piątek, 13 lipca 2012

002


Chłopak delikatnie uniósł głowę, a ona patrzała na niego. Ich spojrzenia się spotkały. Miał takie przejrzystą czerń w oczach, ale nie widziała czegoś czego naprawdę u mężczyzn szukałam. Był podobny do jej przyjaciela z drużyny, poszukiwali razem z nim Sasuke. Jej byłego przyjaciela, teraz śmiało nazywała go wrogiem. Nie może się pogodzić, że On, ten którego darzyła głębokim uczuciem zabił wszystkich, których tak kochała.
Chłopak oderwał się od niej. Patrzała na kałuże, w której było widać jej odbicie. Teraz zobaczyła jak szkaradnie wygląda. Policzki całe w ranach, małych ale jednak! Ręce wyglądały podobnie, ale jakimś sposobem uszła z życiem. Wiedziała, że los nie powinien jej ocalić, ale jednak stało się! Ona jedyna z walczących przeżyła, a to cios dla kunoichi odosobnionej od prawdziwego domu. Być nieprzytomną tak długi czas i nie mieć kontaktów z rzeczywistością, co działo się przez ten czas? Ona nie wiedziała. Jedynie mogła się wszystkich dopytywać o szczegóły. Choć na pewno by nie powiedzieli, bali by się konsekwencji.
-Przepraszam cię za to. Nie chciałem. - uśmiechnął się delikatnie i niewinnie. Patrzała na niego z delikatnością i lekkim bólem. Odczuwała jeszcze skutki tamtej wojny, każdą komórkę przechodził promień bólu. Usiadła po turecku, i wpatrywała się w kałużę, gdzie krople deszczu robiły promienie.
-Nic się nie stało. - uśmiechnęła się delikatnie. Wziął papiery i odszedł. Wiedział, ze coś tą kobietę trapi i musi ją zostawić. Blisko siebie zauważyła scyzoryk. Chwyciła go i wpatrywała się w ostrze, które lśniło. Przejechała ostrym końcem od opuszka palca zatrzymując się na samym środku dłoni wbijając sobie aż usączyła się ciemna jucha, dalej przejechała w stronę nadgarstka, krewska krwi odznaczała się po rysach noża. Zatrzymała się dalej na nadgarstku i wbiła lekko w odznaczającą się żyłę.
Zamachnęła się i rzuciła nóż, który wbił się w sam środek kory oddalonej od niej parę metrów. Miała jeszcze celność bardzo dobrą, nie potrafiła pudłować. W drżący nóż patrzała wściekła, jej wyobraźnia krążyła koło Uchiha. Właśnie najstarszego z nich miała na myśli rzucając ten nóż w samą zewnętrzna warstwę drzewa. Oczy wyrażały wściekłość do niego i młodszego brata, wiedział co w najbliższym czasie musiała zrobić. Zabić!  Śmierć czeka tylko tą dwójkę, do nikogo innego nie czuje nienawiści.
Wstała delikatnie z desek i ruszyła prosto przed siebie. Deszcz obmywał wolno rany, delikatne ciało, włosy, ubrania. Wszystko przyklejało się do ciała. Jedynie grzywka delikatnie falowała na wietrze delikatnie ocierając o policzki. Po brzoskwiniowej skórze spływały krople dając niemal małe ukojenie i pozbywając się zbędnych myśli.
Uchwyciła szybko nóż. Przedarła po miedzy nogami materiał kimono. Chciała sprawniej się ruszać. Pobiegła schodami w dół, chciała dostać na polanę, gdzie mogła by sprawdzić siebie czy ma w sobie na tyle siły by pokonać wszystkich na raz. Dwoje Uchiha będą trudnymi przeciwnikami jak dla niej. Przemierzała las blisko domu, by chociaż trochę zobaczyć na co ją stać w małym treningu. Kolce krzaków ocierały o skórę, raniąc dogłębnie. Czuła się wolna biegnąc przed siebie nie zwracając uwagi na nowo pojawiające się rany.
W swoim ciele czułą ta chakre, która dawno nie była używana. Stanęła przy wielkim dębie, a naprzeciwko niej potężne klony. Skoncentrowała się. Wbiła nóż w drzewo przy którym stała delikatnie skulona. Spod byka patrzała na drzewo. Zniknęła i uderzyła z całej siły naładowaną chakra drzewo. Odskoczyła. Trzask, drzewo przewracało się w drugą stronę. Uśmiechnęła się. Miała jeszcze siłę co wcześniej, nawet większą. Oparła się o korę drzewa. Uniosła głowę przymykając powieki.
-Przepraszam was.. - po policzku spłynęła nie widzialna łza, którym obmył deszcz. - gdybym potrafiła cofnąć się w czasie nie doszło by do tego. Byście wszyscy żyli, Wioska tkwiła by życiem, nikt by nie zdradził. Wszystko wyglądało by inaczej, ale… - przerwała wyciągając nóż z drzewa. - byłam słaba. Moje siły były do niczego, a teraz muszę przyznać się do tego. Nie mogę uciekać cały czas przed prawdą. Nie pomogłam Tsunade, Naruto… Nikomu! - powiedziała. Zacisnęła mono dłoń na rękojeści noża. Nie potrafiła się z tym pogodzić co się stało. Wolała by umrzeć, ale najpierw musi Ich zabić by umrzeć godnie. Musiała to zrobić. Wyczuła zbliżającą się chakre podążającą w jej kierunku. Obróciła się plecami do tego kogoś. Zaczęła bawić się sztyletem.
-Złamałaś rozkaz władcy.
-Którego? Jeśli chodzi ci o Akatsuki, to nigdy nie byłam im podległa. - wiedziała już, ze ten mężczyzna jest z nimi. Obróciła się i rzuciła w niego naładowanego chakrą sztylet, który przebił mu na wylot serce. Nie chciała się patyczkować z nim. Podchodziła do niego, lecz rozpłynął się w powietrzu zamieniając się w czarne pióro kruka. - No to jest problem. Jego klon? Co On tu robi, lub czy czegoś szukał? Teraz to na pewno kogoś wyśle by mnie zabili. - mówiła do siebie. Uchwyciła szybko sztylet odchodząc. Nie miała zamiaru spotkać się z panem domu. Wiedziała, gdzie miała pokój, wiec tam wolała pójść i się przebrać.  Idąc wolno nie zwracała na nic uwagi. Jej głowę zaprzątały myśli dotyczące dawniejszych czasów. Stanęła na mostku wpatrując się w taflę nie kształtnej wody. Włosy opadały w dół.
-Co ty tu robisz w taką pogodę? - usłyszała męski baryton dobiegający z boku. Popatrzała się, lecz włosy zakryły jej widoczność. Delikatna ręka odgarnęła niesforny kosmyk włosów za ucho. Popatrzała na niego, jego bursztynowe oczy wpatrywały się w nią. Uśmiechnął się promieniście. Brązowe włosy były delikatnie postawione co sprawiało wrażenie przystojnego i seksownego. Odwróciła głowę.
-A nie widać? Stoję.
-Rozchorujesz się, a wiesz że taka piękna kobieta nie może. Na zdrowie tobie źle by wpłynęło. Może pójdziemy do domu? - zapytał cicho do jej ucha. Dla niej było to dziwne, dlaczego tak się do niej przybliżył? Nie powinien, co dopiero się poznali, a  nawet nie znali swoich imion.
-Nie, dziękuję. Postoję sobie jeszcze przez chwilę.
-Będziesz kobietą upartą. - zaśmiał się cicho. - Choć, radze ci. Co dopiero się obudziłaś, a już wychodzisz na taką pogodę. Jeśli mój ojciec się dowie, że stałaś w deszczu w samym środku ogrodu to będzie zły. Uwierz mi znam go. No i musisz się przebrać. Kto cię tak poharatał?
-Nikt.. Czekaj… - chwycił za rękę i ciągnął do budynku. - jesteś synem tego mężczyzny? To ile On was ma?
-Szczerze to nie rodzonym. Ma tylko córkę ośmioletnią. Kochana z niej dziewczynka, a jaka uczuciowa. - uśmiechnął się. - Uratował mnie kiedyś z płonącego budynku, gdy byłem mały. Pracuje dla niego, właśnie wracam z jednej wioski. I mam dla niego pewne informacje, ale nie będzie zadowolony bo kto by był.. - posłał jej promienisty uśmiech. Stanęli pod dachem domu. Patrzał na nią z delikatnością. Chciała zostać sama, ale on ciągnął ją przez korytarz. Nie wiedziała co zrobić.
-Poczekaj. - zatrzymał się i patrzał na nią. Jego oczy były przyciągające, ale odwróciła wzrok. Chwycił jej podbródek delikatnie.
-Nie chcesz na mnie patrzeć?
-Nie o to chodzi. Jesteś no… Nie ważne. Idę - zaczęła iść, ale on ją złapał delikatnie za nadgarstek i ścisnął. Zatrzymała się i spojrzała w jego bursztynowe oczy. Jego oczy spoglądały na jej delikatną twarz. Uśmiechnął się.
-Dokończ.
-Nie. A tak ogólnie to jak ci na imię?
-Hisaki. Jestem doradcą naszego pana, a także opiekowałem się tobą gdy spałaś przez prawie dwa miesiące. Tylko coś mnie dziwiło.. - zaczął. Patrzała na niego zaciekawiona, nie rozumiała co go tak ciekawiło. Dotknął delikatnie jej policzka pieszczą. Chwyciła jego rękę a on się uśmiechnął.
-Co takiego?
-Dlaczego wymawiałaś imię władcy świata shinobi? - zapytał cicho.
-Że jak?
-Mówię poważnie. Jak do ciebie przychodziłem słyszałem jego imię, ale nie wypowiadałaś tego z nienawiścią, było normalnie. Lecz twoje dłonie zaciskały się na mojej dłoni, aż używałaś chakry. - pokazał swoją prawą dłoń, która była cała poparzona. Patrzała na to przerażona, sama nie rozumiała czemu to zrobiła. Jej wściekłość obróciła się na niego i poparzyła jego rękę.
-Zrobiłam ci coś więcej?
-Nie - powiedział odwracając wzrok. Wiedziała, że zrobiła jeszcze gorszą rzecz podczas snu, a właściwie podczas medytacji. To właśnie tak się nazywało, gdy ktoś wpadał w taką długą śpiączkę nazywało się połączeniem duszy. Nabierała siły do kolejnych dni, lecz siły duchowej.
-Co ci zrobiłam? Powiedz mi, Hisaki. Proszę, to dla mnie ważne. - westchnął cicho. Pociągnął ją w stronę jednego pokoju, który należał do niej. Patrzała na niego. Przesunął shoji by nikt nas nie zobaczył. Z bioder rozpiął pasek na którym wisiały dwa miecze w kaburze. Walczył przeciwko prawdzie, ale to było konieczne. Każdy walczył po stronie Akatsuki by żyć na tym świecie. Rzucił na łóżko kabury z paskiem. Rozpinał guzik za guzikiem. Stanał i spojrzał na nią.
-Lepiej nie - zaczął zapinać. Lecz powstrzymałam go i sama zaczęła mu rozpinać bluzkę. Patrzał na nią z delikatnością i przymknął powieki. Przeraziła się nie na żarty, dotknęła delikatnie wielkiej szramy, która była zrobiona przez jakiegoś demona. A to zrobiła ona, przez sen. Nie myślała, że może coś takiego zrobić.  Była uczuciowa i choć nie znała za bardzo mężczyzny to żałowała wszystkiego. Delikatnie opuszkiem palca wędrowała od początku prawego obojczyka w dół po skosie. Zatrzymała się dopiero na brzuchu gdzie się skończyło.
-Boli? - zapytała
-Czasami, ale to małe przebłyski. - na jej dłoniach pojawiła się zielona chakra. Popatrzał na swój brzuch, gdzie czuł miłe wibracje wysyłane przez jej chakre, czul także rozkosz, ale i ból po przez to ze zaczęło się mu bardziej goić rana. - jesteś medycznym ninja z Konohy, tak? - kiwnęła jedynie głową. - Muszę przyznać masz siłę. Rzadko zdarza się by medic - ninja miał aż tak dużą siłę by bronić się przez sen.
-To nie był zwykły sen, medytowałam. Regenerowałam się podczas medytacji i musiałam wspomnieć cała wojnę gdy próbowałam bronić ludzi i ty byłeś ofiarą podczas tego stanu ducha. Wybacz mi za to, nie chciałam. Po prostu mam złe wspomnienia i mogę każdego zranić w tej chwili. - jej chakra zniknęła, a jego ręce i klatka piersiowa była w lepszym stanie. Po jej policzku spłynęła łza i odwróciła się do niego plecami. Nie chciała by nikt widział jak płacze, ale emocje brały nad nią górę. Poczuła silne ramiona oplątujące ją nad piersiami, a z tyłu wyrzeźbiony tors. Jego głowa przytuliła się do jej ramienia.
-Nie płacz. - pocieszył ją. - Zrobiłaś to nieświadomie. Byłaś w stanie melancholii nic się wtedy nie pamięta. Wiec nie ma po co tego rozpamiętywać. Przebierz się i choć ze mną powinni cię tez inni poznać. Znasz już córkę pana?
-Tak.
-Słodka jest. A jeszcze trzeba iść do pana i powiedzieć mu nowe wieści, nikt z tego nie będzie zadowolony tak jak mówiłem. Raczej będą przestraszeni tej nowiny. Być grzecznym, aż mnie cierpi przechodzą. - wzdrygnął się. - Ale damy radę, nie?
-O czym ty mówisz. Kto przyjeżdża? - zapytała. Choć wiedziała kto to może być, musi na wizytę przyjechać. A ona musi na jakiś czas zniknąć i nie pojawić się dopóki On nie zniknie stad.
-Dowiesz się. - uśmiechnął się i wyszedł z pomieszczenia. Otworzyła szafę, gdzie były tylko kimona. Wzięła jedno z nich, które było na okazałe sytuacje. Odłożyła. Chwyciła następne, całe zielone pozłacane niteczką. Rozebrała się szybko i nałożył na siebie suche rzeczy wraz z zori. Chwyciła spinkę i rozpuściła włosy przeczesując je szczotką. Ułożyła je do tyłu i rozsunęła shoji. Mężczyzna na nią spojrzał i na jego twarzy zawitał mały uśmiech. - Ładnej ci w rozpuszczonych.  - szli razem przed siebie. - Teraz powinien być obiad. Idziemy czy nie?
-Nie jestem głodna. - przed niemi pojawiła się Shayen
-Tu jesteś szukałam ciebie. Obiad jest powi.. powinniśmy iść. - popatrzała na Hisaki’ ego który uśmiechał się. - Miło, że już jesteś. Pan będzie zadowolony. I jak ci poszła z Nimi rozmowa?
-Daj spokój. Okazało się, że wcześniej tu przyjedzie. Idiotyczne. - przysłuchiwała się tylko ich rozmowie. - Ale chodźmy na obiad.
-Po obiedzie wszyscy mają stawić się u Pana by wszystko omówić. Sakura ty też - zwróciła się do dziewczyny. Kiwnęła głowa. Kobieta szła z przodu, a oni z tyłu w milczeniu. Zielonooka nie chciała się teraz odzywać myślała nad tym co może się stać jak tu będzie On. Doszli do Sali, w której wszyscy siedzieli. Popatrzała na wszystkich, a oni nie zwrócili na nią uwagi. Jedynie mała dziewczynka popatrzała na nią i rzuciła się na chłopaka..
-Hisaki! - ucieszyła się. - Jesteś nareszcie. Wiesz, ze mam siostrzyczkę?
-Tak? A kto nią jest? - zapytał
-Sakura.
-Już zasłużyłaś na bycie jej siostrą? Ja na to musiałem pracować parę lat. - powiedział i westchnął. Wzruszyła ramionami. Odbiegła do swojego talerza z jedzeniem i konsumowała dalej. - Nie wiem co zrobiłaś, ale polubiła cię. A wielu nie lubi z naszego grona, będzie chciała z tobą często bywać.
-Patrzcie kogo moje oczy widzą. - powiedziała kobieta o rudych włosach - Dupek przylazł.
-Idiotka się odezwała. - zaśmiał się. - A w dodatku barbie. - Sakura usiadła na wolnym miejscu.
-Zamknij się nie jestem nią.
-No nie wiem, na taką wyglądasz. - zaśmiał się cicho. - Sakura to jest ruda, zawsze ma coś do kogoś. Uważaj na nią, ma nie równo z głową. Mozę każdemu wydrapać oczy tymi pazurami. A tak naprawdę to się we mnie podkochuje - puścił jej perskie oczko. - zaśmiała się głośno i chwyciła nóż którym wycelowała w niego ale nie rzuciła.
-Nigdy! Jesteś obrzydliwy! - unisoła na niego głos.
-Przestaniecie się kłócić? - zapytała kobieta o fioletowych włosach i wpatrywała się w nich. - Głowa zaczyna mnie boleć od tych kłótni. Nie chcę dostać przez was migreny.
-Histeryczka się odezwała - powiedziała rudowosa.
-Jak mnie nazwałaś? - zapytała trzaskając otwartymi dłoń w stół wstając.
-A co może głucha jesteś?
-Ty małpo!
-Zdzira! - krzyknęła. Sakura nie wiedziała co jest grane. A wszyscy śmieli się z tego co się dzieje w ich towarzystwie.
-Ja ci dam zdzira! - krzyknęła i rzuciła w nią widelcem, a  tamta nożem, który wbiły się w ściany. Szukały czegoś jeszcze na stole. Jedna i druga wyrwały osobą siedzącym obok noże z ostrym końcem. Rzuciły ponownie. Sakura nie mogła w to uwierzyć co widziała. Usłyszała ciche jękniecie dziecka. One nadal się kłóciły. Poderwała się nagle, a krzesło upadło z hukiem. Dwie dziewczyny popatrzały na nią.
-Matko! - odezwała się ruda. Wskazała na dziewczynkę, która miała zraniony policzek. Z rany sączyło się duża ilość krwi, która opadała jej na kolana. Hisaki patrzał na nie wściekły. Były przestraszone z tego co zrobiły, nigdy im się nie zdarzało trafić człowieka.
-Amai - patrzał na fioletowo włosom - Itami! Przestańcie w końcu w siebie rzucać.
-Nienawidzę was!! - krzyknęła ośmiolatka do dziewczyn. Sakura kucała przy niej patrząc w jej załzawione oczy. Delikatnie dotknęła koło rany. Jęknęła z bólu. Na dłonie ponownie pokazała się medyczna chakra do uleczenia małej rany.
-Może trochę szczypać. - powiedziała delikatnie. Chika przymknęła powieki mocno i uśmiechała się delikatnie. Po jej policzku przechodziły miłe wibracje, ale ani grama bólu i szczypania. Zaśmiała się cicho. Na policzku dziewczynki nie było ani jednego zadrapania. Chwyciła ją za rękę i uśmiechnęła się. - Już po wszystkim.
-Dziękuję. - ucałowała Haruno w czoło za to co zrobiła. - jesteś kochana, chciałabym mieć taka mamusie. - wstała i wybiegła z pomieszczenia.
-No proszę co za zaszczyt - powiedział brązowo włosy mężczyzna.
-Ta nie każdy dostaje taki zaszczyt od tego bachora. - powiedziała Itami.
-Zamknij się! Co ty możesz  o niej wiedzieć! - brązowo włosy na nią fuknął. Bronił dziewczynki jak mógł by nie była przez nikogo oczerniana. Sakura razem z chłopakiem wyszła kierując się do jednego pomieszczenia gdzie mianowicie siedział sam jego Pan, która uratował wszystkim życie w tym budynku. Powinna być mu wdzięczna i był, ale jej czyny mówiły o czymś innym. Sama by chciała być u swoich najdroższych przyjaciół, ale nie mogła. Miała jeszcze misje do spełnienia by Oni zginęli bolesną śmiercią.


1 komentarz:

  1. Witam,
    Dużo weny życzę ciekawe kto ma przyjechać, czyżby Iatchi? Sakura zaskarbiła sobie względy małej...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń