piątek, 13 lipca 2012

014


Siedział w swoim gabinecie i wpatrywał się w ciemne chmury, z których opadały krople deszczu. Czuł się tak jakby były to łzy… łzy jej? Tak, mógł to nazwać właśnie w ten sposób. Chciał by była przy nim, nie czuł wtedy tęskny do niej jak i do ich bliskości. Była na niego wściekła i dokładnie wiedział o co, odebrał jej prawie wszystko co kochała. Rodzinę, przyjaciół, a także samego siebie. Stał się inny, to była racja, ale miłość do niej nie zmieniła się ani trochę. Tylko musiał to jej udowodnić. Teraz zyskał wiele wad, a mniej zalet. Może ona wcześniej tego nie dostrzegała? Miał taką koncepcje i nie odrzucał od siebie. Wiedział, ze wtedy był sobą, ale powstrzymywał się od pokazywania wad.
Mógł się spodziewać, że dziewczyna będzie wściekła, ale tez nie dopuści aby ktoś inny sobie z nią paradował. Zabije każdego kto się do niej zbliży nawet na metr. Tak, teraz jak o tym myśli, to musiałby każdego zabić. Nie to nie wchodziło w grę. Sam się do niej dostanie i będzie po sprawie. W końcu jej udowodni jak mu zależy na niej. Ona przestała w niego wierzyć, ale tak tego nie zostawi. Miał zamiar dać jej do zrozumienia jak bardzo jest dla niego ważna, i wtedy przestanie Jego unikać.
Po pomieszczeniu rozległo się głośne pukanie. Westchnął cicho. Pozwolił na wejście. Dziewczyna wleciała do niego dysząc ciężko. Spojrzał na Nią i zdziwił się, gdy tak nigdy nie wyglądała. Podała wyniki badać. Chwycił delikatnie i wszystko przeczytał.
-Dziewczyna ma w sobie inną chakre, która ją wykańcza, a krew przestaje powoli krążyć. Niedługo umrze.
-Szlag - przeklnął cicho. Wyszedł trzaskając drzwiami. Nie mógł w to uwierzyć, że Jego ukochana umiera i nic nie powiedziała. Wyczuł wahania, ale myślał, ze to jej sprawka. Tak jednak nie było. W dodatku, kochał ja ponad wszystko a tak ma się to skończyć? Nie ma mowy. Nie zrobi to w taki sposób. Nie może…
Szedł szybko przez ulice nie zwracać na innych uwagi, dla niego byli nikim. Lecz ważna osoba może stracić życie na co nie ma zamiaru patrzeć. Nie może patrzeć, na śmierć ukochanej kobiety.  Uchwycił jednego z popleczników.
-Znajdź Deidare, natychmiast! - warknął. W jego oczach widział strach. Zniknął od razu szukając blondyna, który z pewnością miał coś lub kogoś znaleźć. Powiedział już raz i więcej nie będzie powtarzał, ma zamiar ją sprowadzić z powrotem do wioski i do Niego. Zniknął w kłębie dymu. Stał na jednym z wysokich budynków patrząc na całą wioskę, brakowało w niej głębszego tchu…?
W oczach zabłysnął Sharnigan, na wyższym poziomie. Nie mógł zrozumieć swojej ukochanej, dlaczego w taki sposób potraktowała? Tak, jakby chciała zginąć i nigdy go nie zobaczyć. Myślał, że porzuciła miłość względem Jego, ale nie chciał dopuścić do siebie takiej okropnej prawdy. Dla niego było by to przekleństwo. Koło niego pojawił się długo włosy blondyn z szafirowymi oczami. Wpatrywał się w bruneta.
-Chciałeś mnie widzieć? - zapytał go prosto z mostu. Byli przyjaciółmi, wiec mógł odzywać się do niego po imieniu. Nie wiedział dokładnie co czuje do młodej Haruno, i nie zamierzał się dowiadywać. Itachi miał swoje plany, i to mu wystarczyło mały skrawek wiedzieć!
-Tak. Wezwij Sasuke, Hidana. Wyruszamy po panne Haruno.
-Słucham?
-Ty nie. - zdziwił się nagłą zmianą. - Musisz zostać i pilnować wszystkiego.
-Ale.. - zaczął
-Bez gadania. Sam musze ją odnaleźć. Ale chcę wziąć ze sobą dwójkę, bo nie wiadomo co się stanie, gdy będziemy w trasie. A ona musi tutaj wrócić inaczej zginie.
-O czym ty mówisz? - zapytałem.
-Ona umiera, trzeba ja wyleczyć.
-Nie kojarzę, to chyba lepiej jak umiera. - spojrzał na niego srogim wzrokiem. Nie chciał tego słyszeć, jako ze jego najpiękniejsza miłość ma umrzeć. Nie mógł na to pozwolić. Zacisnął dłoń w pięść i westchnął dosyć głośno. - Dobra, dobra rozumiem. Już po nich idę. Uspokój się.. - zniknął w kłębie dymu.  Uchiha także zniknął pojawiając się przy głównej bramie. Strażnicy zdziwili się jego obecnością, ale nic nie powiedzieli. Był zniecierpliwiony całym czekaniem, musiał znaleźć ukochana bo inaczej będzie po niej. A tego by sam nie przeżył, gdyby stracił jedyna miłość z dzieciństwa!!
Pojawili się przy nim kapani. Sasuke z lekkim uśmiechem.
-Idziemy - powiedział Itachi. Popatrzeli na niego. Bez wytłumaczenie? Nic im nie powiedział. Sasuke chwycił go za płaszcz. Popatrzał na niego zimnymi szkarłatnymi oczami.
-Z łaski swojej wytłumacz nam dokąd? I ty idziesz? - zapytał go szybko. Itachi patrzał na bruneta, swojego brata. Nie musiał mu wszystkiego mówić, co i jak. Ale jak z nim idzie chociaż część musiał poznać.
-Idziemy po Sakure. - powiedział i ruszył dalej. Oby dwoje dobiegli do niego nie odzywając się. Wiedzieli, ze chciał mieć Sakure w wiosce, a gdy się dowiedział o jej bliskiej śmierci teraz pragnął aby była z nim. Postara się aby była zdrowa i do końca była z nim! Nie pozwoli na taką nagłą śmierć w młodym wieku. Nie dla niej! Innych ma w głębokim poszanowaniu, ale nie ją! Ona jest ważniejsza od… brata? Cóż, miłość była dla niej większa.










Siedziała na łóżku w chacie, w której przed chwila jeszcze była kobieta. Nie wiedziała co o tym myśleć. Zielarka wiedziała, że idą po nią trzech ninja a jednym z nich jest On, ten któremu tak zależy. Nie wiedziała co może o tym myśleć, nie sądził, że odważy się za Nią podążyć. Zrobił to! Teraz On za nią podąża by ją sprowadzić do wioski. Bała się myśleć o konsekwencjach  spowodowanych jego przybyciem.
Zakryła dłońmi swoja twarz by nie kołotały się myśli wokół niej, wiedziała, ze jak Itachi się uprze to nie odpuści tak szybko jak myślała. Miała wiele kłopotów, a także podejrzenia były większe u innych osób, które wiedziały, ze Ona jest jego najlepsza przyjaciółką. Podejrzewają Ją o współpracę z Nim, choć tego się najbardziej wyrzeka.
Dla niej jest ważna sprawiedliwość. A On tego nie robił, choć wiedziała, gdy było paru władców krajów było gorzej.  Każdy pragnął mieć jak największa władze nad danymi państwami, i społeczność bała się o swoje życie. Jest podobnie, ale jak jest  jeden władca, ludzie mają tylko Go słuchać. Trzeba się zastanowić nad wszystkim. Czy dobrze postępuje względem Itachiego? Sama nie rozumiała pewnych rzeczy..
Kaszlnęła wypluwając przy okazji krew. Wytarła w ciemny materiał odrobinki szkarłatu. Z kabury wyciągnęła dwie fiolki antidotum jeszcze dobrze nie przygotowanego, wiedziała jak wygląda. Był jedyny w swoim rodzaju. Musiała Go jak najszybciej znaleźć inaczej zginęłaby, a obiecała coś sobie i nie tylko!
Wstała, zakręciło jej się w głowie, ale nie przestała iść przed siebie. Wiedział co musi zrobić jak najszybciej, zdąży zrobić antidotum, ale przed tym znaleźć kwiat potrzebny do wyleczenia samej siebie.
Stanęła na dworze nie żegnając się pobiegła w głąb lasu, usłyszała z daleka jedynie „Powodzenia”. Kobieta, która opiekowała się Sakurą przez pewien czas chciała, aby żyła lecz nie mogła Jej w niczym pomóc, gdyż nie wiedziała, gdzie ziele jest umieszczone.
Przemierzała las ocierając o różne krzewy i rośliny. Była wykończona chakrą chłopaka. Nie mogła uwierzyć, że w taki sposób dała się podpuścić. Teraz zaczęła coraz bardziej się zastanawiać nad całym swoim życiem, które było nie takie złe. Już wiedziała, że jest blisko śmierci. Skoczyła z klifu na wodę. Deszcz dawał o sobie znać. Kucała ciężko oddychając, już nie mogła wytrzymać. Złapała się w okolicy płuc i kaszlnęła wypluwając sporą ilość krwi. Wstała na drżących nogach. Wyczuła czyjąś chakre, lecz nie znała jej. Była wokół niej, czyli była przegrodzona od zewnętrznego świata i nigdzie się nie wydostanie? Cóż, trudno. Zobaczymy czy znajdzie ziele przed swoim wykończeniem?
Popatrzała przed siebie, w wnęce jaskini zobaczyła zarysy postaci w płaszczu. Wyszedł bardziej w stronę jasności, co spowodowało widoczność dolnej części ciała. Stopy były bose. Zniknął i pojawił się naprzeciwko mnie.
-Umierasz… - wyszeptał - Szukasz tego prawda? - zapytał męskim, powabnym głosem. Nie rozumiała jego. Uniósł w bok rękę i na jego reku pojawił się kwiat, który lekko unosił się w powietrzu nad jego dłonią. Płatki były w różnych kolorach nasiąknięte sokiem, a łodyga miała około dziesięć centymetrów grubości. Nikt jeszcze tego nigdy nie widział, aby istniał, ale teraz już wiedziała że dobrze znalazła. Zajarzył się delikatnie.
-Daj mi go. - kaszlnęła.
-Dać Ci? Nie mogę ci go dać. Nie po to cały czas Go chronię by jakaś dziewczyna mówiła, że Go chce. Musisz sama się o niego postarać. W końcu Go potrzebujesz do wyleczenia, wiec na pewno dasz z siebie wszystko, bo chcesz żyć dla Kogoś. - powiedział z kpiną. Zdjął z siebie płaszcz. Ukazał przed nią swoje oblicze. Czarne spodnie, z wieloma paskami, na lewej ręce nic nie miał jedynie liczne zadrapania po walkach? Na prawej znajdował się łososiowy materiał. Na szyi był owinięty czerwonym materiałem. Włosy srebrne ułożone w nieładzie, a do nich były przyczepione dwa medalioniki małej średnicy.
-Rozumiem. Mam z Tobą walczyć o To - stwierdziła. Nie odezwał się jedynie wypuścił kwiat w górę. Patrzała na niego. Musiała dokładnie uważać, ocenić jego zdolności. Tylko, ze dużo czasu jej nie zostało. Przymknęła powieki. Poczuła jak woda pod stopami zaczyna się burzyć. Otworzyłam powieki i zaczęłam omijać wszystkich ciosów wykonywanego przez mężczyznę. Zamachnęła się noga, lecz mężczyzna zwinnie ominął ciosów. Wyciągnęłam kunai opierając jego ataki mieczem. Zakręciła się parę razy. Wokół dziewczyny powstała bariera którą nakierowała na niego. Uderzył o skały!
Nie mogła się normalnie skupić na walce, gdy wykańczała się używając chakry. Usłyszała z boku głosy. Nawet tam nie spojrzała. Zacisnęła dłonie w pięści, na których pokazała się chakra. Kucnęła i dotknęła wody. Patrzała na swoje odbicie, wyglądała strasznie. Nad nią pokazały się wodne senbou. Z całą swoją mocą nakierowała je na mężczyznę. Wiedziała, ze On się nie podda, gdyż musi kwiatu chronić za cenę swojego życia. Ból był niesamowity. Dostała w tej chwili w bok wpadając na skałę? Nie, to nie było to. Raczej bariera z chakry. Chciała odejść, ale nie mogła. Nadgarstki były związane jak i kostki. Wycelował w nią wielką ilością kunaiami. Przymknęła powieki. Uchwyciła zwój przegryzając delikatnie kciuk.  Wyrysowała znaki. Wyszeptała niezrozumiane słowa. Sam Itachi ich nie znał. Patrzeli na Sakure z niedowierzaniem. Rozwinęła zwój rzucając go w górę. Rozwinął się na całą długość. Drugi zwój także rozwinęła. Jedna łza spłynęła po policzku rozbijając się na tafli jeziora robiąc małe pręgi. Wyrzuciła w górę zwój, który zaczął oplątywać jej ciało wraz z drugim. Ciało po chwili runęło w wodę.
-Sakura!! - usłyszała krzyk, wszystko po woli znikało. Każdy drobny głos, fala bądź nie wyczuwała chakry. Wszystko znikało. Zwoje oplątały jej ciało mocniej ściskając aż do utraty przytomności. Jasne światło rozbłysło się oświetlając także powierzchnie. Mężczyzna stojący na tafli jeziora mógł zauważyć jej sylwetkę. Uśmiechnął się i kiwnął głową. Jego ciało zaczynało się zmieniać w całkiem inne kształty. Mężczyzna spotkał się z tym kim chciał. Mieli swoje porachunki do załatwienia sprzed laty. Nie mógł dopuścić, aby wygrała.
Stał w tej chwili w czarnym stroju okrywające jego ciało. Czarne spodnie sięgały do kolan, a bluzka była na większe ramiączka i podkreślała jego walory mięśni. Srebrne włosy były ułożone w nieładzie. Oczy wpatrywały się w miejsce gdzie była zanurzona dziewczyna, lecz nic się już nie działo? zdziwił się tym faktem. Obrócił się i przyjął cios wyjmując kunai. Atakowała przez cały czas, nie było jej dane skończyć. Uderzyła go nogą. Runą w barierę jęcząc z bólu.
Wiatr pobawił się końcówkami ciemnych włosów dziewczyny. Szmaragdowe oczy wpatrywały się w chłopaka, który wpatrywał się w nią wściekłym spojrzeniem. Uśmiechnęła się chamsko. Uniosła głowę. Jej oczy były zimne i nic nie czujące. Przeszywały sylwetkę mężczyzny. Miała na sobie spodenki odsłaniające odrobinę pośladki i białą bluzeczkę podkreślającą jędrne piersi. Przy biodrze miała przypiętą katanę.
-Jezu, Sakura. - powiedziała kobieta melodyjnym głosem do swojej nosicielki. - Czy ty zawsze musisz mnie wypuszczać kiedy jesteś w tak beznadziejnej sytuacji? - westchnęła ciężko. Mężczyzna jeszcze się nie spojrzała. - teraz nie miej poczucia winy. Zapierdolę Cię jak zdechniesz… - mówiła do samej siebie. Oby dwie rozmawiały zawsze w myślach przy zmienię. Spojrzała na trzech mężczyzn stojących po za barierą. Uśmiechnęła się chytro. Znała ich bardzo dobrze, gdyż to oni chcieli mieć te dwa zwoje a wybrała sobie Sakure na właścicielkę podczas jednej z misji. Pamiętała to bardzo dobrze, gdy przygadała się każdej kobiecie mijającej stary święty ołtarzyk.



Byłam więźniem. Więźniem, który miał czekać tysiące lat aż znajdzie się osoba, która będzie godna posiadania tej mocy. Jedna z kobiet, która będzie mogła odziedziczyć dary prawdziwej kunoichi. Będzie miała podwójną moc, która zrobi z niej najsilniejszą w świecie Shinobi wojowniczkę.
Każda jedna przechodziła: brunetki, blondynki, szatynki i inne koloru włosowate. Lecz ta jedna zwróciła na mnie uwagę. Żadna z pozostałych nie zaintrygowała mnie. Tylko jedno spojrzenie w te szmaragdowe oczy już wiedziałam czego ta dziewczyna pragnie, tego czego ja nie mogłam mieć w dzieciństwie i w wieku dojrzewania. Wszystko było przekleństwem, a  w tej jednej chwili zobaczyłam, ze mogę doświadczyć czegoś pięknego od życia. Zatrzymali się na postój przy tej kapliczce.
-Sakura! - powiedział głośniej blondyn o szafirowych oczach niczym czyste niebo. - Nie martw się w końcu wygramy ta bitwę. Sasuke wróci do wioski.
-Bitwę może wygramy, lecz wojna będzie przegrana. - westchnęła zażenowana całą sytuacją.
-Przesadzasz, wojny nawet nie będzie. - uśmiechnął się szeroko. Ponownie westchnęła. Tamci dwoje jeszcze rozmawiali przez dłuższy czas. Blondyn z siwowłosym dawno usnęli. Dziewczyna siedziała z podkulonymi nogami  wzdychając od czasu do czasu. Wstała i uniosła głowę patrząc w gwiazdy.
-Sakura, idź spać. - usłyszałam głos mężczyzny, jej mistrza.
-Kakashi-sensei?- zapytała. Po jej policzku spłynęła łza. - My tego nie wygram. - obróciła się w stronę ołtarza patrząc na tabliczkę. Jej łzy opadły o ołtarzyk. - mam przeczucie. Coś się stanie za niecały czas. Nie będzie to miłe uczucie. Będzie wiele ofiar w wiosce.
-Nie gadaj bzdur. Wszyscy wiedzą, że Madara nie żyje.
-Może i tak, ale czuję, że to nie będzie Madara tylko ktoś inny. - powiedziała do swojego mistrza. Westchnął ciężko.
-Musisz być śpiąca. Idź spać. Na pewno nie jesteś wyspana. Nie ma nikogo kto by chciał zniszczyć wioskę. Już nie ma.. Wszyscy nie żyją ci naprawdę źli. Prześpij się, dobrze Ci zrobi. - obrócił się plecami. Zacisnęła swoje dłonie. Na jedną z nich spojrzała, trzęsła się delikatnie. Odgarnęła delikatnie materiał przykrywający piersi. Widniał na nich znamię po chakrze? Tak, to było to. Dotknęła.
-Itachi.. - wyszeptała - Nie rób głupstw. - wypowiedziała z delikatnością w głosie. Przymknęła powieki, wtedy w moim sercu zaczęła się tlić nadzieja, ze to właśnie na nią czekałam tyle czasu. Obróciła się. Rozbłysło światło, a ona się zatrzymała stanęła nieruchomo. Obróciła się. Weszłam w jej ciało pokazując wszystko i czego tak naprawdę od niej oczekuję. W jej dłoni pokazały się dwa zwoje.




Na tym wszystko się zaczęła, cała jej przygoda z Konoha, Akatsuki i wojną. Teraz zaczęło się od początku. Postanowiła walczyć, nic więcej. Nie pozwoli by jej nosicielkę spotkało nieszczęście. Nie ma zamiaru szukać kolejnej przez następne tysiąc lat. Ma ona zostać i koniec kropka. Już się przyzwyczaiła, a do drugiej nie ma zamiaru.
Jej spojrzenie wylądowało na długowłosym brunecie do którego żywiła nienawiść za to co zrobił Sakurze. Ona straciła wszelkie nadzieję i swoich najbliższych przyjaciół. Nie mogła pozwolić by się zbliżyła do tego cholernego Uchiha. On jej zepsuł całe życie, i dalej robi swoje gierki.








Przepraszam za opóźnienia, ale nie miałam weny! Pierwszy raz od pisania Pierwszej księgi!

1 komentarz:

  1. Witam,
    oby udało się Sakurze zdobyć ten kwiat, bardzo go potrzebuje... trochę poznaliśmy jej umiejętności...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń