzymali się na jednej polanie. Z cienia wyszli inni shinobi, a ona była w jego ramionach.
-Kto to jest? - zapytał jeden z nich. Miał długie granatowe włosy, ciemne niebieskie oczy, na lewej piersi duży pół księżyc z falami od sierpu w druga stronę. A w środku znak nienawiści. Nie miał na sobie żadnej koszulki, jedynie tylko spodnie, buty i kaburę z mieczem przypiętą. Grzywka było ułożona w nieładzie..
-Dziewczyna walczyła z Akatsuki. - postawił ja na ziemi. Zachwiała się lecz stanęła na równych nogach. - Myślę nad tym abyśmy ją przyjęli.
-Ty chyba żartujesz. Zobacz jak ona wygląda. Nie wytrzymała by dłużej z Akatsuki, gdybyś jej nie wziął. Hidai ty całkowicie zwariowałeś. Tych kobiet co mamy to rozumiem, ale ona? Nie nadaje się do niczego. - zacisnęła dłonie w pięści, lecz od razu się uspokoiła. Miała po prostu dosyć tego i wszystkiego, a te wspomnienia? Były dla niej utrapieniem. Odeszła od nich i zauważyła jezioro. Poczuła ukłucie w sercu. Szła w tamtą stronę, aby zobaczyć co tam takiego jest.
-To miejsce… - zniknęła im z oczu. Pojawiła się na tafli jeziora, woda zaszumiała i kręgi pojawiały się na nawierzchni. Przyglądała się temu wszystkiemu. Przymknęła powieki, i poczuła ulgę dobiegającą z ciała. Tak bardzo chciała to wszystko cofnąć, ale nie mogła. Teraz musiała zabić swojego ukochanego, którego nienawidzi i nigdy nie będzie kochała ponownie. Tak postanowiła.  Gdy otworzyła oczy stała na prostych nogach i wpatrywała się w niebo. Marzenia były dla niej najważniejsze, a zyskała już siłę i moc, która tak pragnęła. Teraz chciałaby zyskać coś znacznie większego jak miłość. Siły wracały coraz bardziej, czuła już się pełna. Taka jak wcześniej.
Odwróciła się i chwyciła ostrze miecza w dwie dłonie.
-To, nieprawdopodobne. On był przecież szybki. - Wyrzuciła jego miecz w górę, świecił się nadal na niebiesko. Podbiegła do niego i uderzyła z całej siły. Wbił się w taflę wody. Spojrzała na innych, niektórzy z nich całkowicie się odsunęli.
-Co wam jest? - zapytał czerwono włosy mężczyzna z czarną opaską na czole. - Musimy się o wszystkim przekonać. Może przypadek sprawił, ze z nimi walczyła. Tak podejrzewa nasz Matsuta. - powiedział. Granatowo włosy wyłonił się z tafli i stał wyprostowany.
-Słuchaj no… - pokazała na niego palcem - Nie mam ochoty z tobą walczyć. Nic mi nie zrobiłeś, ani ja tobie. Do cholery kim wy jesteście? Zgrają idiotów? Naprawdę nie chce z tobą walczyć, mam ważniejszy cel w życiu. - odwróciła się nagle i odchodziła. Założyła na głowę kaptur i wpatrywała się w zachodzące słońce. Westchnęła cicho.
-Teraz już wiem! - usłyszała głośny męski bas. - To nie jest byle kto. Ona była uczennicą Tsunade, Piątego Hokage. Teraz mogę rozumieć dlaczego odzyskała w takim szybkim tempie siłę i zdrowie. To pierwsza uczennica, jak i najzdolniejsza, Sakura Haruno. - zatrzymała się i spojrzała na niego. Poznał ją, ale w jaki sposób. Chciała dalej odejść, ale na jej drodze stanął czerwono włosy mężczyzna z kolczykiem w lewym uchu. Był większy o głowę. Musiała podnieść głowę by popatrzeć mu w oczy i rozczytać wszelkie uczucia. Lecz nie mogła, widziała jedynie mroźne uczucie. A nie potrafiła tego zupełnie opisać, miał podobne do Uchihów.
-Jaki jest twój cel?
-Nie powinieneś się tym interesować. To mój cel i w końcu to zrobię. - chciała go ominąć, ale chwycił za nadgarstek. - A raczej kto jest twoim celem? - popatrzała na niego zdziwiona - Potrafię czytać w ludzkich myślach. Brawo! Nie sądziłem, ze otworzysz się na taką chęć zemsty. On jest dla ciebie najważniejszy, prawda?
-Za przeproszeniem, był najważniejszy!! - krzyknęła. Była w takim stanie, ze mogłaby zaatakować. Uśmiechnęła się. Zablokowała swój umysł przed dostępem do środka. Zdziwił się postępowaniem dziewczyny. - Na teraz wara od mojego umysłu!
-Przecież go zablokowałaś.
Prychnęła zadziornie. Chciała odejść, ale poczuła na ustach  białą szmatkę nasączoną preparatem. Szarpała się, siły zaczynały z niej upływać, a powieki po woli zamykały się z braku jakiejkolwiek energii. Wpadła w jego ramiona.
-Po co to zrobiłeś?
-Musze się czegoś dowiedzieć Matsuta. Ona może być skarbnica wiedzy. - uśmiechnął się zadziornie. Wszyscy zniknęli wraz z Sakurą. Była pewna, ze nic takiego strasznego się nie stanie. Dwójka z Akatsuki wszystko obserwowała. Musieli zdać wszystko co widzieli. Zniknęli w szarym dymu…





Wiedział jak to może się potoczyć, ale nie mógł z niczym zwlekać. Miała poczuć się gorsza, ale wiedział ze tak szybko nie będzie potrafiła. Gdyby do niego wróciła było by inaczej. Całkiem inaczej… on by zrobił wszystko dla niej by było dobrze, lecz teraz musiał ponownie ją sprowadzić. Idąc w stronę rezydencji Haruno wpatrywał się w domy. Bawił się kunaiem. Stanął przy jednym drzewie i uśmiechnął się. Podszedł do niego. W okolicy bawiły się dzieci śmiejąc się radośnie. Uwielbiał gdy to robiły. Pragnął mieć rodzinę, własną. Taką o której zawsze marzył. Zniknął i znalazł się na jednej gałęzi. Dotknął delikatnie kory gdzie było wyryte serce a w środku dwa inicjały. Jej i Jego.. Tak chciał aby to się spełniło. Specjalnie dla niej to zrobił, aby była szczęśliwa. Nie żałował niczego. Przymknął powieki rozkoszując się ciepłym powietrzem kojącym jego negatywne emocje.


Siedziałem w jednym barze, gdzie jadłem dango. Były to moje ulubione słodkości, a  także mojej księżniczki. Nikt nie wiedział o naszych spotkaniach. Jedynie jej matka coś podejrzewała, ale ona była tak miła, ze pozwalała. Sakura była wtedy szczęśliwa. A ona od tej awantury o ślubie przestała kierować córką. Sama zaczęła wybierać drogę, i wybrała..
Powinienem już iść, będzie mnie szukała. Zostawiłem pieniądze i ruszyłem przed siebie. Nie chciałem aby ktokolwiek się dowiedział o moim nagłym spotkaniu. Właśnie wróciłem z misji, a ona się niecierpliwiła. Powinienem spotkać się z ojcem, a e wtedy najbardziej tęskniłem do jej osoby. Tego dotyku, głosu i śmiechu. Miesiąc to jednak długo. Czas się dłużył nieubłaganie. A teraz się z nią spotkam…
Przystanąłem przy jednym drzewie, czułem  jak wykorzystuje swoją chakre. Widziałem jak biegnie w stronę domu. Znalazłem się za nią i uchwyciłem. Moja dłoń znalazła się na jej ustach aby nie krzyczała. Oby dwoje znaleźliśmy się na drzewie. Ugryzła mnie w palec.  Wziąłem od niej swoją dłoń.
-Oszalałaś? - zapytałem ciekawy. Bolało jak cholera. Nie myślałem, że ma taki mocny gryz. Spojrzała na mnie i w jednej chwili znalazła się w moich objęciach. Przytuliłem ją mocno do siebie. Poczułem jej wiśniowy zapach. Tak bardzo chciałem ją mieć przy sobie w każdej chwili. Teraz mogłem to w końcu zrobić, być przez chwilę z nią sam na sam. Drzewa dawały nam schronienie.
-Tęskniłam za tobą Itachi-kun. Tak bardzo tęskniłam. - wtuliła się w moją pierś jeszcze bardziej. Było mi cudownie gdy to robiła. Przymknęła powieki, znów rozkoszowała się biciem mojego serca? Zawsze tak robiła by ukoić swój ból lub tęsknotę. - i przepraszam cię za to.. - uniosła moja dłoń i pokazała palec, gdzie widniały znaki zębów. - Myślałam, ze to..
-Wiem. - poprawiłem jej grzywkę, która byłą ułożona w nieładzie. Uśmiechnęła się delikatnie. Przytuliłem ją jeszcze raz do siebie by poczuła, że nic takiego się nie stało. - jak ci minął miesiąc?
-Nudno.
-Skąd ja to znam? Gdy tylko przychodzę z długiej misji ty to samo mówisz: „nudno lub nic ciekawego”. No powiedz mi co robiłaś? Jestem strasznie ciekawy, co księżniczka porabiała. - odwróciła głowę w bok.
-Kłóciłam się.
-E.. Z rodzicami?
Pokręciła przecząco głową.
-To z kim? Kto ci aż tak zaszedł za skórę?
-Twój brat. - popatrzała na mnie. - On zawsze mówi cos jak ciebie nie ma. Wszystko na twój temat, a ja nie wytrzymuje. I twoi rodzice byli u moich. Trochę tez się pokłócili. I teraz chcą zobaczyć który klan jest lepszy. Boję się, że może źle się skończyć.
-Nie martw się. Mój ojciec wszystko wyolbrzymia, a matka jest łagodna. Fugaku kocha swojego małego syna, ale chce aby stał się silniejszy. Aby pobił mnie we wszystkim. Nic się nie stanie, zaufaj mi. - na moim palcu powstał czarny kruk. Poleciał w wyznaczone miejsce. To by była głupota walcząc o takie coś, choć naprawdę mnie ciekawi jak go poturbowała.
-Dobrze. - uśmiechnęła się delikatnie.
-Sakura?
-Tak?
-Spójrz. - pokazałem jej serce na korze drzewa. Nic na nim  nie było. Tylko same serce. Chciałem aby ona zdecydowała czy mamy coś w nim napisać czy tez nie. Podeszła do niego biorąc swój kunai. Dźgnęła drzewo ostrzem w środku serca. Widziałem swoje inicjały i jej. Nie sądziłem, ze właśnie to napisze. - Ty…
-Przecież ci powiedziałam, że wszystko tobie oddam. - uśmiechnąłem się. Ona była dziewczyną, którą chciałem mieć. Nie ukrywała swoich uczuć. Wszystko powie gdy jest zgodne z prawdą. - w przyszłości nawet siebie.
-Nawet? - zapytał. - Sakura - przybliżyłem się do niej chwytając ja za policzek. - To jest bardzo dużo. Powinnaś powiedzieć „jeszcze siebie”. To nie jest twój obowiązek. To twoja własne wola.
-A moją wola jest właśnie to. Być z tobą - policzki się jej zarumieniły. Wyglądała tak kusząco. Pierwszy raz od wielu naszych spotkań pragnąłem ją dla siebie. Tylko dla siebie. Ale to pragnienie było o wiele większe niż wcześniejsze. Zniżyłem się do niej.
-Mogę? - zapytałem tuż przy uchu. Ona wiedziała o co mi chodzi. Pierwszy raz to nie będzie, ale nikt nie wie od kogo ma takie fioletowe ślady.
-Yhy.. - wymamrotała. Jej zapach był kojący. Widziałam jak przegryza delikatnie wargę. Zawsze tak robiła, gdy czegoś naprawdę chciała. Pragnęła tego jak najbardziej. W takim wypadku mogłem to zrobić, gdyż to była tez jej wola. Ucałowałem delikatnie szyję. Po chwili zassałem się przegryzając. Usłyszałem jej ciche westchnienie. Zacisnęła swoje dłonie na moich łopatkach. Gdy oderwałem się od szyi uśmiechnęła się delikatnie. Miała jeszcze większe rumięce niż wcześniej.
-Wszystko dobrze?
-Jak najlepiej. Tylko gorąco mi jakoś się stało. - machała sobie dłonią koło twarzy. Zaśmiałem się cicho. Znaleźliśmy się na dole i zostawiłem ją samą gdyż usłyszeliśmy wołanie jej rodziców. Znalazłem znowu się na drzewie. Patrzałem na jej odchodząca sylwetkę. Była teraz taka rozpromieniona. Szkoda, ze nie na długo.




Patrzył się na serce z inicjałami. Dotknął delikatnie. To wspomnienie było także dla niego ważne. Kochał ja, lecz nikomu o tym jeszcze nie powiedział. Sasuke szukał rozrywki, a on prawdziwej i szczęśliwej miłości. A na przyszłość z żoną pragnął mieć dzieci. Mieć potomków klanu Uchiha. To było dla niego ważne. Lecz nie pragnął żadnej wykorzystać, gdy już miał ukochaną osobę.
Ona była dla niego najważniejszą. Brata miał na drugim miejscu, ale gdyby miał uratować któreś z nich wybrał by Sakure. O wiele więcej czul do niej pozytywnych uczuć. Ona była jego oczkiem w głowie. Gdyby zabrakło mu jej, życie stało by się czarno-białe. Tak przywódca o tym wszystkim myślał. Miał swoje potrzeby, jak każdy mężczyzna. Usłyszał krzyk? Trochę było dla niego dziwne. Spojrzał w dół. Zauważył kobietę w kimono, która biegła przed siebie.
-Ai’a? - zapytał sam siebie. Zauważył, ze za nią kroczy Sasuke. Dobiegł do niej. Miał ranę, ale nadal sprawnie się poruszał. Cóż, musiał zareagować. Mówił mu aby jej nie dotykał, lecz nie posłuchał. Nie znosi jak jego brat sprzeciwia się jego woli. Patrzał jak ją chwyta, a ona krzyczy. A nikt nie chciał pomóc. Wiedział dlaczego. Bali się przeciwstawić, gdyż mógł coś wymyśleć.
-Mojego brata tu nie ma. Możemy gdzieś pójść. - mówił. Chciał ją zaciągnąć, ale Itachi go złapał za białą bluzkę. - Puszczaj ty.. - spojrzał do tyłu i napotkał szkarłatne oczy swojego brata. - Itachi..
-Co ja ci mówiłem.
-Nic.
-Zła odpowiedź. - uchwycił go mocniej. Puścił dziewczynę i rzucił go na jeden z opustoszałych budynków. Było mu ciężko wstać, gdyż Itachi był silny fizycznie i psychicznie. - Więcej nie pozwolę aby Ino lub Hinata ciebie leczyły. Za dużo sobie pozwalasz. - wszyscy patrzeli na scenę. Znali Sasuke, wiec wiedzieli jaki jest. Itachi z dnia na dzień każdego zaskakiwał. Każdy mieszkaniec już wiedział, ze uwielbia dzieci. Spojrzał na Ai’e, która delikatnie się trzęsła. Złapałem ją za ramiona. - Już dobrze. Nic ci nie zrobi. Ai’a? - zapytałem.
-Tak?
-Chcesz być wolna, prawda? Wrócić do Wioski Trawy?
-Tak, ale to się nie uda. - powiedziała.
-Uda się jeżeli mi pomożesz. Choć, porozmawiamy o tym u mnie w domu. - zdziwiła się trochę ale powędrowała za nim do domu. Czasami mieszkała z Przywódcą Wioski, gdy Sasuke ja nękał. Nie lubił tego, gdyż On był strasznie nachalny.- Zajdziemy tylko jeszcze do państwa Haruno, musze coś sprawdzić. - powiedział i ruszyli do budynku, w którym mieszkał drugi potężny klan. Haruno! Musiał więcej się dowiedzieć. Czego takiego szukała w wiosce? Albo wiedzieć więcej o niej, o jej poczynaniach.