Delikatny wiatr hulał po dworze. Liście jak i płatki różowych kwiatów mieszały się tańcząc w powietrzu. Korony drzew szumiały tak jak zechciał wiatr. Średniej długości włosy delikatnie unosiły się. Kaskada włosów dziewczyny opadła na ramiona, czoło i mały dekolt..
Miała na sobie granatowe komono szyte z dwóch warstw. Pierwsze leżąca pod spodem jasno fioletowa, a druga granatowa. Na brzuchu piętnastocentymetrowy czerwony pas. Kimono sięgało do ziemi, lecz było głębokie rozcięcie, a krawędzie materiału falowały przy silnym wietrze. Od kolan w dół nogi były odsłonięte, a stop bose. Wszystko ją bolało od dzisiejszego snu. Miała nadzieję, że nie będzie musiała się spotkać z mężczyzną. Materiał ciągnął się za nią…
Kazali to ubrać na uroczystość. Niby jaką? Dla niej ten mężczyzna nie jest nic warty. Mogłaby go zerżnąć na kawałki, ale nie chciała narażać. Pragnęła by jej nie zobaczył, mogłaby wtedy żyć inaczej. Nie musiałaby sprzeczać się sama z sobą. Usłyszała szelest krzaków, ktoś nadchodził w jej stronę. Nie myślała o tym kimś, za bardzo nie interesowała się kobietą. A skąd wiedziała? Czuła to.. te kroki jedynie należały do płci pięknej. Spojrzała w górę.
Promienie słoneczne gilgotały twarz dziewczyny. Gdyby tak było czerwone zrozumiała by, że nie może się nigdzie pokazać. Ona, ta której zepsuł całe życie nie będzie miała wobec niego uczuć. Zmienił życie w wielką zagadkę, i masę pułapek przed którymi sama musi uciekać, i dać się złapać? Nie, nie może wpaść w ich sidła. Musi uciekać, choć zdaje sobie sprawę, że wszędzie ma wrogów. Każdy napotkany człowiek to jej wróg, nigdzie nie ma przyjaciół. Wszystkich których znała przyłączyli się bądź zostali zabici.
Także jej rodzice, bardzo dobrzy ninja przyłączyli się do najgorszych. Dlaczego? Bali się. Nie ich, ale własnej śmierci. Nie chcieli umierać, pragnęli dalej żyć. Żyć w pewnym stopniu, ale Sakura już nie wspominała. Jedynie miała ich za swoich wrogów. Zrobili błąd i za to muszą zapłacić.
-Sakura - usłyszała przy sobie kobiecy głos. Otworzyła delikatnie powieki i popatrzała na kobietę z płomieniście rudymi włosami. Znała ją z jadalni, ale nie odzywały się do siebie. Słuchała jedynie kłótni.
-Itami, jak dobrze pamiętam. - powiedziała - Stało się coś? - zapytała delikatnie by grać pozory nie roztrzęsionej z powodu upadku własnego domu. Choć dawno nie nazywała go domem, lecz siedziba Akatsuki. Od momentu, gdy dowiedziała się kto tam przesiaduje. Znienawidziła miejsce w swoim sercu. A serce zamknęła dla wszystkich, nikt nie miał do niej pełnego dostępu.
-Nic. Za chwilę będzie…
-Nie idę by go przywitać. Pan o tym wie. - patrzała z niedowierzaniem. Sakura wzruszyła ramionami. Wiedziała jakie mogą być konsekwencje, ale nie miała najmniejszego zamiaru się pokazywać. Dopóki on tu będzie nie pokaże się przy rezydencji. Przeszła przez jezioro na drugą stronę. Na tafli odbijała się jej sylwetka, gdy szła robiła pręgi. Odbiła się od wody i stanęła na jednej z potężnych gałęzi. Za nią zawirowała woda do gór. Z stóp ciekła kropelkami woda błyszcząc w słońcu.
Usiadła. Oparła głowę o wijący się w górę pień. Błękitne chmury zakryły słońce. Usłyszała rżenie koni? Odwróciła wolno swoją głowę w bok. Z daleka widać było dwa konie ciągnący powóz.
-Uchiha za bardzo się wozisz. Ten swój egoistyczny tyłek. - na jej ciele wystąpiła niebiesko zielona chakra. Próbowała się powstrzymać, by jej nie wyczuł lecz wiedziała, że tak łatwo przed nim nie da się ukryć. Złapie ją nawet na końcu świata. Przymknęła powieki dając pozwolenie wiatru aby bawił się włosami i wiszącym materiałem kimona. Spojrzałam na dłonie a w nich zaświeciła błękitna poświata.
-Przestań. - usłyszałam męski głos dobiegający z dołu. Spojrzałam w tamtą stronę. Był to brązowo włosy mężczyzna z bursztynowymi oczami. Znalazł się tuż obok mnie na drugiej gałęzi.
-Czy ty nie powinieneś być w rezydencji.
-Właśnie idę. Byłem na spotkaniu. Przyniosłem ci coś. - pokazał mi małą papierową torebkę. Uchwyciłem. Wylądował na ziemi - Będę lecieć bo jeszcze powiedzą, ze nie chciałem się wstawić na miejscu. To do zobaczenia. - zniknął pozostawiając po sobie kłęby szarego dymu. Miała szczerą nadzieje, ze nic ją nie zdziwi tego dnia, i nie będzie musiała spotykać swojego najgorszego mężczyznę w życiu. Nie byli razem, ale spędził z nią dużo dni by mogła powiedzieć jego pozytywne i negatywne strony. Lecz dla niej bardziej pasowały negatywne, teraz jedynie widziała te, a nie inne. Dla niej był mordercą nikim więcej…
Otworzyła papierową torebkę. Wyjęła z niego większą wykałaczkę a na niej trzy kuleczki w trzech różnych kolorach: beżowym, różowym i zielonym.
-Dango. - wypowiedziała do siebie. Nie mogła powstrzymać się od uśmiechu. To co kiedyś było nie zmieniło się od tak na pstryknięcie palca. Oczy miała pełne radości gdy zobaczyła te trzy kuleczki. Pierwszy raz od pewnego czasu. Do głowy nalatywały różne wspomnienia, ale najbardziej skupiła się na jednym z nich.
Siedziałam na ławeczce w parku machając nóżkami. Na sobie miałam zieloną sukienkę.. ławka znajdowała się w parku koło drzew wiśni, gdy zawiał przyjemny wiatr płatki kwiatów wirowały w powietrzu. Przymknęłam powieki i rozkoszowałam się podmuchem wiatru.. Na policzkach poczułam delikatne, ale męskie ręce. Uśmiechnęłam się..
-Itachi-kun? - zapytałam
-Ne.. księżniczka musi zawsze rozpoznać? - zapytał. Znalazł się tuż przede mną. Uśmiechnęłam się. Zauważyłam, ze teraz trzyma w dłoni małą torebkę. Patrzałam na niego z małym uśmiechem. Spuściłam głowę, aby nie widział ze coś mnie trapi. - Stało się coś?
-Nie, nic. - uśmiechnęłam się. - Nie powinieneś być na misji?
-Wróciłem z niej. Mówiłem, ze szybciej wrócę. - potargał mi włosy ręką. Zrobiłam oburzoną miną, nie lubiłam jak to robił. Ale co ja mogłam? Lubił robić mi na złość. Usiadł obok mnie i patrzeliśmy się wspólnie na spadające płatki kwiatów. - ładne są, prawda? Zawsze gdy je widzę myślę o jednej osobie.
-Tak? - zapytałam. - twoja dziewczyna na pewno jest zadowolona, ze tak o niej myślisz. - zaśmiał się cicho. Miał piękny uśmiech, lecz za często nie było dane go oglądać. Miał dużo misji…
-Nie mówiłem o niej. Między nami będzie koniec niedługo. - wypowiedział - Jakoś nie idzie nam ten związek. Ona chce abym był przy niej, a moim zadaniem jest tez chodzić na misje. Gdyby ktoś to kiedykolwiek zrozumiał.
-Przecież to zrozumiałe. Kochasz wioskę i chcesz dla niej jak najlepiej, aby miała więcej pieniędzy na inne rzeczy. Czemu ona tego nie potrafi zrozumieć? - zapytałam. Nurtowało mnie jedno. Jak to możliwe, że rozumiała w tak młodym wieku wszystko co chciał usłyszeć. Uśmiechnął się zniewalająco. Westchnęłam cicho. Otworzył papierową torbę i wyjął długą wykałaczkę a na niej trzy kulki. - Dango.. - wypowiedziałam.
-Lubisz?
-Jeszcze jak. Mogłabym je codziennie jeść. - uśmiechnęłam się.
-Wtedy mamy coś wspólnego. - podał mi jedną wykałaczkę bym mogła sobie zjeść. Wyjął druga i wyrzucił papierową torbę do śmietnika. Było miło z jego strony, że kupił też dla mnie. Zaczęłam konsumować. Najpierw wzięłam beżowego koloru. Poczułam smak wanilii, za bardzo nie lubiłam tego. Wzięłam się za następne o smaku truskawki. Smakowało mi zawsze, a trzecie był koloru zielonego. Chciałam już zjeść, gdy Itachi odebrał mi pałeczkę i sam zjadł.
-Nie.. - powiedziałam żałośnie. Byłam na niego zła i zrobiłam oburzoną minę. - To był mój ulubiony smak! - obróciłam się do niego tyłem.
-Oj daj spokój. Ja też ten smak lubię.
-To nie znaczy, że możesz mi brać to co lubię. Ja chciałam… - przytulił się od tyłu do mnie.
-Spokojnie, księżniczko. Kupię ci jeszcze, kiedyś.. - schował twarz w moje długie różowe włosy. - Szkoda, ze nie jesteś trochę starsza. - wyszeptał mi do ucha. Po plecach przeszły mi drgawki. Lecz nie te gorsze, były przyjemne. Kiedyś mi powiedział, ze będzie moim „ochroniarzem” na całe życie? Brzmiało to trochę dziwnie.
-Dlaczego?
-Powiedziałem ci kiedyś.. - mówił. Wdychał moją woń - Będę twoim ochroniarzem na całe życie. Kiedyś postaram się związać z tobą. - teraz zrozumiałam chciał zostać moim mężem w przyszłości. Nie interesowałam się za bardzo Uchiha, teraz byłam inna. Chciałam żyć i się niczym nie przejmować. - Na zawsze.
Ze wspomnień obudził ją głośne rżenie koni. Otworzyła powieki i wstała przyglądając się rezydencji. Zauważyła luksusowy powóz, i jego gdy wysiadał. Wszyscy mu się kłaniali. Zacisnęła dłoń na korze, która pękła z trzaskiem.
Mężczyzna obrócił się w jej stronę, lecz nie mógł niczego zauważyć. Sakura była nastawiona negatywnie na mężczyznę. Była pewna, ze długo nie wytrzyma. Skoczyła na następne drzewo i tak po kolei, aż znalazła się w mieście.
*
Stał na drewnianym podeście i przygadywał się szumiącym drzewa. Wyczuł ją daleko. Nie było jej na terenie, ale był pewny, że jest tutaj. Nikt mu nie kłamał. Teraz jedynie musiał ją zobaczyć. Miał szczerą nadzieję, że niedługo staną twarzą w twarz. A teraz chciał jak najszybciej załatwić potwierdzenie paktu.
Dla otoczenia był zimny, nie miał zamiaru pokazywać pozytywnych uczuć. On, ten który zabił cała wioskę, teraz miał zamiar wyszukać swoją „księżniczkę” której obiecał coś i miał zamiar to spełnić. Dla niego obietnice były świętością. Pamięta bardzo dokładnie te dni, w których obiecywał zostać tylko jej ochroniarzem. Co obowiązywało przez dłuższy okres czasu, dla niego to jeszcze obowiązuje…
Wiatr pobawił się jego grzywką wraz z włosami zawiązanymi w kitkę. Odgarnął delikatnie. Miał głęboką nadzieję, że będzie inaczej jak sobie wyobrażał. Lecz sądził, ze tak łatwo mu nie będzie. On i jego przepuszczenia zawsze były dobre, a Sakura go ponad wszystko nienawidziła.
Ubranie delikatnie falowało. Miał na sobie czarną bluzkę, pod spodem bluzkę w siatkę. Na szyi miał dwa naszyjniki. Jeden z nich miał czarną żyłkę, do niego były przyczepione srebrne, owalne kółka. Drugi był na małym srebrnym naszyjniku, a wisiorek w kształcie czerwonej łezki, a w środku znajdował się płatek wiśni. Nikt nie pytał się od kogo go dostał. Nie mieli prawa o takie coś się pytać. Nie odpowiedział by na pytanie. Dlaczego? Bo nie chciał by ktokolwiek się dowiedział o obietnicy dotyczącej kobiety, którą tak w młodym wieku bardzo polubił. Na nogach znajdowały się czarne spodnie, na udzie - blisko kolana znajdowała się kabura. Na to wszystko włożył czarny płaszcz, a z tyłu z nadrukiem czerwonej chmurki z białą otoczką.
-Witaj panie - przywitał się pan rezydencji. Spojrzał na niego zimno, nie mając żadnych uczuć w oczach. Tych ciemnych jak otchłań. Wszyscy się kłaniali. Nie musiał jej szukać, wiedział, że nie ma jej tutaj. W tym gronie, musiała odejść by się z nim nie spotkać.
-Słyszałem.. - zaczął z wolna. - że macie tu nową dziewczynę, lecz jej nie widzę. - wszyscy milczeli jedynie Hisaki drgnął gdy powiedział o tym, że wie o dziewczynie. Widział reakcje chłopaka. Sam drgnął z pozostałych, czyli wiedział o kim mówi przywódca Świata Shinobi.
-Tak, jest tu nowa dziewczyna. - odpowiedział starszy mężczyzna. - Prawdopodobnie teraz jest w mieście.
-Dobrze. Po przybyciu chciałbym ją zobaczyć.
-Ale..
-Powiedziałem. - powiedział władczo. Przeszedł obok każdego, starszy mężczyzna ruszył za nim. Pokazał Hisaki’emu, ze ma iść po nią. A ten pokręcił głową. Nie chciał by pokazała się monarchy. Patrzał na niego srogo. Gdyby teraz po nią poszedł, nie zaprowadził by jej do nich. Nie mógłby jej zdradzić. Bardziej zależało mu na niej, niż na kimś innym.
-Załatwimy sprawy papierkowe. Mam rozumieć, że jesteście skłonni by być mi posłuszni? - zapytał dosyć głośno.
-Tak.
-Dobrze. - powiedział. Chciał wyjść za zakrętu, lecz na niego ktoś wpadł. Była to dziewczynka, która upadła z hukiem na deski. Jęknęła cicho i masowała sobie łokieć. Pojawiła się lekkie krew.
-Prze… - zamilkła, gdy zobaczyła na kogo wpadła.
-Chika. - wypowiedział ojciec. Wstała szybko, i kłaniała się. - Co ci powiedziałem? Nie miałaś biegać. - odwróciła wzrok. Było jej wstyd i jeszcze krzyczał na nią przy przywódcy. - idź do swojego pokoju.
-Ale chciałam.. - nie dokończyła, odwróciła się i szła z powrotem do swojego pokoju. Odwróciła się do ojca i przywódcy Kraju Shinobi. - Ale musze najpierw coś powiedzieć Komuś. - czarne oczy patrzały na nią. Mógł się domyślać o kogo chodzi. Jedynie domysły mu zostały.
-Niech idzie. Niechcący wpadła. - powiedział Itachi. - Zaraz dojdę, chcę z twoją córką zamienić parę słów. - stała i patrzała a ojciec przeszedł obok. Bał się, że może coś jej zrobić, ale nie mógł zareagować. Gdy mężczyzna wszedł ukucnął przy niej. Nie patrzała na niego jedynie na swoje rączki, którymi się bawiła. - Do kogo idziesz? Nic ci nie zrobię możesz mi powiedzieć.
-O siebie się nie boję panie. Bardziej o moja „siostrzyczkę”
-Siostrzyczkę? Nazywasz tak tą nowa kobietę?
-Tak. Jest bardzo miła i nie robi nigdy nic na złość. Jest w niektórych momentach smutna i zamyślona. Jakby chciała wydostać się z tego świata i więcej już nie cierpieć. Próbuje to ukrywać, ale ktoś musiał zrobić jej przykrość. - uśmiechnęła się delikatnie. Węglowe oczy wpatrywały się w nią z zimnem. - Może pan się nie patrzeć takimi oczami na mnie. To przeraża.
-Wybacz. Przyzwyczajenie. - zmienił swój wyraz oczy na łagodniejszy. - Zdradzisz mi tej „siostrzyczki” imię i skąd pochodzi. - patrzała na niego. Wiedział dokładnie, że dziecko wszystko może powiedzieć, a musiał się dowiedzieć.
-Obieca pan, że krzywdy jej nie zrobi?
-Obiecuje.
-Więc dobrze. - westchnęła cicho - Słyszałam jak mówili, że pochodzi z Wioski Liścia. Znaleźli ją pod gruzami całą poharataną, używała chyba jeszcze chakry. Ma na imię Sakura. - uśmiechnął się do niej. Wzięła głęboki wdech i patrzał dokładnie w jej oczy. Nie chciał nic robić tylko stał i delikatnie potargał włosy dziewczynce.
-Jak wróci powiedz mi, chciałbym z nią porozmawiać. Dziękuję ci. -odszedł do pomieszczenia, gdzie powinien znajdować się mężczyzna, z którym miał podpisać rozejm miedzy Akastuki a Wioską Trawy.
Zasunął za sobą shoji. Usiadł naprzeciwko mężczyzny. Zaczęli obmawiać pewne reguły i zasady, które mają panować pod jego rządami. Nie chciał, aby ktoś się sprzeciwił. Miał głęboką nadzieję, ze to nikogo nie spotka. Gdyby się sprzeciwił czekała go nagła śmieć i w dodatku bolesna.
*
Siedziała na gałęzi drzewa wymachując nogami. Stopy były nadal bose, nie przejmowała się czy może zachorować. Cieszyła się jedynie, że była daleko od rezydencji. Nie spotka go i to go cieszyło. Miała szczerą nadzieję, że wyjedzie jak najszybciej po załatwieniu wszystkich formalności.
Rozpuściła włosy, a wiatr bawił się różowymi kaskadami szarpiąc na wszystkie strony. Zasłaniały od czasu do czasu twarz by nie mogli zobaczyć tych pięknych zielonych oczu, które mówiły wszystko. Jedynie wyrażające ból z nadzieją na lepsze jutro. Podmuchy buchały w twarz dając ukojenie, którego naprawdę pragnęła.
Westchnęła.
Tak bardzo chciała wydostać się z świata. Z tej agonii, którą codziennie przeżywa. Śmierć by była dobra w tej chwili, tak jakby serce stanęło i nigdy nie można było ruszyć. Przywrócić życia… Udręką, którą żyje była taka inna. - mająca nie właściwy tor życia.
Na kaskadzie włosów zaczepił się płatek kwiatu wiśni. Chwyciła go i przyglądała się dokładnie. Jej ufność upadła, nie miała już takiego czegoś jak mogło się nazywać „nadzieja”. Zniknęło z jej ust takie słowo. Nie znała go!
-Sakura.. - usłyszała, ale nie zwróciła uwagi. Nie odczuwała żadnego bólu. Musiała się do tego przyzwyczaić co się z nią działo. Każda tęsknota, rozłąka musiała być unikana. Nie mogła się do tego przyzwyczaić, ale próbowała choć odrobinę. - Sakura! - spojrzałam w dół znajdował się tam brązowo włosy mężczyzna mający w oczach ból. Zeskoczyła w dół delikatnie na palce. Wyprostowała się patrząc na mężczyznę. Pod jej stopami była ciepła ciecz koloru szkarłatu. Jej stopy były całe w czerwonej mazi. Było to miedzy innymi jej krew.
-Stało się coś?
-Poniekąd.
Uniosła brew do góry.
-On wie. - patrzała na niego dokładnie lustrując każdy jego ruch. - Wie, że się znajdujesz w Wiosce Trawy. A tez to, ze mieszkasz w rezydencji. Chce się zobaczyć. I zdaje mi się, ze nie opuści tego miejsca do czasu gdy cię nie spotka. -patrzała na niego wściekła. Nie powinna się denerwować, ale co miała zrobić? On jej nóg krew zaczęła wyparowywać. Przymknęła powieki, po jej ciele przeszedł nagły impuls. Nie była nikim więcej jak kunoichi, ale za to bardzo silną o czym inni nie wiedzieli. Na ciele pokazała się mało widoczna chakra niebiesko zielona. Wybuchła wściekłością! Jej średniej długości włosy wydłużyły się do maksymalnej długości jaka kiedyś chciała mieć, ale nie przyznawała się do tego. Jej kształty kobiecości także się powiększyły. Kimono odznaczało każdą jednostkę jej ciała. Można teraz było dostrzec w niej kobietę, którą każdy by chciał posiadać.
-I po co mi to mówiłeś?! - zapytała głośniej.
-Co ci się…
-Nie ważne! - fuknęła. Wiedziała, że jak używa chakry jej pragnienia mogły się spełnić. Nie korzystała dlatego ze wściekłością. Starała się uspokoić każda komórkę podczas walki. Nie mieszała za często chaakry z medyczną. Raczej wszystko używała z osobna…
-Powiedz mi. Dlaczego dostałaś większych kobiecych kształtów i włosy ci urosły aż do ziemi. To dziwne zdarzenie. Nigdy nie widziałem takiego czegoś. Pierwszy raz się spotykam z… - nie dokończył, przerwała.
-Wiem, że to dziwne. Sama jestem dziwna, ale tak u mnie zadziałała mieszana chakra. Zmieszana medyczna z ninjutsu, tajutsu i genjutsu zrobiły to co kiedyś pragnęłam. Stać się bardziej wyraziście inną kobietą. Teraz tego żałuję. Już więcej nie będę mogła użyć tej chakry - wiedziała, ze chce się jej zapytać. - Dlaczego? Ponieważ raz mogłam na sobie użyć. Tego cofnąć się nie da. Więcej nie mogę na siebie użyć. Jedynie mogę się nią chronić… - westchnęła tym wszystkim zażenowana. Materiał delikatnie falował odsłaniając większą część nóg. Uderzyła z całej siły w drzewo. Po okolicy rozniósł się głośny trzask opadającego drzewa.
-On się tu może zjawić.
-Trudno. Już wie, że tu jestem. Nie wiem skąd, ale prawdopodobnie Deidara wydukał mu wszystko i jego sługusy. - popatrzała na niego z pewnością. Chciała jak najszybciej się ulotnić, ale nie było to możliwe. Ona była teraz uwieziona w swojej nienawiści do starszego Uchiha. Koło nich pojawił się szary dym będący odpadem od huku drewna.
-Sakura nie przejmuj się tym. Uspokój się - uchwycił jej dłonie. Chciał przytulić do siebie, ale odeszła kawałek od niego. Nie chciała teraz być przytulana, pocieszana. Chciała tylko stanąć w cztery oczy z Itachim. I powiedzieć mu co o nim myśli w tym momencie. Kiedyś to było co innego, a teraz to rzeczywistość. Omamił ją, a ona mu wierzyła jak dziecko.
-Idę do niego. - szła twardo przed siebie. Miała zamiar w końcu po tym czasie powiedzieć mu tyle przykrych słów. I to dla niej się najbardziej liczyło. Nikt i nic więcej nie liczyło się dla tej dziewczyn. Nic! Tylko ta wściekłość wobec bruneta.
-Nie ma mowy - chwycił ją i nie pozwalał odejść. Patrzała na niego niezrozumiale. Chwyciła mała czerwoną wstążkę. Zawiązała szybko na włosach by nie dotykały ziemi. To dla niej było trudne do przyzwyczajenia. Teraz będzie żyła z takimi włosami, które były jej pragnieniem od kiedy poznała Itachiego. Tyle, że teraz chciała to cofnąć i to bardzo. - Najpierw będziesz musiała pokonać mnie, aby tam się przedostać.
Witam,
OdpowiedzUsuńItachi wie, że Sakura jest tutaj, i tak prędko nie odejdzie, a to wspomnienie urocze...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia