piątek, 13 lipca 2012

006


Stała twarzą w twarz z mężczyzną. Patrzeli na siebie. Lecz w niej brała wściekłość. Chciała pójść do niego i wszystko powiedzieć. Wszystko co w nim jest złe i nienormalne. Tylko, że musiała by na pewno ponieść konsekwencje. Tyle, ze miała to po prostu gdzieś. Wolałaby wykrzyczeć wszystko co leży jej na sercu. Choć w jej wewnętrzny głos mówił:  Nie możesz tego zrobić. On cię zabije. To była prawda mógł to zrobić, ale sądziła, ze istnieje w nim jeszcze odrobina dobra. Tyle, ze bardzo malutka. Może w każdej chwili zgasnąć…
Wiatr pobawił się ich kasakami włosów. Dziewczyna chwyciła swój długi koński ogon. Zawiązała do góry i wpięła spinkę. Trzymały się mocno by nie spaść, choć przy biegu i innych rzeczach było to możliwe. Przymknęła powieki, tak bardzo pragnęła teraz być po drugiej części tego świata.
Po jej ciele przeszedł nagły impuls, a dłonie zabłysły niebieską chakrą. Hisaki patrzał zaciekawiony, chciał zobaczyć czy naprawdę jest taka silna jak o niej się mówiło. Lecz nie miał zamiaru jej narażać na niebezpieczeństwo. Dbał o nią prawie przez dwa miesiące to mógł i teraz. Chodziło mu jedynie o jej bezpieczeństwo, o nic więcej. Chciał by była cała i zdrowa.
Zaatakowała go szybko. Nagle zniknęła. Rozglądał się na wszystkie strony. Chciał ją dopaść, aby swoje emocje wywierała na nim. Nie na kimś innym, tylko na nim. Jeśli by na przywódcę tak zareagowała nie skończyło się dobrze. Walka na śmierć i życie gwarantowana…  Obrócił się do tyłu zamachnęła się na niego. Odskoczył. Uderzyła z całej siły w ziemię, lecz się nie roztąpiła. Stał przy drzewie i wpatrywał się w kobietę. Wyprostowała się, a kaskada grzywki wylądowała na oku. Wyglądała bardzo kusząco. W zielonych tęczówkach można było zobaczyć szaleństwo będące powodem złości na jednego z Uchiha. Na kimś chciała odreagować.
Dzikie plącza oplątały mężczyznę przywiązując do pnia. Szła w jego kierunku. Nagle jego ciało zamieniło się w kłodę. Przymknęła powieki rozkoszując się wiatrem, chciała uspokoić swoje nerwy ale nie wychodziło… Obróciła się łapiąc w swoje dłonie dwa kunai’e. Otworzyła powieki, po okolicy dało się słyszeć odbijające się metale. Wiedziała, że mogą dobiegać także do rezydencji. Iskry padały we wszystkie strony, nie oszczędzała swoich sił. Chciała jak najszybciej pozbyć się wściekłości. Zamachnął się i zadrasnął jej policzek, delikatnie uleciała krew.
Zamachnęła się z całej siły. Nawet nie wiedziała, że jest obserwowana przez jednego z mężczyzn. Nie miał zamiaru się jej pokazywać, ale widok dziewczyny sprawiał mu ogromna radość. Uderzyła o miecz mężczyzny, który złamał się pod naciskiem siły. Koniec wbił się w ziemię.
Zamachnął się. Uchyliła się, odskoczyła szybko do tyłu. Uwielbiała walczyć dla przyjemność, lecz jak przyjdzie co do czego to potrafi postawić na swoim i nikomu nie odpuści. Złapie się jednego i idzie w tamtą stronę. Tak właśnie było z tą dziewczyna, wściekłość nie ustępowała z nadarzoną sekundą.  Poczuła pstryknięcie. Włosy rozpuściły się lecz nie dotykały ziemi. Miała jeszcze na nich gumkę, która trzymała je w kitku.
-To była moje ulubiona spinka - powiedziała do siebie. Wzięła głęboki oddech by uspokoić nerwy lecz nie udawało się. Mężczyzna znalazł się obok niej z całej siły kopnęła go w brzuch. Odleciał na parę metrów ścinając z siłą drzewa.  Cała wściekłość uleciała z wiatrem. - Hisaki! - krzyknęła. Pobiegła w tamta stronę, aby zobaczyć czy wszystko  z nim w porządku. Leżał przy drzewie uśmiechając się do niej. Z koniuszka ust leciała krew. Wytarła szybko, aby nie było po nim widać, ze walczyli. Myślała, że nikt nie usłyszał jak walczą, ale głęboko się myliła.
-Ne.. Sakura - powiedział. - Nie dziwię się, ze ciebie chcą. Silna jesteś. Jak jesteś wściekła wolałbym z tobą nie zaczynać. - zaśmiał się, a ona go lekko klepnęła w ramię. Syknął z bólu. Na dłoniach pojawiła się zielona chakra lecząc jego wewnętrzne i zewnętrzne rany. Nie chciała go aż tak załatwić, ale zrobiła to i to był błąd. Nie chciała się powstrzymywać przed atakowanie, a powinna.
-Oj przestań, na co dzień nie jestem taka. Sam dobrze wiesz, że to przez twoją upartość. Chciałam tylko przejść i.. - nie dokończyła, wszedł jej w zdanie.
-Lepiej nie kończ. - mówił. Uniosła brew, bo nie rozumiała o co chodzi? Mężczyzna uśmiechał się do niej nie tłumacząc niczego. Gdy skończyła leczyć wstała razem z nim kierując się do rezydencji. Jeśli go spotka trudno, chciała teraz coś zjeść. Śniadania nie jadła, a  obiadu nie chciała przegapić. - Chika chciała cię wcześniej widzieć. Szybko się do ciebie przyzwyczaiła. A ona ma wymagania czasami. Jak widzisz dużo osób nie lubi. - powiedział. Sakura słuchała, ale była teraz myślami gdzie indziej. Poczuła jego, był blisko. Na pewno nie w rezydencji, tylko w ogrodzie, albo w lesie? Westchnęła cicho. Mogłaby pójść i go nie spotkać, tle że wtedy nie załatwiła by tego co chciała. Nawet nie powinna z nim mieć nic wspólnego. Nagle chakra zniknęła.
-Hisaki? - zapytała i stanęła na pierwszym schodku prowadzącym do góry, gdzie stała rezydencja. Spojrzał na nią badawczym wzrokiem, który mówił tylko jedno. On był nią zaciekawiony i zainteresowany.
-Tak? - zapytał.
-Wiesz zostanę jeszcze w ogrodzie. - chciał coś powiedzieć. Zatrzymała go ręką - Nigdzie nie pójdę. Będę tylko w ogrodzie. Jestem jeszcze na bosaka. Musze iść po zori. A potem przyjdę. Może jeszcze chwilę posiedzę. Wiesz jak chcę uniknąć z Nim spotkania. - uśmiechnęłam się.
-Wiem o tym, ale czy ty dobrze robisz? Wiesz, że i tak możesz się z nim spotkać. Tak szybko tego nie unikniesz. Przecież On… - nie dokończył. Przyłożyła mu palec do ust, aby więcej nic nie mówił. Chciała sama zostać i tyle. Chwycił za nadgarstek delikatnie oddalając od siebie. - Niech ci będzie. Tylko nie idź do miasta. Nie pozwalam. Na boska już poszłaś i byłaś pokaleczona. Jeśli jeszcze raz pójdziesz to… - nie dokończył.
-Zachowujesz się jak moje mat.. - nie dokończyła - Wybacz, nie powinnam.
-Nic nie szkodzi. Będę już szedł. - ucałował ją w policzek. Pierwszy raz. - Uważaj na siebie. - odchodził. Wróciła się nad jezioro, gdzie mogła sobie chwile odpocząć i porozmyślać. Nie miała ochoty go spotkać by nie kłócić się. Teraz by go zaatakowała nie mając żadnych skrupułów. Kiedyś nie ruszyła by go palcem, ale w tych czasach by chętnie wyrwała mu serce i rozerwała na milion drobnych kawałków.
Właśnie tak się czuła - rozerwana na drobne kawałki. Każda cząstka duszy utraciła jakąś część. Dlaczego? Przyjaciele wypełniali wszystko, a teraz nie miała nikogo. Jedynie Hisaki wypełniał malutką część, a reszta? To ciemność, nie warta istota rzeczy. Ona się pogłębia i pogłębia. Próbuje unicestwić, lecz nic z tego jeszcze więcej przykrości przychodzi na myśl.
Ukucnęła przy brzegu jeziora wpatrując się w taflę jeziora, gdzie odbijała się sylwetka. Chwyciła delikatnie zori, chciała się podnieść lecz znieruchomiała od razu. Znów spojrzała w taflę i wtedy zobaczyła Go stojącego za nią. Udawała, że niczego nie widzi. Wiedziała, ze to On - prawdziwy Itachi. Nie posłał swojego klona i niczego innego…  Jej włosy delikatnie falowały zakrywając od czasu do czasu twarz. Były o wiele dłuższe niż wcześniej. Przeszłość teraz dla niej była niczym, a On był dokładnie zmieszany z gównem.
Wstała szybko i zamachnęła się nogą. Złapał za kostkę i ścisnął lekko. Nie był za srogi. Patrzała na niego z wściekłością, jego oczy były zimne i spokojne co często widziała w walkach, lecz teraz nie mogła zauważyć pozytywnych uczuć.
Kimono zjeżdżało w stronę kobiecości. Wiatr pomagał i zjeżdżało coraz szybciej. Patrzał w zielone oczy kobiety. Ona nie zrobiła tego. Chwyciła się dwiema dłońmi ziemi i drugą nogą uderzyła w policzek, a następnie w brzuch. Stał na równych nogach przyglądając się sylwetce kobiety.
-Dawno się nie widzieliśmy. - powiedział bez jakichkolwiek uczuć. Jego węglowe oczy śledziły każdy ruch kunoichi. Na brodzie ciekła krew z rany na wardze. Dziewczyna nie przejmowała się tym, chciała go zabić, poćwiartować, także wykastrować. Cokolwiek! Aby porzucił ten istniejący świat.  Nie odezwała się ani słowem… Tyle, że było jedno „ale”. Wiedziała gdyby to zrobiła żałowałaby  czynu. Ona nie potrafiła zabijać ludzi, dla których otworzyła swoje serce. W tej sytuacji musiała, on wyrżnął wszystkich na których jej zależało. Zrobił jeden krok, a ona oddaliła się o tyle samo. - Powiedz mi czy dobrze ci się żyło uciekając przed własnym przyjacielem?
-Śmieszny chyba jesteś! - podniosła głos. -  Dla mnie nikim już nie jesteś. Przyjaciel był w dzieciństwie, teraz mogę jedynie nazwać cię wrogiem razem z twoim głupim i nic nie wartym bratem!
-Kiedyś tak nie mówiłaś. - powiedział. Zacisnęła dłonie w pięści. - Byłaś inna i chętnie spędzałaś ze mną czas. Pamiętasz to. Nasze… - weszła mu w zdanie
-Zamknij się!! - krzyknęła. - To co było minęło. Nasze relacje się zmieniły. A przynajmniej moje. Dla mnie jesteś już kupą śmieci, które można zgnieść. Nie masz serca! Nigdy jego nie miałaś! Tylko potrafiłeś omotać. I nic mnie nie obchodzisz!! - w jego oczach pojawiła się nagła iskra złości, lecz tylko przez moment. Miał głęboka nadzieje, że to wkrótce się zmieni. Wiatr bawił się włosami, delikatnie muskając ich policzki.
-Czyżby? - zapytał. Dalej od nich stało dwóch bezczyn. Jeden z nich wyglądał na podenerwowanego, a drugi przestraszony. Oni oby dwaj nie chcieli by się spotkali bo mogło to źle się skończyć. Lecz teraz było za późno. Ona i on stali naprzeciwko siebie. Brunet rozwiązał czarny płaszcz z czerwoną chmurka i rzucił go na bok. Przyłączył do tego dwie kabury. Jedna z mieczem, a druga z kunaiami i shurikenami. Patrzała na niego. - Jeśli ci na tym nie zależy to inaczej załatwimy sprawę. - grzywka delikatnie ocierała o policzki bruneta. Oczy zwrócone były w jej stronę. Nie chciał przeciwko niej używać broni, mieli własne techniki do wykorzystania i ona o tym dobrze wiedziała. Nie miała broni przy sobie. Wszystko zostało zabrane, a nie miała pojęcia dokąd…
-Z miłą przyjemnością. Rozkruszę cię na kawałki, tak jak ty zrobiłeś z moim sercem - ostatnie dwa słowa wyszeptała, lecz bardzo dobrze je słyszał. Nie odzywał się, chciał wiedzieć co ona o tym wszystkim myśli. W oczach widział cierpienie i ból którego doznała. Po policzku spłynęła mała łza, która porwał silny podmuch wiatru. Naruto to za ciebie pomyślała przymykając powieki. Gdy otworzyła wrzała w nich furia gniewu. Taka króla brunet nigdy nie widział. Jej ciało przeszła chakra, która wypalała trawę wokół niej.
Ruszyła na niego. Chciała jak najszybciej zakończyć to, aby nie patrzeć na niego i każde zło jakie wyrządził. Miała dokładnie gdzieś co się z nim się stanie, choć mogła przypuszczać swoje żale dotyczące tego osobnika. Uderzyła go z całej siły, lecz złapał pięść w jedną dłoń. Patrzała wściekła w jego oczy, ale nie zauważyła Sharingan’a. Użyła więcej mocy, pchnęła go na drzewo. Przeleciał przez nie i wylądował na następnym. Włosy ułożyły się w nieładzie, na oczy opadała delikatnie grzywka. Patrzał na dziewczynę przez szparki.
-Jednak to prawda. Wyrzekłaś się wszystkiego, by mnie zabić? Taka z ciebie cnotka? - zapytał spojrzawszy znacząco na Hisaki’ ego. Wiedziała już o co chodzi. Uśmiechnęła się w duchu. Myślał o jej cnocie? Nie ładnie z jego strony, choć wiedziała dlaczego. Kiedyś obiecał  zostać ochroniarzem na całe życie, teraz wiedziała i przypomniała sobie swoją obietnice, którą przyrzekła mu dawno temu przy jednym z ich ulubionych miejsc.



Siedziałam nad brzegiem ukrytego jeziora myśląc o tym co mi powiedział. Byłam już o parę lat starsza. I miałam pojęcia co to znaczy kochać? To słowo wiele używane, dla zainponowania, dla omotania kobiety wokół własnego palca a potem wykorzystania?  Tak właśnie niektórzy uważają, kobieta jest jedynie do seksu? Nie ma mowy, nigdy siebie nie oddam nie odpowiedniemu mężczyźnie. Serce mi powie kiedy będzie ten moment - działa impulsywnie.
-Księżniczko - usłyszałam tuz przy uchu i odskoczyłam. Westchnęłam uspokojona trzymając się tuż przy piersi, gdzie bił najważniejszy organ.
-Nie strasz mnie tak więcej. Od tylu się nie podchodzi. Ile razy ci to mówiłam? - zapytałam.
-Oj wybacz. A mówiłaś z tysiąc raz „Nie podchodź mnie od tylu”. - udał mój głos. Patrzałam na niego wściekła. Z nutką ironii. - No dobrze, dobrze. Nie bądź  zła.   - wytknęłam mu język i się obróciłam w stronę jeziora idąc do brzegu. Zastanawiałam się czy mu powiedzieć o tym, czy tez nie? - No nie bądź zła - chwycił za dłoń i pociągnął do siebie. Wpadłam w silne ramiona, które delikatnie ściskały. Swoją twarz wtulił w delikatne, długie różowe włosy. Po policzkach spłynęły mi łzy. Przytuliłam się mocniej do niego.  - Coś się stało?
-Nie, nic. - westchnęłam. Lubiłam gdy był przy mnie blisko, mogłam być blisko przy nim Nie był już ze swoją dziewczyną. Nie wiedziałam czemu zerwali ze sobą? Nie było żadnego powodu.
-Musiało się coś stać skoro płaczesz, powiedz wiesz że mogę zrobić wszystko. Obiecałem ci to.
-Wiesz za dwa lata mam wyjść za lorda feudalnego. - drgnął. Na moich plecach zacisnęły się jego dłonie. - I nie chcę wychodzi. Nie potrafię. Wiesz dlaczego? - patrzał się wciąż na mnie - Bo obiecałam sobie, ze nie wyjdę nigdy za mężczyznę którego nie kocham. A kochać mogę po wielu latach. Itachi? - zapytałam cicho.
-Tak?
-Chciałabym ci coś obiecać, ale tylko się nie przestrasz. - popatrzał w moje oczy. Jego dłoń znalazła się na policzku. Bawiłam się palcami od dłoni. Nie chciałam, aby tego odrzucił lub coś innego.
-Co takiego?
-W przyszłości, jak będę już dojrzała i gotowa na małżeństwo to… - przerwałam na moment by złapać oddech. - moja cnota będzie należeć do ciebie. - uchwycił ją za dłonie.
-Nie rób tego czego nie chcesz.
-Nie chce wychodzić za mąż, to co obiecuje jest czyste. Nigdy nie złamie tej obietnicy. Będę swoje dziewictwo trzymała tylko dla ciebie. - dotknęłam jego policzka. Wtedy był to nasz pierwszy i słodki pocałunek o którym nikt się nigdy nie dowiedział.



Patrzała na niego, oczy miała puste. Nadal myślała nad tym co obiecywała, teraz żałowała tego z całej duszy. Mogła nic mu nie obiecywać, wtedy każdy mógłby być jej chłopakiem lub mężem. A teraz musi walczyć o swoje, by on się odczepił do samego końca.
-Jesteś kłamcą! - podniósł głos. Patrzała na niego, lecz teraz oczy były wypełnione złością. Nie była kłamcą, była nadal cnotliwa o czym on nie wiedział. Trzymała nadal dla Niego cnotę, ale wiedziała, ze się nie zmieni. Musiałby się zdarzyć cud!
-To nie twój interes! - fuknęła - Jestem jaka jestem, Ty mnie nie znasz - dała większy nacisk na „Ty”, aby wiedział, że o niego chodzi. Jego włosy zakrywały mu usta, lecz mogła zauważyć nikły uśmiech.
-Tylko ty tak sądzisz. - zniknął. Obróciła się i chciała uderzyć, lecz złapał obrócił ją i przyciągnął do siebie. Jej plecy dotykała jego torsu. Ciepły oddech czuła na karku jak i na szyi. Po ciele przeszedł ciepły dreszcz wywołując gęsią skórkę. Przymknęła powieki czując narastające ciepło. - Znam cię o wiele bardziej niż ty siebie. Dobrze o tym wiesz - szeptał jej do ucha. Zacisnęła dłonie w pięści. Nie chciała słuchać byłego przyjaciela, miała dosyć! Poczuła dłonie na zaciśniętych pięściach. Męskie palce były delikatne lecz też konkretnie dawały ukojenie.  - Wiesz, że mnie nie zabijesz. Nie dasz rady, widzę to w twoich oczach. Myślisz cały czas o tym co było kiedyś. Tego nie da się uniknąć. Wspomnienia są cząstką ciebie. One tobą kierują.. - próbowała go uderzyć, lecz zatrzymał drugą rękę. Delikatnie poruszyła nogą jakby ugniatała papierosa. Nie chciała nic mu zrobić, ale teraz chciała. Nie miał prawa mówić o wspomnieniach. Najczęściej w nich występował starszy Uchiha. Zamachnęła się, lecz odskoczył na taflę jeziora. Kucał patrząc się na swoje odbicie. Nie wiedziała co się szykuje. Wstał, lekko prostując się.
Dziewczyna wolno wkroczyła na wodę robiąc pręgi. Poczuła silną chakre otaczająca ją i całe jezioro. Nie wiedziała co się dzieje, tyle że mogła spodziewać się do kogo należy  nadzwyczajna siła. Jej gumka rozerwała się. Włosy ułożyły się w nieładzie na wszystkie strony. Kawałek zanurzał się w wodzie. Były za długie by chodzić w rozpuszczonych, a bardzo lubiła.
Westchnęła cicho.
Popatrzała na bruneta, który miał przymknięte powieki. Uniosła jedna brew. Już wiedział co może się szykować. Patrzała wprost na niego nie przejmując się niczym, czy ją zabije czy też nie. Jedynie co ją interesowało to Jego śmierć.. Zauważyła czerwone oczy, które wlepiały się w nią. Zniżyła wzrok na jego dekolt. Oczy wyrażały zdziwienie, teraz dokładnie wiedziała dlaczego wiedział, że żyje!.



Stałam na tafli jeziora czekając na przyjaciela. Dolina Końca była jednym z najgorszych rzeczy, które mogłyby mnie w przyszłości spotkać.  Dłonie miała lekko wyprostowane, a po środku obracał się średniej wielkości szmaragd, wewnątrz znajdował się płatek wiśni. Zrobiłam go dzięki chakrze - swojej. Miała, jej dosyć sporo dzięki czemu mogłam robić niepowtarzalne rzeczy.
Przeplotłam przez dziurkę łańcuszek małej wielkości. Zapięłam. Patrzałam na niego. Dzisiaj był dziewiąty czerwca, a nie miałam pojęcia co zrobić. Musiałam coś wymyśleć, a że jesteśmy przyjaciółmi. Tchnęłam trochę swojego życia w naszyjnik. Gdy umrę pęknie, wtedy rozstaniemy się na zawsze?!
Czułam jak się zbliża, lecz nie reagowałam. Chciałam by myślał, ze o niczym nie wiem. Tak bardzo tego pragnęłam, aby zadawalał go ten prezent. Miał mnie tylko znaleźć i najprawdopodobniej znalazł trop.
-Znalazłem cię. - usłyszałam przy uchu. Obróciłam głowę do niego i uśmiechnęłam się. Cóż… Zawsze był przebiegły i wiedział gdzie chodzę. Teraz musiał trochę poszukać, choć to miejsce było dziwne to chciałam z nim być sam na sam.
-Musisz mnie znajdować zawsze w takim szybkim tempie?
-Taki mój urok - spojrzałam się na niego. Był zawsze uśmiechnięty w moim towarzystwie. - Co chciałaś mi dać? - wyciągnęłam do niego dłonie i otworzyłam. Leżał na nich naszyjnik z szmaragdem. Wpatrywał się w niego.
-Wiem, ze to nie za dobre miejsce, ale chciałam byśmy byli sami. Nie miałam także pomysłu co mogłabym ci dać. Zrobiłam go dla ciebie i wszystkiego najlepszego.
-Pamiętałaś?
-Nie zapomniałabym. O tobie zawsze bym pamiętała. - powiedziałam. Wziął ode mnie i zapiął sobie na szyi. -Itachi?
-Hm…
-To nie jest zwykły kamień.
-W jakim sensie?
-Tchnęłam w niego własne życie. - patrzał na mnie -  Chodzi o to, ze ten kamień jest nie do zniszczenia, twardy jak kamień lecz lekki jak piórko. Żadna siła go nie zniszczy, nawet jeśli ktoś by używał chakry. Jedynie zniszczy go moja śmierć.
-Będę wiedział kiedy umrzesz?
-Tak. W tym samym czasie on się rozpryśnie na kawałeczki. - przytulił mnie do siebie. Wtuliłam się w jego pierś wsłuchując się w bijące serca. Biło coraz szybciej. - Jesteś kochany. Takiego męża właśnie bym chciała. - chwycił delikatnie z podbródek. Patrzałam w jego oczy, które przyciągały. Ucałował w czoło.
-Wiesz, a ja taka zonę w przyszłości. - zatraciliśmy się w swoich oczach. Nie było nikogo innego tylko my dwoje wpatrujących się w siebie.


 Przemyślenia przerwało mocne uderzenie w brzuch. Plunęła dużą ilością krwi, poplamiła jego bluzkę. Odleciała na parę metrów i z hukiem wlatując do wody. Spadała pomału. Z jej ust wyleciała spora ilość szkarłatu.
W czym popełniłam błąd? On wiedział o mnie przez cały czas. Naszyjnik musiał dać mu jakiś znak o moim  istnieniu?! Lecz czy mam się poddać? Nie potrafię. On zniszczył moje życie i mam mu wybaczyć od tak? Nigdy tego nie zrobię - myślała. - Powinnam wziąć się w garść, choć kiedyś moje serce należało tylko do niego. Nikt inny nie mógł zadziałać na moje uczucia. Nikt prócz Itachiego, a teraz wszystko się zmieniło. Od teraz będę się starała aby zginał z moich rąk.
Spojrzała w górę, gdzie stał On. Włosy falowały. Chakra omiotła jej ciało. Wściekłość wzięła nad nią władzę, a włosy ponownie się przedłużyły o parę centymetrów. Użyła swojej mocy wyskakując z dna jeziora. Ruszyła na niego. Nie przejmowała się, co się może z nią stać… To ją za bardzo nie interesowało.
Odbijała jego ataki tak samo on, lecz nie przewidziała jednego. On był o wiele silniejszy i sprytniejszy. Jedno machniecie a wylądowała na drzewie. Zjechała po korze, oddychała ciężko. Było już zmęczona całą tą walką i poprzednią… Wstała szybko i miała zamiar odejść, ale złapał za nadgarstki przytrzymując na grubiej hebanowej korze.
-Wiedziałeś dlatego, prawda? - patrzała na szmaragd. Na jego ustach zauważyła uśmiech, który był inny niż dotychczas. Przymknęła powieki czując jak jego ciało przywiera do jej. Robiło się jej gorąco przy jego bliskości. Zniżył się do ucha kobiety.
-Sama mi mówiłaś, że jak umrzesz pęknie. To uznałem, że żyjesz. I jak widzisz nie myliłem się. Choć nie myślałem, że ulokujesz się tak blisko ukochanej wioski. - chciała się wyrwać lecz nie miała siły. Jedynie co mogła zrobić to czekać aż skończy. - Wracając do jednej rzeczy aż tak bardzo rozkruszyłem ci serce?
-Co cię to obchodzi? - zapytała
-Sama to powiedziałaś. Dlatego powiedz mi jak bardzo to zrobiłem. - szeptał do jej ucha. Milczała, nie miała najmniejszego zamiaru mówić całej prawdy o swoim sercu, które było rozerwane na miliony kawałków po jego odejściu. Od tamtego czasu nie wierzyła, ze będą razem. Nikt im nie pozwoli. - Czuję, że twoje serce cierpi, lecz moje serce krwawi. Poskładam je, ale ty pierw weź moje w dłonie i ulecz z bólu tęsknoty.
-Za późno - wyszeptałam - Moje serce już nie potrafi Ciebie kochać. Jedynie umie nienawidzić. Ty zrób to samo, bo niczego w nim nie zmienisz.
-Mam cię nienawidzić? - zapytał. - księżniczko to nie możliwe. Ciebie nie potrafiłbym nienawidzić, moje serce należy do ciebie. Czy tez krwawi z tęsknoty czy tez z żalu zawsze będzie twoje.
-Nie chcę już jego. Wolę umrzeć niż mieć cię przy sobie. Zabiłeś moich przyjaciół. Jesteś tyranem nikim więcej.
-Masz rację zabiłem. Mieli wybór, przyłączyć się lub zginać. Mieli wybór. Niektórzy wybrali walkę z nami a drudzy wojnę. Ino miała cię przekonać  abyś do nas dołączyła. Lecz ty wybrałaś drugą stronę. Nawet nie wiesz jaki sprawiłaś mi ten ból, ale nie chciałem cię zabić. Jesteś dla mnie za bardzo ważna byś miała poświęcać życie za ludzi i wioskę.
-Oni byli dla mnie ważni. - warknęła cicho do jego ucha.
-Dla mnie byłaś ty ważna. I to się nie zmieni. - oderwał się lekko od niej. Spojrzała przez chwilę w jego oczy i to wystarczyło by się zatracić w tej przyciągającej sile. Czerń jego oczu mówiła o wszystkim. Puścił nadgarstki. Nie ruszała się tylko patrzała w jego hipnotyzujące oczy. Dłonie trzymał na policzkach, które przybrały kolor czerwoności. Przejechał palcem po żuchwie i uniósł podbródek do góry. Znów patrzała w jego oczy. Uchylił się i wpił się w jej usta. Miała głęboką nadzieję, ze to tylko sen. Jeden nic nie warty sen, który musi znosić codziennie.
Pocałunek, był delikatny mający uczucia których tak pragnęła. Ich drugi pocałunek w ciągu wielu lat. Poczuła z każdym ruchem jego warg namiętność,  pragnienie posiadania jej całej. Fala gorąca przeszła po ciele dziewczyny. Przymknęła powieki rozkoszując się jego pieszczotą. Stali w cieniu więc mało co widzieli inni. Zacisnęła dłonie na jego biodrach, gdzie była koszulka. Rozchyliła usta. Jego język pieścił podniebienie, westchnęła przy pocałunku.
Po chwili obudziła się z transu i zdała sprawę co on robi. Odepchnęła go od siebie. Jej oddech był szybszy. Patrzeli na siebie, lecz Itachi odszedł po chwili mówiąc cicho „Swoich uczuć nie zmienisz”. Zjechała po korze przygarynając do siebie nogi i oplątując rękami. Itachi zapiął wszystkie swoje narzędzia do walki przy biodrze i na nogi. Ostatnie nałożył na siebie płaszcz z znakiem organizacji Akatsuki.
-Musimy porozmawiać - zwrócił się do pana rezydencji. On się schylił w zgodzie, a Hisaki patrzał na to wszystko z podziwem. Nie widział jedynie aktu z pocałunkiem. To jeszcze bardziej by zdziwiło młodszego mężczyznę. - Zaopiekuj się Sakurą, Hisaki. - też się skłonił. Przeszedł obok nich. Młodszy podbiegł do kobiety, chciał ją dotknąć ale podbiła jego rękę.
-Zabiję cię Uchiha!! - krzyknęła. Wstała i odchodziła do rezydencji, chciała się przebrać w coś suchego. Po drodze wzięła swoje klapki. Nie zwracała na nic uwagi nawet na zastrzeżenia brązowowłosego. Miała to po prostu gdzieś. Chciała tylko dopaść bruneta, by wiedział co to tak naprawdę znaczy prawdziwy ból. Nie widziała już po drodze ludzi. Musieli siedzieć w rezydencji. Idąc drewnianym podestem do swojego pokoju, zatrzymała się przed shoji słysząc dwa znajome głosy.
-Panie ona nie będzie chciała.
-Trudno, wezmę siłą. - mówił brunet. Nie rozumiała tego, co weźmie siłą? Stała bezruchu myśląc o tym, o kim lub o czym rozmawiają.
-Ale…
-Powiedziałem już. Nie obchodzą mnie jej przeciwwskazania. Na jutro rano ma być gotowa. Sakura jedzie ze mną do Konoha, czy tego będzie chciała czy tez nie. - zdrętwiała. O niej chciał podyskutować? To było niedorzeczne. Spojrzała się przed siebie, gdzie widziała parę. Była blisko łazienki, gdzie z pewnością ktoś się kąpał.
Poszła prosto, a włosy ciągnęły się za nią po ziemi. Musiałaby związać, lecz nie miała czym… Usłyszała skrawek rozmowy, ale nie będzie bezczynnie czekać, aby on ją stad wziął. Sama decyduje o swoim nic nie wartym życiu, a o dalszym tez sama zadecyduje. Nikt nie będzie za nią decydować o przyszłości.



1 komentarz:

  1. Witam,
    ta walka między nimi wspaniale przedstawiona, i wyjaśniło się wszystko z tym naszyjnikiem... teraz Itachi chce zabrać Sakurę z powrotem do Konohy...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń