piątek, 13 lipca 2012

007


Kroczyła drewniana posadzką. Nie zwracała już na nic uwagi. Jedynie w jej głowie istniało zdanie: „Sakura jedzie ze mną do Konoha, czy tego będzie chciała czy też nie”. Nie mogła zrozumieć, dlaczego nie może żyć normalnie. On nie może kierować życiem Sakury? Nie pogodzi się z tym. Sama pragnie być kochana, a nie zmuszona do miłości. Choć pocałunek z Itachim nie był nachalny. Był uczuciowy i delikatny. Taki jaki czuła w dzieciństwie. Delikatność, której tak naprawdę pragnęła!
Zatrzymała się koło rozwijającej się wiśni. Stała naprzeciwko wejścia do rezydencji. Shoji było otwarto, gdyż był upalny dzień. Słońce dawało jeszcze większy znak o swojej obecności. Zeszła z drewnianego parkietu i podeszła do drzewa. Wiatr szarpał delikatnie koroną drzew. Na twarzy kunoichi pojawił się delikatny uśmiech spowodowany łaskotaniem promieni.
Spojrzała na swoją dłoń, gdzie miała bliznę po sprzeczce z ojcem i matką. Wtedy powiedziała im parę przykrych słów, lecz zaczęli szanować ją bardziej niż zawsze. Nie próbowała się powstrzymywać. Powiedziała to co chciała…



Ćwiczyłam sztukę ninja, wiedziałam ze przy mnie jest mój przyjaciel. Jutro miał być mój czas - ślub. To nie mogło się stać, dziś wieczorem miałam mieć spotkanie ze swoim przyszłym mężem? To było nie do pomyślenia bym wychodziła w tak młodym wieku. Obiecałam przyjacielowi swoją cnotę, ale nie wiem jak to zrobię by tylko mu ją oddać. Zatrzymałam się. Nie chciałam już ćwiczyć dłużej. Spojrzałam się na niebo, które przybierało ciemny kolor.
-Sakura?
-Hm… - wymruczałam.
-Musze już iść, zobaczymy się wieczorem. - podszedł do mnie i ucałował w czoło.
-Ale wieczorem…
-Będę przy tobie.
-Ja nie chcę abyś.. - zmroził mnie zimnym spojrzeniem. - No.. dobrze. - wyjąknęłam. Zniknął zostawiając po sobie kłębe szarego dymu. Popatrzałam na niebo po raz kolejny. Chciałam aby on mnie zrozumiał, byliśmy przyjaciółmi, lecz teraz to miało się skończyć? Na pewno będę miała jakieś reguły. A jeśli będzie Nie zbliżać się do Itachiego Uchiha to chyba zwariuje.
-Sakura! - usłyszałam glos matki.
-Tak?!
-Choć, trzeba się szykować. - westchnęłam zrezygnowana. Szykować się na spotkanie przed małżeńskie z Lordem Feudalnym? Tego najbardziej nie chciałam. Być małżonką jakiegoś starego Lorda, przy którym bym musiała chodzić codziennie. Weszłam do domu zdejmując buty. Matka pociągnęła mnie do przodu. Przelotnie w salonie zauważyłam białe kimono z kwiatkami. Co ja idę już na ślub?
-Poradzę sobie. - powiedziałam. Wepchnęła mnie do łazienki zamykając drzwi. Ta kobieta jest nie do zrozumienia. Jak może własną córkę wydać za mąż, za nieznanego mężczyznę.? Rozebrałam się i weszłam do wanny z wodą. Na moich dłoniach pojawiła się chakra z dwiema kolorami. Zanurzyłam oby dwie dłonie. Woda zaczęła buzować. Nigdy nie rozumiałam tego, ale moja chakra miała w sobie dwie różne, może nawet trzy? Nie wiedziałam ile. Ale gdybym się wkurzyła mogłabym zabić? Ktoś by musiał to zrobić. Zrobiłam bąbelki i przemierzały pomieszczenie, gdy pękły po pomieszczeniu uniosła się para. Wolałam matce tego nie pokazywać, od razu wpadła by w szał.
Wyszłam czysta, owinęłam się ręcznikiem i zaczęłam czesać włosy. Nie rozumiałam matki nadal. Dlaczego tak bardzo chcieli się związać z jakimś Lordem? To do niczego nie prowadzi. Jedynie by być w lepszych stosunkach z wioskami…! Westchnęłam głęboko. Sucha wyszłam na zewnątrz i weszłam do salonu. Dobrze że miałam na sobie bandaż  i majtki. Matka spojrzała na mnie i zlustrowała…
-Dobrze. - skomentowała. Wzięła kimono i nałożyła szybko. Poprawiła nierówności i podała zori. Mam niby iść tak? To chyba jakieś kpiny. Jak to możliwe, że musze wychodzić za mąż. Trudno się mówi. Nie wiedziałam kiedy, a byliśmy już na zewnątrz. Wiatr dmuchnął z dwukrotna siłą w twarz. Szłam za matką, która rozmawiała ze sobą: „Wszystko musi się udać. Będzie dobrze.. Oddychaj głęboko”.  
Dotarliśmy do budynku, w którym mieliśmy się spotkać z tym starcem. Nie miałam najmniejszej ochoty mierzyć się z nim. Był dla mnie nikim, gdyby powiedzieli mi że to ktoś mi bardzo bliski pomyślałabym od razu o Itachim. Lecz to było nie możliwe. Weszliśmy do przestronnej Sali, lecz nigdzie nie widziałam przyjaciela. Gdzie On się podziewa? Nie wiem ile czekaliśmy, ale od tego stanie bolały już mnie nogi.
-Ile jeszcze? - zapytałam
Rodzice się na mnie zdziwieni spojrzeli. Nie chciałam nic mówić, a jednak odezwałam się. To dręczyło mnie, ze facet się spóźnia. To było najgorsze co tyczy się mężczyzn : spóźnialscy! Tego nienawidziłam. Do pomieszczenia ktoś wszedł. Jeden z członków ANBU. Poznałam po masce kto to może być. Uniósł do góry.
-Wybacza państwo, że przeszkadzam, ale miałem przekazać widomość od Hokage. Chodzi o Lorda Feudalnego. - gdy to mówił patrzał tylko na mnie, lecz przeniósł spojrzenie na moich rodziców. -Znaleźliśmy jego ciało porzucone w lesie. Było poćwiartowane. Sądzimy, ze Jego wrogowie go zamordowali. - przyjrzałam się jemu. Coś mu tu nie pasowało. Przyglądałam mu się dokładnie. Z jego kieszeni wystawał złoty naszyjnik? Ale nie mógł należeć do niego, był cały w krwi. Schował go głębiej w kieszeń… Uniosłam jedną powiekę.
-Co!! - krzyknęła matka. Itachi się nie ulatniał, tylko stał jakby nic się nie stało. Był taki spokojny tym razem. Uśmiechnęłam się delikatnie, tak jakby było to coś niemożliwego. Jego zimne oczy wpatrywały się w rodziców. - To musimy coś innego zrobić. Wyjdziesz za innego Lorda. - mówiła. Przymknęłam powieki, poczułam jak spod nich spływają łzy. Gorzkie i bolesne. Zacisnęłam dłonie w pięść.
-Nie wyjdę.
-Słucham?
-Nie wyjdę za nikogo za mąż! Nie za kogoś kogo nie kocham!! - krzyknęłam. Otworzyłam powieki wpatrując się w Itachiego. Wyraz mojego spojrzenia zmienił się, był nie czujący. Pierwszy raz potrafiłam mieć takie oczy, lecz we mnie wrzało. Byłam wściekła...
-Wyjdziesz i koniec kropka.
-Nigdy! - fuknęłam. Na moich rękach pojawiła się chakra która oplątała po chwili całe moje ciało. Włosy falowały po przez pomoc mojej mocy. Poczułam męski dotyk. Machnęłam ręką i można było usłyszeć wbijanie w mór.  W pomieszczeniu unosiły się opiłki kurzu jak i skały. Mój ojciec leżał na podłodze, a jego głowa była rozcięta. Nie przejmowałam się tym w ogóle. Matka wpatrywała się we mnie. -Nie wyjdę za mężczyznę, którego nie kocham. Chce kochać, a nie czuć się jak szmata. - chciałam odejść, lecz poczułam na przedramieniu przecierające się ostrze. Chwyciłam je i wbiłam w mór. Wybiegłam stamtąd by nikt mnie nie widział. Wściekłość ulotniła się tak samo szybko jak przyszła. Stanęłam na polanie i wpatrywałam się w ciemne niebo. Deszcz zaczął padać, lecz stałam i nic nie robiłam.
Ciepłe ręce oplątały mnie przy obojczyku. Znajomy zapach dotarł do moich nozdrzy. Uśmiechnęłam się delikatnie. Chciałam go teraz mieć przy sobie, i mam.
-Itachi-kun.. - obróciłam się i wtuliłam w niego. Po policzkach ciekły mi łzy. Byłaś wściekła na siebie, a w dodatku matka mnie zaatakowała. Nie wiem dlaczego, ale najwyraźniej bała się. Zacisnęłam dłonie na jego koszulce. Nie miał już stroju ANBU.
-Spokojnie, Sakura.
-Jak mogę być spokojna skoro zaatakowałam..
-Wybaczą ci. Ja bym wybaczył. - spojrzałam na niego. Jego oczy były takie ciepłe. Przytuliłam się do niego. Słuchałam jego bicia serca. Usiadł pod drzewem, który chronił nas przed deszczem. Nie odrywałam się od niego, chciałam czuć bijące serce. Uwielbiałam w nie się wsłuchiwać.
-Wiem.. - wyszeptałam. Chwycił moją dłoń i włożył na palec złotą, okrągły pierścionek. Spojrzała na niego. Był bardzo ładny, na środku miał zielone oczko, a na około złote dwie warstwy. Zdjął jeszcze drucik, które podtrzymywały aby był w całości. - Dlaczego mi dajesz?. Ja nie mogę nosić takich drogocennych.. - przywarł swój palec do moich warg.
-Dla mnie ty cała jesteś drogocenna. - Ogarnął mnie ramieniem i przytulił. -ten pierścionek oznacza wierność, gdy go zdejmiesz rozpadnie się. Dla mnie będziesz do samego końca wyjątkowa.
-Ale ja nic dla ciebie nie mam.
-Dla mnie będzie szczęściem jak będziesz go nosiła. - nie odrywałam się od niego. Nie chciałam tez powiedzieć o moich podejrzeniach, zranić go było by czymś gorszym niż zabicie innego człowieka. Mogłam to znieść, choć kiedyś musze mu podziękować za zrobienie tego co zrobił.



Z głowy wzięła płatek i wpatrywała się w niego. Przymrużyła oczy i płatek zaczął płonąc żywym ogniem. Nadal go trzymała, ten ogień nic jej nie robił. Jedynie gilgotał co było nie normalne u ludzi. Ona sama siebie czasami nie rozumiała. Zacisnęła dłoń, a z małych dziurek powędrował dym. Puściła zwęglony płatek, który się rozpadł po przez popiół. Słyszała śmiech dziewczynki znajdującej się w rezydencji. Ona dawała temu domu nadzieję, ze nic im się nie stanie. Nie chciała jej opuszczać ale musiała. Nad ranem gdy wszyscy będą kładli się spać będzie musiała spróbować chociaż uciec z daleka od tego miejsca i od Niego.
Patrzała na otwartą dłoń, na serdecznym palcu zauważył pierścionek ten który miała od Niego lecz był już oszpecony. Miał zarysowania. Nie chciała go nigdy zdejmować, nawet teraz gdy była na niego wściekła. Wierności chciała dochować, choć nie byli jeszcze narzeczeństwem czy tez małżeństwem i dała sobie słowo, że nigdy nie wyszłaby za takiego tyrana. Nie chce tego złamać…
Zacisnęła dłonie w pięść. Czuła go za sobą. Obróciła się i zamachnęła, lecz powstrzymał ją łapiąc dłoń w swoją. Patrzała na niego wściekła. Delikatnie podwinął jej rękaw, patrzała na niego bez pozytywnych uczuć.
-Gdyby Chika przyszła też byś zaatakowała?
-Nie! - fuknęła. - Ty śmierdzisz na odległość.
-Nowe stwierdzenie? Kiedyś mówiłaś inaczej. - patrzał na nią. Złapał za nadgarstek. Jego uwagę przykuł pierścionek na serdecznym palcu.  Uśmiechnął się delikatnie. Nie patrzała na niego. Próbowała wyrwać dłoń, lecz nie pozwalał. Chciała tak naprawdę być daleko. Na jej ręku pojawiła się chakra, i zaczęła coraz więcej używać. Wziął rękę z której leciała ciurkiem jucha.
-Już ci powiedziałam, że tamto minęło! I nie powróci.
-Masz absolutną rację, nic z tamtych czasów nie powróci. - zaczął. Chciała odejść, lecz nie pozwolił. Uchwycił ją krwawiącą dłonią i rzucił na drzewo, z kory opadały różowe płatki. Trzymała się delikatnie kory drzewa wpatrując się w byłego przyjaciela. Stał blisko niej, płatki wiśni wirowały na około nich. Było ich coraz więcej. Uniósł jej podbródek wpatrując się w oczy. Próbowała odejść, ale nie pozwalał. Trzymał za nadgarstki. Od dziewczyny nadgarstka w dół ciekła jego krew. Nie przejmował się tym w ogóle. - Będzie o wiele lepiej. Wreszcie będziesz mogła być ze mną.
-Nigdy! Możesz sobie jedynie o tym marzyć! - fuknęła. Wyprostował się puszczając nadgarstki.
-Ile jeszcze będziesz się gniewać?
-Dopóki żyjesz będę wściekła na ciebie.
-To cię rozczaruję. Twoje całe życie będzie związane z gniewem. Będziesz musiała to znieść. - patrzała na niego z nienawiścią. Odchodził.
-Dupek. - wyszeptała, lecz usłyszał. Zatrzymał się i spojrzał na nią przez ramię. Wiedział, że tym razem nie będzie łatwo. Ona była  zawzięta. Postawiła na tym, że go zabije i mógł sądzić ze to zrobi lecz z żalem. Uchwycił jej policzki i wpił się w usta. Całował znów namiętnie i delikatnie. Uniosła rękę i uderzyła z całej siły. Odchylił głowę w bok, a po dłoni został czerwony ślad. Zaśmiał się i odszedł mówiąc jeszcze na odchodne:
-Obiad jest na stole. Radze ci przyjść, bo sam przyjdę po ciebie.
Zdziwiła się trochę. Po co miałby przyjść po nią? Nie chciało jej się jeść, ale jak nie przyjdzie to pożałuje z pewnością. Lecz chciała trochę odczekać by z nim nie iść. Przymknęła powieki i rozkoszowała się silnymi podmuchami wiatru. Dawały chociaż  jakieś ukojenie po ostrej  wymianie zdań.
Ruszyła. Musiała jeszcze zajść po drodze do łazienki, by zmyć z reki krew. Jego krew! Nie chciała tego, ale jednak musiała wstawić z nim czoła. Przesunęła shoji. Była to wielka łazienka, gdzie się kąpała po prawie dwu miesięcznym przebudzeniu. Stanęła przed lustrem z umywalka. Zamoczyła dłonie w ciepłej wodzie. Po policzkach spłynęły łzy, gdy zobaczyła czerwień przed sobą. Przypomniały jej się ciała przyjaciół, które były oszpecone lub zniszczone. Po policzkach spłynęły łzy, z całej siły wyjęła korek by nie było ani jednego śladu po tym nieczystym szkarłacie.
Szła korytarzem, nikogo nie spotkała po drodze. Słyszała jedynie poniekąd rozmowy pokojówek, które były wynajęte przez pana tej rezydencji. Nie interesowała się tym, choć mogły dotyczyć jej osoby. Stanęła przed shoji do jadalni. Odsunęła je, wszyscy na nią spojrzeli oprócz bruneta. Zasunęła. Miała usiąść koło Chiki. Jedno szczęście, chociaż nie będzie musiała spierać się z brunetem. Konsumowała swój posiłek. Nikt nie rozmawiał, czuła się jakoś dziwnie. Poczuła delikatnie na nodze szarpniecie. Spojrzała na Chike, która uśmiechała się delikatnie. Chciała już stad wyjść, a nie mogła. Wiedziała, ze ktoś musiał zabronić dopóki On nie wstanie.
Wzięła ostatniego kęsa i popiła porzeczkowym sokiem. Tez chciała stad wyjść by nie patrzyć na niego. Wstała i wyciągnęła rękę w stronę dziewczynki. Bała się chwycić. Wzięła ją na ręce. Przytuliła się w nią.
-Sakura.. - usłyszała - Ona powinna zostać. - spojrzała przez ramie na pana rezydencji. Patrzał na nią srogo. Nie bała się tego spojrzenia, znała go. Dziewczynka przytuliła się do jej szyi chowając swoją twarz w długich włosach.
-A czy ona jest na tyle dorosła by wszystkiego się słuchała? To dziecko. A ona potrzebuje zabawy. A reguły są po to by je łamać, wtedy życie jest do niczego.. - powiedziała. Nikt już się nie odzywał. Wyszła zasuwając za sobą drzwi. Nie powinna tego mówić, ale chciała. Teraz ważna była dziewczynka.
-Dlaczego masz takie długie włosy? - zapytał Chika. Postawiła ją w korytarzu i szły razem przed siebie. Sakura chciała stąd odejść, ale gdy patrzała na dziewczynkę żałowała tego co postanowiła. Ale nie chciała już rezygnować. Nie postawi swojej nogi w Konoha. To dla niej Zakazane Miasto. Teraz chce być wolna a nie żyć w uwięzi. - Zaraz mi na to odpowiesz, a  teraz choć. - pociągnęła ja za dłoń - Pójdziemy sobie do ciepłych źródeł. Dawno nie byłam, a my sobie chociaż chwilę poodpoczywamy.
-Dobrze, a  wy macie tu ciepłe źródła?
-Tak. - skręcili i wyszli na dwór, z daleka można było zobaczyć parę. Szły dalej i weszły do jednego drewnianego budynku, gdzie były dwa przedziały. Dla kobiet i mężczyzn. Wzięły cztery ręczniki wchodząc do damskiej przegrody. Dziewczynka zaczęła się rozbierać. Owinęła się ręcznikiem i weszła do wody, z której wylatywała para. Sakura rozwiązała obi wieszając go na drewnianym wieszaku także kimono. Zdjęła bieliznę i zawiązała na swojej sylwetce biały, puszysty ręcznik i poszła w ślady za dziewczynką.
-To opowiadaj. - niecierpliwiła się.
-Widzisz, Chika. Te włosy mam dlatego, ze się za dużo zdenerwowałam. A gdy użyłam chakry tak właśnie się stało. Mam dłuższe włosy, większe piersi. Kiedyś w dalekiej przeszłości, chcałam pokazać ze mogę być piękna. Ale teraz to jest nie ważne. Mamy mały konflikt.  Nie chcę tego więcej razy przezywać.
-Dla mężczyzny. Słodko… Na pewno by się ucieszył jakby zobaczył, ze masz takie piękne, długie włosy. Sama kiedyś chce takie mieć, lecz to nie możliwe. - westchnęła zrezygnowana. Sakura wiedziała, ze tej dziewczynce mogła ufać. Ona była słowna i nigdy by nikomu nie powiedziała. - A dla kogo kiedyś pragnęłaś zapuścić włosy? Dla jakiego mężczyzny?
-Wiesz On już dla mnie nie żyje.
-Umarł?
-Nie, fizycznie żyje, ale dla mnie umarł. Stał się inny niż myślałam. - uśmiechnęła się delikatnie. Chciała aby było inaczej, ale nic nie mogła zmienić. Każda odrobina życia toczyła się wokół dwóch Uchiha. A teraz musi zmagać się ze starszym by zapomniał, ale to było nieuniknione…
-Kto to jest? - pytała zaciekawiona. - ładny pierścionek, to od niego dostałaś?
-Tak. Byłam mniej więcej w twoim lub dwa lata starsza od ciebie. Ale gdzieś w takim wieku dał mi pierścionek. - powiedział Sakura
-Dlaczego go nie zdejmiesz skoro go nienawidzisz? - zapytała
-Tego pierścionka nie da się zdjąć. Nazywa się pierścionkiem wierności, bo gdy go zdejmiesz to zepsuje się. A kiedyś obiecałam, że będę go nosiła.
-Romantyczne. - wyszeptała. Sakura błąkała teraz w swoich myślach. Chciała jak najszybciej jej o tym powiedzieć, ale nie miała pojęcia w jaki sposób. Przymknęła powieki i wiedziała, że wszystko w tej chwili musi wiedzieć z jej ust.
-Chika?
-Hm…
-Jutro mnie nie będzie.
-Jedziesz gdzieś?
-Nie. Musze stad uciec. - patrzała na nią zdziwiona. - Nie mów tego nikomu, ale nie mogę tu zostać. Jesteś wraz z innymi bardzo mili, ale ktoś inny jest przyczyną. A jeśli nie ucieknę, mogę z sobą zrobić coś gorszego. Wybacz mi. - patrzała na nią przez chwilę. Po chwili wyszła, nie powstrzymywała dziewczyny. Chciała aby zrozumiała, że życie jest zagrożone. A jeszcze Itachi ją nękał, musi od niego uciec jak najszybciej. Zamoczyła dłonie zrezygnowana.







Siedział na ławce w ogrodzie. Od obiadu minęło parę godzin, a także od widomości która dostał od swojego kruka. Wysłał go za przyjaciółką by wiedzieć czy niczego nie kombinuje. Dowiedział się jednej ciekawej rzeczy. Planuje ucieczkę, aby być dalej od niego. Nie będzie mógł na to pozwolić. Ona miała z nim wrócić do wioski, lecz już o  wszystkim wiedział. Nie chciała wracać z nim i nikim innym.
Wpatrywał się w złocista kule, która zachodziła. Czekał na swoich podwładnych, którzy mieli zostać na noc i obserwować budowle czy nikt się nie wydostaje po z teren. Patrzał na zachodzące słońce. Promienie słoneczne gilgotały go w twarz. W jego oczach pojawił się ciemny szkarłat z czarnymi łezkami zmieniając się na najwyższy poziom. Wiatr bawił się ciemną grzywką ocierając o policzki. Przed mężczyzna pojawili się mężczyźni. Każdy miał na plecach uniform związany z Akatsuki. Uklęknęli przed nim, a pięść mieli przy piersi. Oddawali mu szacunek.
-Wezwałem was tu w jednej ważnej sprawie - powiedział zimno. Unieśli głowę wpatrując się w swojego przywódcę. Wstał i podszedł do brzegu jeziora wpatrując się w swoje własne odbicie, które przeistoczyło się w jego przyjaciółkę. - Na pewno znacie Sakure Haruno? - zapytał swoim głosem.
-Tak, panie. - powiedzieli chórem. Nie odwracał się do nich. Patrzał dalej w odbicie swojej przyjaciółki, która teraz był na niego wkurzona. Nigdy jej takiej nie widział, ale musiał być ten pierwszy raz. Machnął niesfornie dłonią.
-Dlatego musicie pilnować tego miejsca. Ona jest tu i planuje ucieczkę w inne miejsce, a chce ją sprowadzić do Konoha i mam nadzieję, że przypilnujecie tego miejsca. Nie może uciec z tego miejsca. - mówił. -Rozumiecie?
-Tak, panie. - zwrócił się jeden z nich.
-To dobrze. Po zachodzie słońca macie patrzeć na tą rezydencje. Uważajcie bo ona jest przebiegła. Musicie ją dobrze wyczuć. - powiedział - idźcie już. - zniknęli w chmurze dymu. Przymknął powieki i ponownie zobaczył w tafli swoją przyjaciółkę. Miał dość użerania się z własnymi myślami. Chciał mieć ją przy sobie i nie miało to się zmienić. Teraz gdy mógł być z nią, ona nie chciała. Wiedział, ze teraz będzie musiał zasłużyć na to by mogła mu ponownie ufać.

1 komentarz:

  1. Witam,
    wspaniały rozdział i te wspomnienia, ciekawe czy uda się jej uciec...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń