piątek, 13 lipca 2012
001
„Sposób na przetrwanie - milczenie,
Sposób na życie - przetrwanie,
Sposób na milczenie - śmierć?”
Lazurowe niebo pokryte pierwszymi promieniami ognistej kuli budziły do życia świat zwierząt, roślin jak i ludzi. Wiatr śpiewał swoja melodie, tak jakby nic się nie wydarzyło. Świat stał się inny przez te parę minut, a nawet dzień. Wszystko co kiedyś było domem, uległo zniszczeniu. Pierwsze uderzenie prosto w serce. Strzała przebijająca na wylot, zakrwawiona? Krew, mająca w sobie żale, uczucia namiętności jak i nienawiści. Świat przykryty udręką do tych, którzy rozpętali to piekło.
Wioska Liścia - Konoha. Zniszczona doszczętnie. Czy ktoś przeżył? Jakie były skutki wojny? Ludzie cierpiący na widok juchy, i martwych ciał. Wszystko stało się logiczne, i populacja już wie kto sprawuje największą władzę nad wielkimi wioskami, a gdzie jest jego siedziba? Gdyby spojrzeć na mapę, wioska nie za mała, ale wprost przeciwnie. Tam właśnie znajduję się władza całego imperium shinobi. Cała nienawiść, chęć posiadania władzy, niewolnictwo, czy afekt tez się znajduje? Nikt dokładnie nie wie co czują Oni.
A czy przeżyli ludzi po kataklizmie? Tak. Między innymi, ci którzy oddali się w ich ręce, oddając także swoją wierność i posłuszeństwo. Służąc teraz na każdym kroku lub tez walczyć za nich. Ci, którzy się sprzeciwią czekała nagła śmierć. Nie było czasu na wyjaśnienia. Tak właśnie Oni działali, konkretnie a zarazem skutecznie. Ci, którzy dołączyli do nich byli łagodniej traktowani, lecz były osoby sprzeciwiające się? Wybijali ich jak chwili. Ciała zostawiali lub wyrzucali w ciemne przepaście. Shinobi i normalni ludzie bali się ich, więc postanowili być im posłuszni.
Na świecie zapanowało posłuszeństwo, jedynie jedna osoba w małym miasteczku postanowiła nie przestrzegać ich zasad, posłuszeństwa i bronić ich jak chcieli. Jedyna, której pozostała siła do walki z tym przeciwieństwem. Stała po stronie prawa, teraz oni rządzili lecz nie nią.
Rozterka kołotała się w jej delikatnym, uczuciowym i pełnym nienawiści sercu. Nie mogła się jeszcze z tym pogodzić co ją spotkało. W niektórych momentach czuła wspomnienia napływające, a serce przyśpieszało rytmu. Krystaliczne łzy płynęły po woli po policzkach. Każda chwila wspomnień kończyła się boleścią związaną z przyjaciółmi, których nigdy nie zobaczy. Istnieją jeszcze ci, którzy sprzeciwili się woli Hokage. A drogi sercu przyjaciel zginął w konfrontacyjnej walce. Na śmierć i życie. Najpierw został z niego wyciągnięty demon, a potem nic… Śmierć przyszła nagle! Zawsze promiennie uśmiechnięty, mający chęć do życia, dający nadzieje odszedł w nieznane.
Kim była kobieta, która żyła i miała się dobrze? Jak to wszystko przeżyła? Co było powodem by przeżyć taki wybuch jak nastąpił podczas walki?! Ona, kobieta mająca nadzieję na lepszy los zrezygnowała z tego. Nie wiedziała czemu tylko ona przeżyła. Chciałaby cofnąć czas, ale nic z tego?! To się stało i nie może nic zrobić. Przeszłość powinna zostawić za swoimi plecami i iść dalej, lecz jej serce podpowiada „Musisz wrócić tam odnajdziesz przeznaczenie”. Zawsze słuchała intuicji, jak i serca. Mówiło wszystko co miało czekać na nią!!
A wojna nie odmieniła jej.. Stała się bardziej poczciwa i pewna wszystkiego. Uczucia jakie żywiła mogły przemienić się w nienawiść lecz nie mogła całkowicie. To uczucie było dla niej nie zrozumiałe, w głębi czuła wściekłość, ale było daleko do nienawiści… Taka była właśnie ona. Nie sprostowała temu wszystkiemu. Uczucia w niej pozostały, a łzy były tego symbolem.
Podpuchnięte, poczerwieniałe oczy wpatrywały się nieustannie w swoje ręce - drżące, poharatane, mające delikatne zaczerwienienia od szkarłatu. Pociągała od czasu do czasu nosem. Dała płynąć łzom, one były jedynym zbawieniem jakiego mogła się doczekać. Spojrzenie wyrażało ból, frustracje, odosobnienie, przygnębienie, a także nienawiść do samego siebie.
Siedziała w drewnianej wannie z gorącą wodą, unosiły się delikatnie bąbelki pękając na różnych wysokościach. Wokoło świeciły się duże i małe świece, by dobrze rozświetlić pomieszczenie. Para unosiła się gładząc nagie ciało niewiasty.. Policzki czerwone jak róża, usta popękane a na nich zaschnięta krew, jak po obrażeniach walki. Dłoń schowała do wody by nikt nie zauważył jak się trzęsie z swoich doznań konfrontacji z wrogiem. Była jeszcze wykończona, wszystko nie wróciło do normy jak powinno, ale za parę dni stan miał się poprawić.
Na jej głowę wylądowała krystaliczna woda z wiadra. Długie włosy przyklejały się jej do pleców, szyi i policzków zachodząc na oczy. Przy niej nachylała się kobieta myjąc ją. Była w tym domu pomocnicą przy córce pana tego domu, więc jej zadanie było także mycie ciała. Szorowała jej teraz głowę by wyglądała czysto jak przystoi na prawdziwą kobietę płci przeciwnej. Po chwili pianę z ciała spłukała...
Pomogła jej wstać. Wycierała zgrabną figurę kunoichi. Dłoń drgnęła delikatnie i chwyciła ręcznik. Kobieta uniosła głowę patrząc na nią. Uśmiechnęła się blado. Sama zaczęła wycierać swoje ciało z kropel wody. Stała sucha przed kobietą… Obwinęła wokół piersi czysty bandaż, następnie granatowe kimono z różowymi kwiatami wiśni. Na brzuchu zawiązany czerwony obi, a na plecach kokarda, na nogach miała buty zori. Dwa paski koloru czerwonego. Kobieta zaczęła czesać włosy delikatnie by nie szarpnąć.
-Jak masz na imię bo nie zapytałam..? - rozniósł się kobiecy głos. Miała brązowe włosy i uśmiechała się pogodnie do dziewczyny, która była w rozterce i przeżywała najgorsze chwile swojego życia.
-Sa.. - zadrżał głos - Sakura - teraz to kobieta drgnęła. Wiedziała, że jej pan kogoś sprowadził, ale nie myślała, że będzie to jedna z mieszkanka Konoha. Czesała nadal delikatnie. Zawinęła włosy w koka spinając dwoma spinkami, za uchem spuściła dwa małe kosmyki - zakręcone by wyglądało elegancko.
-Jestem Shayen, będę się tobą opiekować tak samo jak córką pana. Miałaś duże szczęście wychodząc z tej opresji tylko osłabiona i poharatana. Po takim wybuchu powinnaś już nie żyć. - powiedziała brunetka. - Nasz pan zawsze był łaskawy dla kobiet. Traktuje wszystkie delikatne i z szacunkiem. Tu poczujesz się jak w domu. Mogę tobie to gwarantować. To z każdej z nas jest dom, który można sobie wymarzyć.
-To nie będzie to samo - wyszeptała różowo włosa. Zielone tęczówki wpatrywały się w swoje odbicie w lustrze. - Tam miałam przyjaciół, mentorkę, a także rodzinę. Tutaj nie znam nikogo. Wszystkich mi odebrano - powiedziała do Shayen. Uchwyciła ją za ramiona i lekko ścisnęła by nie zabolało. Znalazła się obok jej policzka.
-Znam to uczucie. - uśmiechnęła się. - Dorosłam już do tego. Odebrano mi ojca w dzieciństwie, a pan mnie do siebie przygarnął. I tak zostałam opiekunką jego najmłodszej córki. Powinnaś być szczęśliwa, że cię znalazł pośród tych gruzów wioski. Nie byłaś w najlepszym stanie. Uratował Cię. - wstała i obróciła się patrząc na kobietę załzawionymi oczyma. Po policzkach ponownie spłynęły łzy mówiące o cierpieniu jakie przeżyła. Nie spodziewała się, że ktoś mógł to przeżyć. Z opowieści znała taką osobę, ale teraz…? Teraz dla niej nic nie było tak ważne. Shayen wytarła dłonią niepotrzebne łzy.
-Nie powinien. Chciałam umrzeć. Odejść z przyjaciółmi. Dlaczego mi nie pozwolił? To boli jak cholera. - przytuliła ją do siebie delikatnie, aby przestała cierpieć. Potrzebowała teraz tego najbardziej. Jej ciało odmawiało posłuszeństwa, fizycznie jak i psychicznie była rozdarta. Wtuliła się w ramię kobiety. - Nawet nie wiesz jak to boli wiedząc, że przyjaciele, rodzina odeszli, a inny przybrali inną stronę by ratować swoje tyłki. - chwyciła ramiona i oderwała od siebie. Spojrzenia głęboko w zielone tęczówki. Chwyciła podbródek i uniosła delikatnie do góry.
-Chcieli żyć dlatego to zrobili. Życie było dla nich ważniejsze niż wioska. A może będą chcieli zaatakować z nienadzka w przyszłość, zastanawiałaś się nad tym? - pokręciła głową - No właśnie. Więc głowa do góry, wszystko może się ułożyć. Nie jesteś w tym domu niewolnicą, masz wolną drogę. Gdy wyzdrowiejesz będziesz mogła odejść. Pan nikogo nie przymusza do służenia mu. - oderwała się od Sakury. - A teraz choć poznasz Pana. - odwróciła głowę. Nie wiedziała czy to najlepszy pomysł poznawać Go w takim momencie. Wyszła za kobietą, która przez drogę nie rozmawiała. Mijały długi korytarz, w którym prawie nic się nie znajdowało. Jedynym wystrojem wnętrza były lampy, i od czasu do czasu obrazy. Krajobrazy były ze wszelkich stron świata.. Stanęli przed drzwiami shouji. Kobieta odsunęła i przystanęła obok. Wskazała głową by różowo włosa weszła. Zasunęła za nią shouji. Stała przed młodym mężczyzną, który prawdopodobnie pił sake, był to najlepszy alkohol w tych stronach.
-Widzę, że masz się już lepiej. - powiedział delikatnie odkładając alkohol. Na małym stoliku leżały papiery, a w tubce atrament z białym piórem. Wiedziała, że jest kimś ważnym. - Dobrze, że odzyskujesz siły. - pokazał jej aby usiadła naprzeciwko niego. - Byłaś kunoichi Wioski Liścia.
-Tak. - odpowiedziała - Byłam, a raczej nadal jestem. Oni rządzą, prawda? - blado się uśmiechnął do dziewczyny, której spojrzenie było pozbawione uczuć takich jak szczęście. W sercu znajdowała się jedynie udręka, nie potrafiła niczym tego zastąpić. Kiwnął niedbale głową.
-Po tym jak cię uratowałem nie wyglądałaś najlepiej. A wiem, że by sprzątnęli te wszystkie gruzy i ciała. Zostałabyś zabita czy byś tego chciała czy nie. Nie mogłem na to pozwolić. Jesteś młodą kobietą, która może założyć rodzinę w każdej chwili. Uda ci się bo jest w rozkwitającym wieku. - mówił. Patrzała na niego załzawionymi oczami. - A czy Oni rządzą? Tak. Nie da się tego ukryć. Cały świat shinobi uległ przed ich mocą i potęgą. Każdy teraz słucha ich i podwładnych.
-To ile czasu minęło, gdy byłam w śpiączce?
-Dużo. Ponad miesiąc. Nie wiem co się z tobą działo, ale na twojej twarzy było widać ból i cierpienie. Rany goiły ci się bardzo powoli, a Oni tym czasem zajęli wszystko. Ich imperiom znajduje się w Kraju Ognia, po twojej dawnej wiosce. - mówił. Odgarnął niezdarnie kosmyk włosów z czoła. Kasztanowe oczy wpatrywały się w dziewczynę. Zacisnęła dłonie w pieści. Nie mogła w to uwierzyć, ze tak ludzie się poddali oddając wszystko mordercą.
-Gdzie ja jestem?
-W Wiosce Trawy. Sam założyłem tę wioskę, i mam nadzieję że dobrze ci będzie się tu mieszkało.
-On już tu dotarł? - zapytałam.
-Wziął sobie za pierwszy cel naszą wioskę. Nie chcieliśmy, aby zabijał i niszczył wszystkiego. Nie jesteśmy bogatym krajem, więc poddaliśmy się. Tak samo jak pięć wielkich krajów, w których nie było nadziei na przeżycie. - kontynuował - Niektórzy się przyłączyli, inni zostali zabici, a jeszcze inni mają kryjówki, gdzie się chronią przed ich mocą. Każdy chciał żyć. Powiem ci, że życie nie jest takie kolorowe jak może się wydawać. Trzeba iść dalej. Z nimi nie żyje się źle, ich władza jest także sprawiedliwa. Ale… - przerwał na moment i przymknął powieki - Nigdy nie sprzeciwiaj się rozkazom, a także nie idź do wioski. Gdy ktoś wejdzie już nie wychodzi. Najwyżej gdy są jakieś zjazdy wiosek i chcą z nimi konkretnie omówić coś ważnego. Wtedy wypuszczą cię jak należy…
-Odbył się już taki zjazd?
-Tak - przytaknął. - Raz. Wróciłem wczoraj, ale nie mogę ci powiedzieć. To jest tajne i nikt po za władcami nie może tego znać. - powiedziała pewnie. Patrzała na niego z pewnością w głosie. - Chcesz się tam dostać?
-Nie - odpowiedziała stanowczo. - Nie mam zamiaru od początku cierpieć. To co się stało, musiało. Straciłam wszystkich, ale mogę żyć od nowa. - pochyliła się przed nim. Tak jakby leżała. - Była bym wdzięczna panie jak bym mogła zostać. Nie chcę już tam wracać, chciałabym zostać w tym miejscu, aby wszyscy myśleli, że umarłam. To by był najlepszy pomysł. Nikt by nie dowiedział się, ze żyję.
-Drogie dziecko zostań tu ile chcesz. Mój dom jest twoim domem. - wstał i podszedł do niej chwytając i unosząc by wstała do pozycji prostej. Popatrzał w jej oczy. Uśmiechnął się szczerze. - Lubisz dzieci?
-Tak. Choć nigdy nie.. - do pomieszczenia wbiegło małe dziecko i uśmiechało się. Popatrzało na zielonooką i na mężczyznę.
-Tatusiu to będzie moje mamusia? - poczuła jak na policzkach występują rumieńce. To było pierwszy raz gdy dziecko nazwało ją mamusią. Mężczyzna pokręcił głową i uśmiechnął się.
-Sakura - zdziwiła się, że ją zna. - Przedstawiam ci moją córkę Chika. Jest bardzo energiczna i wszystko uwielbia. Będziesz musiała na nią uważać. - uśmiechnął się.
-Tatusiu choć się ze mną pobaw.. lub pozbierać kwiatki. Proszę, ten jeden raz. - ciągnęła go za szaty. Westchnął. Przytuliła się do jego nóg i uniosła głowę patrząc na ojca. Jej mina wyrażała smutnego pieska.
-Chika mówiłem ci, ze dzisiaj nie mam czasu. Wiesz ile mam roboty. Wszystko musze wypełniać by wiedzieć, ze wszyscy są podlegli Akatsuki. Wiec proszę cię…
-Podły jesteś. Obiecałeś mi wczoraj. - zrobiła naburmuszoną minę. Spojrzała się na dziecko i na twarzy można było zauważyć nikły uśmiech. Przyglądała się dziewczynce, która nie była zadowolona z powagi swojego ojca.
-Wiem, ale wypadło mi coś. Muszę dla przywódców wypełnić papiery. Niedługo przyjadą po nie. Wiec może pójdziesz z Sakurą? - zapytał. Różowo włosa popatrzała na niego, a potem przeniosła wzrok na dziewczynkę, która uśmiechnęła się szeroko. Chwyciła ją za rączkę i pociągnęła do ogrodu. Gdy wyszli z budynku, jej oczom ukazał się piękny duży ogród. Dziewczynka biegła, a raczej podskakując po kamiennych schodach. Po obu stronach kwitły drzewa wiśni, które tak uwielbiała. W tym momencie pąki zaczynały kwitnąć. Szła wolno patrząc na dziewczynkę, która z radości podskakiwała. Z daleka zobaczyła wiele drzew, krzewy z różami a także wielkie jezioro z mostem. Przejścia po miedzy nimi…
Zeszła i dziewczynka pobiegła do ławki, gdzie był w jej klatce chomik. Przyglądała mu się smutnymi oczami. Nie rozumiała. A zwierzątko spało, powoli oddychając. W miejscu gdzie byli był cień, i różne rodzaju kwiatów wraz z skałami i drzewami.
Sakura przykucnęła przy klatce i patrzała się na zwierzę. Dokładnie wiedziała, co się z nim dzieje, ale nie chciała używać chakry by pomóc, bała się teraz cokolwiek zrobić. Tylko musiała się upewnić.
-Co mu się stało?
-Ma już prawie dwa lata i zdycha. A był takim fajnym zwierzątkiem. Lepszym od innych jakie miałam. - powiedziała łamiącym się głosem. Sakura patrzałam na nią i na zwierzę. Nie miała pojęcia, że nie może używać chakry, ale wolała zaryzykować i ocalić to małe zwierze. Otworzyła i wzięła do ręki małe zwierze. Piszczał boleśnie… Na dłoni dziewczyny pokazała się zielona chakra, którą leczyła. Owinęła ciało zwierzęcia, wewnątrz siebie czuła się słabo, ale chciała by dziewczynka się cieszyła z tego, że będzie z nią. - Co ty robisz? - gdy skończyła odstawiła chomika do klatki.
-Daj mu odpocząć do jutra. Powinien być zdrowy, ale musi nabrać sił.
-A co zrobiłaś?
-Powiem ci coś, ale musisz milczeć i nikomu nie mówić.
Kiwnęła głową.
-Jestem medycznym ninja. - posłała lekki uśmiech.
-Świetnie! - krzyknęła radośnie. - A skąd mój tata cię sprowadził? Zawsze opiekuje się takimi młodymi dziewczynami jak ty. Mówi, że przed takimi zależy nasza przyszłość świata shinobi. Podlega Akatsuki, ale nie pozwoli by zrobili ci krzywdę. Gdy kogoś uratuje to jest dla niego ważny, możesz się uważać za jego córkę. O super! To jesteśmy siostrzyczkami. Nareszcie kogoś młodszego tatko znalazł. - uśmiechnęła się promiennie. Zielonooka wpatrywała się w dziewczynkę, która zaczynała zbierać kwiaty. Przykucnęła naprzeciwko tafli jeziora. Odbicie widziała, swoje podpuchnięte oczy od płaczu. Wyglądała okropnie, ale wiedziała, że nad sobą nie może się użalać.
Patrzała na dziewczynkę, która była pełna życia po przez nawet taką groźną wojnę. Wiedziała, że każdy człowiek w społeczeństwie cierpiał, gdy ginęli znajomi, rodzina a także własne dzieci wraz z mężczyzną którego się kochało.
-Co cię trapi? - zapytała delikatnie Chika
-Nic takiego.
-Chodzi o wojnę? - zapytała - Wiesz mój tata mówił, ze może lepiej się stało. Jest jeden władca i nie Am kłótni o wioski i wielkie kraje. Jest jedno imperium, którym rządzi nowy przywódca Akatsuki. Jest na razie stanowczy, ale pod jego rządami jest cały świat shinobi, więc nie ma po co się użalać nad wszystkim. - posłała promienny uśmiech. Tylko, że Sakura nie będzie potrafiła się pogodzić z odejściem najważniejszych jej osób. Popatrzała na niebo, i na chmury które zakrywały ognista kulę. Przymknęła powieki i rozkoszowała się wilgotnym wiatrem. Na policzek spadła kropla deszczu rozbijając się na mniejsze kropelki.
-Zaczyna padać. - wyszeptała. Spłynęła po jej policzku tak jakby to ona płakała. Wzięła klatkę z chomikiem i odeszły razem z dziewczynką pod dach koło domu. - idź zanieś swojego chomika do pokoju aby miał cieplej. - kiwnęła głową i odeszła. Usiadła na drewnianym podeście, który lśnił od czystości. Wpatrywała się w krople deszczu rozbijające się na skalach, liściach jak i trawie. Przymknęła delikatnie powieki, które drżały. Do jej głowy na powrót wleciały wspomnienia z Czwartej Wielkiej Wojny:
Stałam w centrum wioski przyglądając się wszystkim szkodą. Martwi shinobi leżeli blisko mnie, budynki wybuchały, ludzie uciekali jak najdalej. Po delikatnym ciele spływała wolno gęsta krew. Wolno, tak jakby żyje uciekało z mojego ciała. Przez skroń, policzek, żuchwę, i szyję, aż dobiegła do serca, gdzie się zatrzymała.
Dziecięcy krzyk rozniósł się po okolicy. Spojrzałam w bok, a moim oczom ukazała się wielka gąsienica goniąca dziecko. A jej pysk otwierał się by pożreć dziecko. Zacisnęłam dłonie w pieść, poczułam wydobywającą się chakre. Dziecko upadło i rozbiło sobie kolano. Zniknęłam i uderzyłam z całej siły. Chwyciłam i rzuciłam odsyłając na drugi koniec miasta. Ręce drżały, ale wolałam umrzeć niż zostawić tą dziewczynkę.
-Uciekaj - powiedziałam. Ona uniosła się i pobiegła najszybciej jak mogła. Każde dziecko było chronione w jednej. Wskoczyłam na jeden z budynków i przyglądałam się szkodą jakie wyrządziła najgroźniejsza organizacja w świecie. Przełknęłam głośno ślinę. To co się tu działo było okropnością. Mój wzrok przeniósł się na generalny budynek, widziałam poturbowaną Tsunade ledwo stojącą na nogach.
-Sakura! - spojrzałam się do tyłu. Za mną stała Ino.
-Czego? - warknęłam na nią.
-przestań. Przyłącz się do nich, to będzie lepsza sytuacja dla wszystkich z wioski. Ty dobrze o tym wiesz, jesteś najlepszym medycznym ninja i wiesz co się stanie z tą wioską za niecały czas. Wszyscy zginiemy! - krzyknęła. Obejrzałam się przez ramię i zlustrowałam ją obrzydliwym spojrzeniem. W tamtej chwili ona była zdrajcą wioski Liścia. Jedynie Naruto wraz ze mną pozostał przy zdrowym rozsądku. Walczyliśmy o swoje, każdy miał swojego przeciwnika. - Otrząśnij się z tego faktu, i przestań wszystkich bronić. Masz jeszcze sporo chakry, ale siły ci nie wystarczy!
-Chyba mnie nie znasz. - powiedziałam. - Siła jest po to by walczyć, a z tego czerpię najwięcej. Tsunade tez cię uczyła, ale widać nie potrzebne ci to było, bo niczego się nie nauczyłaś. I Anie powstrzymuj mnie. Za wioskę i ludzi chcę zginać, za nich bo walczę przy Naruto. On jest dla mnie rodziną, nie pozwolę Akatsuki zniszczyć tego co kocham. - ruszyłam po rozwalonych do połowy budynkach w stronę mentorki. Patrzałam na nią jak broni się bezskutecznie. Atakowało ją dwóch najgroźniejszych wrogów Konoha. Jeden zaatakował chidori, a drugi wodą? To było nie możliwe, ale jednak. Odepchnęłam ją szybko. Krzyknęłam głośno czując nagły ból w każdej komórce i tkance. Wszystko drżało pod tym naciskiem. Szkarłatna ciecz nadmiernie gotowała się w ciele. Wszystko umilkło nagłe. Nie dochodziły do mnie żadne głosy, choć coraz lepiej zaczynałam słyszeć. Męskie głosy były zimne i nic nie czujące.
Ból przeszywał ciało, gdy zrobiłam ruch wszystko bolało. Skóra na rękach i w innych miejscach była popękana i sączyła się krew. Spojrzałam delikatnie w bok, Hokage leżała delikatnie otworzyła powieki. Nic nie słyszałam, ale potrafiłam wyczytać z jej ust słowa „Uciekaj, Sakura. Daleko. Jesteś najlepszą uczennicą, i nie poddawaj się nigdy”. Potem jej ręka bezwładnie uderzyła o dach. Odeszła do lepszego drugiego świata, gdzie był spokój i cisza.
-Nigdy się nie zmienisz. - poczułam na szyi oddech. - Ratować to co i tak już nie uniknione. Proszę cię, to wszystko zginie. - poczułam jak chakra Tsunade mnie oplątuje. Czyli ona mi oddała swoje techniki, dlaczego? - Wiec radzę ci, abyś zaprzestała się bronić i do nas się przyłączyła. - spojrzałam przed siebie, gdzie stał On. Ten, którego tak nienawidzę. Tej całej dwójki najbardziej. Zacisnęłam ponownie dłoń w pieść. Obróciłam się i uderzyłam z całej siły w twarz. Wbił się w następny budynek rozwalając go na pół.
-Nigdy!! - krzyknęłam. - Wolę umrzeć! - skoczyłam w krater ciemności. Biegłam szybko, by przestać myśleć o śmieci Tsunade. Teraz musiałam walczyć z samą sobą, by znienawidzić ich jeszcze bardziej.
-Za nią! - usłyszałam władczy głos brata Sasuke. Widziałam piątkę ninja, którzy za mną podążali, aż na skraj głów Hokage. Stanęłam na bardziej wystającym. Musiałam urzuć tego co było konieczne, a moja technika, a przy okazji zakazana była najlepsza by przeżyć wszystko i uratować pozostałych z wioski…
-Nie rób nic pochopnego - mówił jeden z nich. Patrzałam na ich ochraniacze byli z Wioski Piasku. -Powin…
Jej przemyślenia przerwał nagły trzask i znalezienie się na deskach. Było ciężko jej wstać skoro ktoś leżał na niej. Włosy miała ułożone w nieładzie, a oczy przymrużone. Nie wiedziała co się dzieje? Ciemne włosy chłopaka opadały na jej twarz. Jego dłoń znajdowała się na jej jednej piersi, ale wiedziała że to był przypadek.
Westchnęła.
Patrzała na mężczyznę, który się do niej przytulał. Wiedziała, ze jednak coś tu nie gra. Miała złe przeczucie, ale nie do tego co się stało w tej sytuacji, tylko do przyszłości. Czuła, że jej życie się zmieni szybciej niż mogła sobie wyobrazić.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Witam,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, tak mi smutno, że Naruto zginął, i jak się okazje Sakura tylko przeżyła...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia